Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

List felicjanki przewędrował trzy kontynenty, by wrócić do Gorlic

Halina Gajda
Halina Gajda
fot. Muzeum PTTK Gorlice, halina gajda
List siostry Honoraty nie jest specjalnie długi. Zmieścił się na kartce. Wykaligrafowany piórem, bez marginesów. Tak jakby autorka na niewielkiej kartce chciała zmieścić, jak najwięcej informacji. Cieszy się z dobrobytu u brata, dzieli wieściami ze swojego życia. Wysłany ponad sto lat z opisem tego, co działo się w mieście w czasie I wojny światowej, zatoczył koło przez dwa, a w zasadzie przez trzy kontynenty, by po upływie ponad wieku wrócić do naszego miasta.

List przywiózł dr Michael Kaminski, który na co dzień wykłada na Królewskim Uniwersytecie Ropy Naftowej i Minerałów w Dhahran w Arabii Saudyjskiej. Z której by strony mapy nie patrzeć, to kawał drogi od Gorlic. Jak amerykański naukowiec, który pracuje w Azji, trafił do nas? Bardzo prosto. Można powiedzieć, że po naftowym sznurku. Uczy o ropie, a gdzie najlepiej to robić? W światowej kolebce przemysłu naftowego. Jego studenci, w ramach wymiany z Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie, przez dwa tygodnie jeździli po ziemi gorlickiej i krośnieńskiej. Skoro Gorlice, to oczywiście muzeum PTTK.
- Pierwszy raz spotkaliśmy się przed rokiem - wspomina Katarzyna Liana, przewodniczka po muzeum.

Dr Kaminski tłumaczył na język angielski jej prelekcję. Później rozmawiali jeszcze chwilę. Od słowa do słowa, gość przyznał, że jego przodkowie pochodzą z rejonu Krosna. Dokładnie ze Zręcina i Żeglec. Opowiedział również o starym, nieco pożółkłym już liście. Znalazł go na strychu domu, w którym mieszka jego mama w Pensylwanii.
- Był w pudełku, w których zgromadzone były różne inne listy - opowiadał nam.
Przy tym, o którym teraz mówimy, nie było koperty, nie było też innej korespondencji od tego samego adresata. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo dr Kaminski nie wyklucza, że gdzieś coś może jeszcze być.

Tomasz, Honorata, Bronisław - rodzeństwo z Żeglec

Rodzinna historia zafrapowała go na tyle, że zaczął rozpytywać po rodzinie. Wtedy dowiedział się, że napisała go siostra dziadka, Honorata. Dziadek Tomasz Buczyński wyjechał do Stanów Zjednoczonych jako bardzo młody człowiek. Szybko zaczął pracę w tamtejszej kopalni. To była dosyć naturalna kolej rzeczy wśród emigrantów z Europy. Potwierdza to choćby Martin Pollack w swoim „Cesarzu Ameryki”.
- W przemysłowym i kopalnianym zagłębiu Pensylwanii, oprócz Włochów i Irlandczyków zatrudnia się coraz więcej chłopów oraz pracowników dniówkowych z Europy Wschodniej. Nowo przybyłym imigrantom, z reguły niepiśmiennym i niemówiącym po angielsku robotnikom, przydziela się najcięższe i najbardziej niebezpieczne prace, fedrowanie pod ziemią, obsługę wielkich pieców, układanie szyn kolejowych.

Po zapewne niełatwym starcie na kompletnie obcej ziemi, Tomasz z czasem ułożył sobie tam życie, ożenił się. I pisał do rodziny w kraju - przede wszystkim do brata Bronisława, który został w rodzinnych stronach. Właśnie taki list przeczytała Honorata, a wtedy właściwie już siostra Maria Anania, felicjanka.
- Niezmiernie się ucieszyłam, że ci się świetnie powodzi - czytamy.

