Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Justynka Bugno i jej tata mogą się wreszcie cieszyć z nowego domu. W remoncie pomogli lokalni przedsiębiorcy i fachowcy

Halina Gajda
W remoncie pomogli lokalni przedsiębiorcy, ale też budowlane złote-rączki. Bez Was by się to nie udało. Dziękujemy!
W remoncie pomogli lokalni przedsiębiorcy, ale też budowlane złote-rączki. Bez Was by się to nie udało. Dziękujemy! fot. halina gajda
Justynka ma swój pokój. Pierwszy raz w życiu. Jest półka, na której stoją zdjęcia ulubionych piłkarzy Wisły Kraków, jest szafeczka na prywatne skarby i jeszcze jedna półka na domowe karaoke. Tata też ma swoje miejsce. Małe, może trochę ciasne, ale swoje. Nie musi już dzielić pokoju z dorosłą bądź co bądź córką. Są wreszcie szczęśliwi.

W nowym mieszkaniu Grzegorza Bugny zebrały się dobre anioły. Nie mają skrzydeł, niektórych nikt nawet nie zna, ale mają wielkie, ciepłe serducha. Przyszli na zaproszenie gospodarza, trochę na parapetówkę, ale przede wszystkim, by odebrać podziękowania za pomoc w remoncie nowego lokum tej małej rodziny.
- Gdyby nie wy, to nic by się nie udało. No, normalnie by nie wyszło, żeby nie wiem co - gospodarzowi język plątał się ze zdenerwowania.

Remont, że mucha na ścianie wpada w poślizg

Kim byli aniołowie? Janusz Pietrucha, gorlicki przedsiębiorca, Krzysztof Miarecki, właściciel firmy Parkiet Producent Miarecki, Rafał Szutkowski i Tadeusz Marczewski - dwie złote rączki i radny miejski Mateusz Koszyk.

Jedni pomagali w finansowaniu, drudzy w „zagospodarowaniu” materiałów budowlanych. Żeby płytki zamiast w paczce znalazły się na podłodze w łazience, a szpachla i farba na ścianie w pokoju. Aniołowie mocno wzięli sobie do serca, że remont ma wystarczyć na długie lata. Efekt? - Mucha, gdy siądzie na ścianie, to wpadnie w poślizg. Pewnikiem niejedna połamie nogi - dowcipkował Grzegorz.

Justynka była naszą bohaterką, gdy w minionym roku tata podjął się jej terapii mało znaną kuracją aminokwasami. Jedni pukali po głowie - autyzmu nie da się wyeliminować, inni - kibicowali, pomogli zorganizować zbiórkę pieniędzy na aminokwasy, w których tata pokładał wiele nadziei. Udało się zebrać potrzebne środki, terapia się rozpoczęła. Wtedy okazało się, że jest jeszcze jeden temat - Justynka i jej tata mieszkali w jednym pokoju w kamienicy przy ulicy Mickiewicza. Jeden zagrzybiony pokój dla dwojga dorosłych ludzi. Tata zaczął starania o inne mieszkanie. Tu dzwonił, tam pisał, jeszcze gdzieś indziej prosił. Udało się - dostał przydział na Łukasiewicza. Od razu podzielił się dobrą wieścią z nami. Cieszyliśmy się wspólnie. Grzegorz wspominał jedynie, że mieszkanie wymaga gruntowniejszego remontu.
- Dam radę - zapewniał nas. - Małymi kroczkami zrobimy, co trzeba - mówił wtedy z przekonaniem.

Męskie postanowienie - dniówka na... 21 godzin

Redakcyjny entuzjazm opadł, gdy sami zobaczyliśmy lokal. Żeby nie wchodzić w niepotrzebne szczegóły - do wymiany było wszystko, łącznie z podłogami. Tylko okna na tym tle wyglądały dobrze. Grzegorz obstawał przy metodzie małych kroków, ale nam trudno było sobie wyobrazić, że niepełnosprawna córka wejdzie do takiego domu. Wtedy poprosiliśmy o pomoc Janusza Pietruchę, gorlickiego przedsiębiorcę.

Opowiedzieliśmy historię rodziny, kłopoty, pokazaliśmy zniszczone mieszkanie. Nie kazał nam czekać na odpowiedź, nie potrzebował czasu do namysłu. Poprosił o wspólne spotkanie. Odbyło się ono w redakcji. Było krótkie i na temat. Twarzy taty Grzegorza, po tym, jak usłyszał zapewnienie o pomocy, nie dałoby się opisać. Zdziwienie, zaskoczenia, radość, przerażenie i chyba nawet trochę ogłupienie. Jako to? Pomoże? Tak po prostu? Tak, tak po prostu ktoś obcy mu pomoże. Wyszedł z redakcji, a po dziesięciu minutach dzwoni.

- Spać przestanę, jeść też za dużo nie muszę - powtarzał nam w kółko przez telefon. - Ja tam będę siedział i robił, od rana do… rana - zapowiadał.

W pewnym sensie tak się stało. Któregoś dnia stanął w redakcyjnych progach. Lekko blady. - Chyba pobiłem rekord - westchnął cicho. - Dwadzieścia jeden godzin przy robocie - oznajmił.
Dostał wprawdzie od nas kubek kawy, ale i tak wysłaliśmy go do spania. Podobnych sytuacji było jeszcze kilka. Wpadał na dwie minuty, na przykład po to, by z przepastnej torby wyjąć tekturowe pudełko. Trzymał je niczym skarb jakiś.

- Patrzcie, kupiłem dwa halogeny do łazienki - cieszył się jak dziecko.

Justynka - młodszy pomocnik płytkarza

Remont nie był też prosty ze względu na Justynkę. Nie rozumiała, dlaczego tata zabiera ją w obce miejsce, nie pozwala niczego dotykać. Trochę przestraszona, początkowo oponowała tym wizytom.

Prace szły więc pełną parą, gdy dziewczynka była w internacie.

Nie zmieniało to nic, że gdy tylko tata przywoził ją w piątek do domu, zabierał, by pokazać nowe lokum. Tłumaczył cierpliwie, że wkrótce to będzie ich nowy dom.

- Początkowa nieufność gdzieś zniknęła - opowiada. - W końcu doszło do tego, że z trudem wyciągałem ją do starego mieszkania - dodaje.

Gdy z połogi zniknęła większość niebezpiecznych narzędzi budowlanych, Justynka była częstym kibicem prac remontowych. - Malowała razem ze mną ściany - opowiada Tadeusz Marczewski.

Któregoś dnia miała arcy-ważne zadanie, przytrzymania tyle co przyklejonej płytki. Nie oderwała ręki od ściany nawet na sekundę. Nie odpuściła, nawet gdy tata przyniósł obiad. Jedną dłoń trzymała na płytce, w drugiej miała widelec i tak zajadała posiłek. Doszło do tego, że z trudem pozwalała się wyprowadzić na nocleg do starego mieszkania.

- Wbrew temu, co się sądzi, autystyczne dzieci też potrafią okazać radość - mówi tata. - Justynka jest tego przykładem - dodaje.

Gdy już wszystko było dopięte na ostatni guzik, do mieszkania przyjechała delegacja pań ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Kobylance, gdzie w tygodniu uczy się dziewczynka. - Stanęły w progu i tonem nieznoszącym sprzeciwu oznajmiły, że przyjechały pomóc w porządkach po remoncie - opowiada Grzegorz.

Przyznaje, że nie miał szans z nimi konkurować, gdy w ruch poszły ścierki, gąbki, zmiotki.

- Od dyrekcji ośrodka dostałem też wsparcie finansowe, dzięki któremu Justyna ma już nowe łóżko - opowiada. - Ciągle się zastanawiam, jak ja się im wszystkim odwdzięczę - mówi wzruszony.

Radość taty wynika nie tylko z nowego mieszkania, ale też z faktu, że Justynka zrobiła ogromny krok do przodu. Gdy tłumaczył jej, że musi iść do szkoły, a on w tym czasie zajmie się kupnem łóżka dla niej, dziewczynka popatrzyła, zastanowiła się i powtórzyła: Justynka szkoła, tata łóżko.

- Czy to skutek aminokwasów? A może nowego mieszkania i nauczycielki, która z nią intensywnie pracuje - zastanawia się. - Pewnie wszystkiego, po trochu. Cieszę się z każdego nowego słowa mojej córki, a tych jest coraz więcej - podkreśla tata Justynki.

ZOBACZ KONIECZNIE:

WIDEO: Kierowcy kontra rowerzyści. Kto lepiej dba o bezpieczeństwo?

Autor: TVN24, x-news

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Czy warto kupować dzisiaj mieszkanie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto