Na łużniańskim, a właściwie bieśniańskim polu stanęło kilkanaście seniorek. Wszystkie uzbrojone we wiadra, kosze, motyki. Do roboty wręcz się rwały.
- Co to teraz – wzrusza ramionami jedna z uczestniczek. - Kiedyś, jak byłam mała, to o traktorze mało kto słyszał. Ojciec zaprzęgał krowy do pługa i takie to były wykopki. Czego pług nie zdołał wyorać, trzeba było rozgrzebać motyką. I każdego ziemniaka miało się w ręce. Dla dzieci największą frajdą było, jak ojciec „zwłóczył” bronami całą badylankę, czyli uschniętą nać ziemniaczaną. Robiliśmy z niej wielkie ognisko, do którego wrzucało się oczywiście ziemniaki – wspomina.
Łużna, jak wszystkie gminy, choć ma rolniczy charakter, to tradycyjnych gospodarstw ze świecą szukać. Zostały tylko pojedyncze, jak u pani Urszuli i Adama Szurów z Biesnej, którzy gospodarstwo wciąż utrzymują. To oni właśnie zaprosili przyjaciół z Klubu Seniora na wspólne wykopki. Żartobliwie komentowali później, że na przyszły rok będą już wiedzieli, gdzie szukać pomocy do pracy w polu, bo paniom robota dosłownie paliła się w rękach. Same zresztą później orzekły, że nawet nie zdążyły się porządnie zmęczyć. Co nie oznacza bynajmniej, że zrezygnowały z ogniska.
- Badylanki nie ma, bo w dzisiejszym świecie, to ona zazwyczaj nie zdąży dotrwać do wykopków, ale przecież po robocie spotkać się trzeba – komentuje z uśmiechem pani Dorota, również uczestniczka całej akcji. - Zamiast ogniska w polu, mamy piękne palenisko u naszej koleżanki Uli. Ziemniaki już wylądowały w ogniu, a nad nim zaraz zaczynamy pieczenie kiełbasek. Będzie wesoło i na pewno gwarnie – dodaje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?