Opisuje, że w klasztorze jest jej dobrze, ma sporo obowiązków w kuchni, ale - jak to ujmuje - jest jej przyjemnie. Gratuluje bratu piątki dzieci: trzech synów i dwóch córek. Z kolejnych wersów dowiadujemy się, że po nowicjacie trafiła do domu zakonnego felicjanek w Besku, a potem przyjechała do Gorlic, gdzie zastał ją wybuch I wojny światowej. Pozostałe siostry wyjechały, bo bały się frontu. Honorata została w nim tylko ze służącą. Tak spędziła dziewięć miesięcy. Wszystko wskazuje na to, że były to najgorętsze dni wojny. Poszczególne akapity są jak stop-klatki. Scena, kilka słów opisu. Kolejna scena - podobnie. Nie rozpisuje się, nie użala, w zasadzie nawet nie skarży. Jakby nie chciała martwić brata tym, co przeszła.
- Służącą zabiło w naszym domu - relacjonuje Tomaszowi. - Ona była z jednej strony drzwi, a ja z drugiej. Mnie się nic nie stało, a ją zabiło - dopisuje.

Honorata wspomina również, że wtedy pożałowała decyzji o pozostaniu w Gorlicach i nie wyjechała razem z innymi zakonnicami. Nie mogła pochować swojej towarzyszki, bo w mieście cały czas trwała strzelanina.
- Kule i szrapnele latały tak, że od poniedziałku do soboty nie można jej było wywieźć na cmentarz - przytacza.
Jest i wspomnienie o zniszczonym kościele, mszach, które odprawiane były w ochronce, gdzie niejednokrotnie służyła do chrztu, bo nie było kościelnego, cudzie uratowanego życia, gdy pracowała w ogrodzie i w tym czasie ktoś zadzwonił do furty. Poszła sprawdzić, a gdy wróciła na miejsce, okazało się, że w miejsce, gdzie pracowała, trafił odłamek. Została tylko dziura i zwinięta w świder łopata.

Próbowała ukryć austriackiego żołnierza

Na strychu ochronki ukrywała żołnierza. Ktoś doniósł o tym Rosjanom. Patrol natychmiast się u niej zjawił. Zdawała sobie sprawę, że gdyby go znaleźli, to czekałaby ją pewna śmierć. Zapytali ją wprost: czy to prawda?
- Jak tak jest, to proszę szukać - miała odpowiedzieć.
Żołnierze natychmiast poszli na strych, A ona? Pewnie struchlała ze strachu. Patrol nie znalazł nikogo, ale nie dali za wygraną. Wpadli do kaplicy. Okazało się, że Austriak jakimś sposobem zszedł ze strychu, właśnie do kaplicy. Tam go schwytali. Zabrali ze sobą. Honorata pisze: jakby go znaleźli na strychu, to by mnie zabili, bo taki był rozkaz. Czy nie jest prawdą, jak Bóg się mną opiekował?
O dzielnej felicjance wzmiankował ks. Bronisław Świeykowski w swoich pamiętnikach. Dla nas to kluczowy dowód - na liście nie ma bowiem konkretnej daty ani miejsca, ale słowa duchownego są potwierdzeniem, że Maria Anania była w Gorlicach w czasie pierwszowojennej zawieruchy. W liście jest natomiast adnotacja 15 gr. W korespondencji felicjanka składa bratu życzenia z okazji Bożego Narodzenia, przesyła nawet kawałek opłatka.
- List musiał więc zostać wysłany w grudniu 1918 roku - domniemywa Mike Kaminski. - Ciocia Honorata gratulowała bowiem bratu piątki dzieci. To jedyny możliwy czas, bo rok później na świat przyszło kolejne jego dziecko - wyjaśnia Mike Kaminski.
Nie wiemy niestety, jak długo siostra Anania była w Gorlicach. Katarzynie Lianie udało się ustalić, że zmarła we wrześniu 1949 roku. W zakonnych księgach pozostał jedynie zapis, że ostatnią chorobę znosiła dzielnie, niczego nie wymagała, całkowicie oddała się woli bożej. List będzie można zobaczyć podczas wystawy z okazji 105.rocznicy Bitwy pod Gorlicami. Trwają prace nad jej przygotowaniem.

WIDEO: Magnes. Kultura Gazura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: List felicjanki przewędrował trzy kontynenty, by wrócić do Gorlic - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto