MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Tłum gości na wernisażu z okazji 20-lecia pracy artystycznej Barbary Rudzińskiej. Biecka biblioteka z trudem pomieściła wszystkich gości

Halina Gajda
Halina Gajda
katarzyna zając
Ten wernisaż w bieckiej bibliotece będzie jednym z najważniejszych w tym roku. Z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że jego bohaterką była Barbara Rudzińska, artystka z Małego Krakowa właśnie. Drugi zaś – to osoba absolutnie nietuzinkowa. I to pod wieloma względami – osobowości, charakteru, aury, która roztacza wokół siebie, sposobu pracy. Tego po prostu nie da się nie czuć.

Przygotowania do wystawy trwały od kilku miesięcy. Pracownia Basi, bo tak zwykli o niej mówić mieszkańcy i każdy wie, o kogo chodzi, była jak plac boju. Im bliżej było do kluczowego momentu, w ów plac boju zamieniał się cały dom. Całe to szaleństwo osiągnęło punkt kulminacyjny na trzy dni przed otwarciem: w pracowni i domu najmniej było farb i pędzi, najwięcej zaś ram, opakowania po nich, kawałków folii i różnych innych dziwnych rzeczy, które raczej słabo kojarzą się ze sztuką.

Tarnowskie liceum plastyczne podwaliną

Kiedyś w rozmowie przyznała, że nie znosi pytania o to, od kiedy maluje. Zastrzegła, że odpowiedź będzie standardowa: od dawna, od dziecka, albo jak kto woli, od nowości. Nie, nie malowała ścian w domowym salonie, nie zdobiła wycinankami stołów. Nic w tym stylu. Tak normalnie malowała. Na kartkach z bloku rysunkowego. Kredką, akwarelką albo plakatówką. Czasem węgielkiem. Jak w duszy zagrało. Przełom przyszedł, gdy zaczęła naukę w liceum plastycznym w Tarnowie.

- Tam wszystko było możliwe - opowiadała. - Nikt nie był zdziwiony kolegą, który z dnia na dzień przefarbował włosy na zielono albo koleżanką, która na pierwszą lekcję przyszła z głową łysą jak kolano. Poza sztuką najważniejsze czego nas tam nauczyli, to szacunek do wszystkiego, co inne. Jakkolwiek dziwne czy zaskakujący by to nie było - podkreślała z powagą.

Któregoś dnia uznała, że musi pokazać światu, co tworzy. Niech świąt ją zweryfikuje, niech orzeknie, czy się podoba, czy nie. Wtedy jeszcze malowała małe obrazki. Z nich ustawiła się na drugim Jarmarku św. Piotra i Pawła w Bieczu.
- Spodobało się – wspomina z zadowoleniem.

Podczas XXXVI Salonu Gorlickiego Środowiska Plastycznego jury przyznało Barbarze Rudzińskiej pierwszą nagrodę im.  im. Alfreda Długosza. Uzasadnienie brzmiało: za wrażliwość i nadanie nowego życia materiałom dla większości ludzi już bezużytecznych

Biecz. Barbara Rudzińska, artystka malarka: blacha ma duszę ...

Pierwsza pracownia

Wydawać by się mogło, że parafialny jarmark nie ma szans, by wiele zmienić w życiu artysty, ale akurat w przypadku naszej artystki, było dokładnie odwrotnie.
- Miałam stoisko przed drewnianym domkiem z malwami przed gankiem. Od razu mi się spodobał – opowiada.
W całym zaaferowaniu związanym z jarmarkiem, po powrocie do domu zorientowała się, że na stoisku zostały sztalugi. Dla artysty, rzecz podstawowa. Może fortuny nie kosztują, ale warto zadbać, by mimo wszystko ich nie gubić. Basia wróciła więc do Biecza, przed ów dom, o który były oparte. Obejrzała go sobie dokładnie i zamarzyła o pracowni w nim. Najbardziej urzekły ją malwy, które rosły wokół ganku.

- Pamiętam pierwsze spotkanie z właścicielem – zaczyna tajemniczo. - Gdy przekroczyłam próg, zobaczyłam faceta, który ewidentnie robił ramę do obrazu. I zadałam mu oczywiście pytanie, o to, co robi – wspomina ze śmiechem. - Odpowiedź nie była oczywiście zaskakująca – dodaje.

Od słowa do słowa, dogadali się i wynajęła dom na pracownię. I choć poszła tam z kilkoma pędzlami i pudełkiem farb, a gdy zostawiała mokry obraz, to myszy odbijały na nim swoje łapki, poczuła, że wybrała właściwy kierunek w życiu.
- Spotkałam w życiu wielu ważnych ludzi. I to, że wielu z nich już nie ma, jest dla mnie najtrudniejszym doświadczeniem – mówi szczerze. - Tata, pani Krystyna Skowronek, Delia Fusek – wspomina cicho.

Nadawanie życia bezużytecznemu

W 2019 roku odebrała główną nagrodę XXXVI Salonu Gorlickiego. Zdzisław Tohl, wówczas dyrektor Muzeum Dwory Karwacjanów i Gładyszów wybór jury uzasadnił krótko: za wrażliwość i nadawanie nowego życia materiałom dla większości bezużytecznych. W tych kilku słowach zmieściło się wszystko: kobiece postaci malowane na kawałkach pordzewiałej blachy i widok libuskiego kościółka, uwieczniony na spalonych gontach, które z po nim zostały. Ruchy pędzla po nich, są jak pielęgnowanie malucha, który przyszedł właśnie na świat. Żeby niepotrzebnie nie zranić już i tak nadpalonej duszy, niczego nie poprawiać, nie mazać, nie zamalowywać.
- Nie będzie chałtury, masówki, setek egzemplarzy – zapowiadała niegdyś.
I tego się trzyma. We wszystkim, co tworzy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

STUDIO EURO 2024 ODC. 6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto