Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rachunki za gaz postawiły Spółdzielnię Mleczarską w Łużnej pod ścianą. Oni jednak powiedzieli stanowczo: nie damy się zamknąć!

Halina Gajda
Halina Gajda
W porównaniu z innymi, łużniańska spółdzielnia jest naprawdę mała. Skupuje mleko od rolników z kilku okolicznych wsi - Łużnej, Biesnej, Woli Łużańskiej, Staszkówki
W porównaniu z innymi, łużniańska spółdzielnia jest naprawdę mała. Skupuje mleko od rolników z kilku okolicznych wsi - Łużnej, Biesnej, Woli Łużańskiej, Staszkówki Halina Gajda
Pogłoski o naszym upadku są przedwczesne, aczkolwiek przyznam, że nie jest łatwo. Barbara Niemaszyk, prezeska Spółdzielni Mleczarskiej w Łużnej właśnie tak, w telegraficznym skrócie komentuje obecną sytuację w firmie, którą kieruje. I chwilę później zapewnia: zepniemy się, choćby nie wiem, co i nie damy się zamknąć.

Powiedzieć, że w łużniańskiej spółdzielni spinają poślady, żeby przetrwać, to nic nie powiedzieć. Bo pracownicy ograniczają i reorganizują dosłownie wszystko, na czym można zaoszczędzić: od grzania pomieszczeń i ciepłej wody po solidarne bezpłatne urlopy.

- Pozostawiliśmy w produkcji cały dotychczasowy asortyment poza twarogiem, ale zupełnie inaczej zorganizowaliśmy pracę – mówi prezeska. - Nie damy się zamknąć. Takiej opcji nie przewiduję – zastrzega kolejny raz.

Walenty, który nie przyniósł dobrych wieści

Łużniańska spółdzielnia to tak naprawdę spożywcza manufaktura. Zatrudnia mniej, niż dziesięć osób. Produkuje tylko na lokalny rynek, w niewielkich ilościach. Wyspecjalizowała się w serach podpuszczkowych, które schodzą od ręki. Robią też masło. Jest jak od babci, jeszcze z odrobiną maślanki. Smakosze cmokają z zachwytu. Zakład wprawdzie nie zbijał fortuny na swoich produktach, ale wszyscy stabilnie pracowali, a gorliczanie mogli kupić od nich nabiał w najwyższym gatunku.

- Tak było do 14 lutego tego roku, gdy przyszedł pierwszy w tym roku rachunek za gaz – opowiada Barbara Niemaszyk. - Niczego złego nie przeczuwałam, gdy otwierałam kopertę. Później był już tylko szok – dodaje.

Cyfry w rubryce „do zapłaty” układały się w jeden ciąg: 32 000 złotych. Pierwsza myśl, która przyszła prezesce do głowy, była taka, że to błąd, jakaś fatalna pomyłka. Po którymś telefonie do spółki gazowniczej okazało się, że błędu nie ma…
- Z szybkiego przeliczenia wyszło, że cena kilowatogodziny skoczyła nam z czternastu groszy do 1,14 zł – przytacza. - Nawet nie chcę liczyć, ile to jest procent, bo wystarczy mi porównanie grudnia 2023 do stycznia 2024. Wcześniej płaciliśmy miesięcznie około sześciu tysięcy, a od nowego roku pięciokrotnie więcej – dodaje.

Pięciokrotnie więcej

Do tej pory spółdzielnia nie szastała kasą na prawo i lewo, ale teraz nie zostało nic innego, jak wejść w tryb awaryjny. Jak samochód, który ma defekt, ale mimo wszystko jedzie. Przede wszystkim zmienili metodykę produkcji i skupu mleka. O ile wcześniej przerób mleka prowadzony był raz w tygodniu, to teraz linia i piece uruchamiane są dwa razy w miesiącu.

- Po prostu, potrzeba mniej energii – kwituje. - Produkujemy rzadziej, ale sumarycznie z tej samej ilości mleka i z tym samym efektem końcowym. Zrezygnowaliśmy jedynie z wytwarzania twarogu – dodaje.

Gazowe ogrzewanie pomieszczeń zostało zredukowane do minimum. W zasadzie to zostało wyłączone. Na szczęście aura była do tej pory łaskawa i nie było trzaskających mrozów. Dogrzewali, i nadal to robią, farelkami na prąd. Na szczęście kilka lat temu spółdzielnia zainwestowała w fotowoltaikę. Wszyscy solidarnie zapowiedzieli, że każdy wykorzysta możliwość pójścia na urlop bezpłatny.

- Nie damy się zlikwidować – kolejny raz podkreśla prezeska.

Mieli mieć spokojną głowę...

Skąd taki gazowy strzał? Prezeska, dzisiaj z perspektywy czasu, pierwsze sygnały dostrzega w sytuacji sprzed dwóch lat gdy pojawiły się jaskółki zapowiedzi skoku cenowego. Wtedy, doradca biznesowy, którego przyznała im spółka gazownicza, wynegocjował dwuletnią umowę ze wspomnianą ceną 0,14 groszy za kilowatogodzinę.

- Zapewniał nas, że później nie powinno być jakoś znacznie drożej – wspomina. - Zresztą, teraz gdy dostaliśmy szokujący rachunek, też zapewniano nas, że będzie korekta. Na szczęście wolałam już dmuchać na zimne, więc od razu wdrożyliśmy program oszczędnościowy. Miałam rację, bo szybko okazało się, że korekty nie będzie. Zapłacić trzeba i nikogo nie interesuje, skąd weźmiemy – dodaje.

Ten sam doradca zaproponował jej, żeby weszła w umowę, która zagwarantuje jej niższą cenę przez trzy lata. By sobie to zagwarantować, spółdzielnia musiałaby wpłacić kaucję wynoszącą ponad sto tysięcy złotych. Zrezygnowali.
- To nie są zobowiązania, które odważyłabym się podjąć – podkreśla.
Jaki jest więc plan na przyszłość? Na razie, jak nazywa to prezeska, spinanie pośladków i oszczędności, poszukiwanie innego dostawcy gazu, może kupno paliwa na giełdzie. Analizy trwają i to na wielu frontach. Bo nie chcą nikogo zawieść – rolników, od których skupują surowiec, klientów, mieszkańców i samych siebie.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto