Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorlice. Restauracje zamknięte a jedyny sposób, by cos zjeść to dania na wynos. Nie wszyscy mogą się w tej rzeczywistości odnaleźć

Lech Klimek
Lech Klimek
Tętniąca na co dzień życiem karczma Huculanka teraz stoi pusta
Tętniąca na co dzień życiem karczma Huculanka teraz stoi pusta archiwum
Dane statystyczne podawane przez Wojewódzką Stację Sanitarno-Epidemiologiczną w Krakowie nie pozostawiają najmniejszych nawet wątpliwości. Od początku pandemii na terenie powiatu gorlickiego w restauracjach, kawiarniach, pubach i klubach nie doszło do nawet jednego przypadku zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2. Nie zmienia to jednak w niczym sytuacji właścicieli tych lokali.

DRUGA FALA: Przez restrykcje stracili środki do życia. Branża fitness umiera

Decyzją rządu restauracje, kawiarnie, puby i kluby są zamknięte. Można jedynie produkować dania na wynos.
- Drugi raz w tym roku zostaliśmy postawieni w sytuacji dramatycznej - mówi Iwona Budziak, gorlicka restauratorka. - Wiosenne zamknięcie, jakoś części z nas udało się przetrzymać. Teraz gdy zamykano nasze firmy w październiku, to nie mieliśmy zupełnie czasu, by się do tego przygotować. Restauracje zamknięto nam przed weekendem, dosłownie z godziny na godzinę, nie zważając na to, że mamy je zaopatrzone licząc na większy ruch. To wyglądało tak, jak gdyby rząd chciał się na nas zemścić za jakieś nasze grzechy – dodaje.

Posiłki na wynos nie zapewnią rentowności

Jak większość przedsiębiorców z tej branży pani Iwona został z pełnymi lodówkami i spiżarnią. Dla firm opierających swoje dania o świeże lokalne produkty to była tragedia.
- Podjęła dramatyczną dla mnie decyzję o zamknięciu restauracji – mówi Iwona Budziak. - W moim przypadku dania na wynos to był naprawdę margines bez większego znaczenia. Trudno się teraz spodziewać, że klienci zmienią swoje preferencje – dodaje.
Restauratorka nie zwolniła jednak personelu, jak mówi, czuje się za nich odpowiedzialna i tak długo, jak będzie to możliwe, postara się utrzymywać aktywne miejsca pracy.
W regietowskiej stadninie koni huculskich działa mająca spore grono wiernych konsumentów karczma Huculanka. Jej również dotknęły obostrzenia.

- Staramy się rozwijać działania, zaczęte już wioną – mówi Mirosław Waląg, dyrektor stadniny. - Mowa oczywiście o daniach na wynos. Nasz zasięg to około 15 kilometrów od stadniny, więc spokojnie znajduje się w nim Uście Gorlickie i oczywiście wszystkie miejscowości w okolicy – dodaje.

Zainteresowanie jest, choć nie gwarantuje jeszcze rentowności. W poprzednich latach jesień była czasem, gdy w stadninie organizowane były firmowe szkolenia. Uczestnicy stołowali się w karczmie. Teraz tego zabrakło, jednak dyrektor twierdzi, że nie ma planów ograniczania zatrudnienia.

Nie myślą o zysku, tylko o przetrwaniu

Kiedy premier Mateusz Morawiecki ogłaszał zamknięcie pubów i restauracji informował, że wstępnie jest to obostrzenie, które będzie obowiązywało przez dwa kolejne tygodnie. Obostrzenia zaczęły obowiązywać od 24 października Zamknięcie barów i restauracji zostało ogłoszone przez premiera Mateusza Morawieckiego dzień wcześniej, 23 października.
- To obostrzenie zaplanowane jest na razie na dwa tygodnie, z możliwością przedłużenia - mówił wówczas szef rządu. - Zdaniem specjalistów, w pomieszczeniach gastronomicznych znajduje się bardzo dużo osób na niewielkiej powierzchni. W związku z tym dochodzi do częstych zakażeń, a maseczka nie jest tam używana. Te pomieszczenia są słabo wietrzone - uzasadniał to wówczas Morawiecki.
Restauratorzy mogli spodziewać się decyzji rządu o przedłużeniu lub zdjęciu restrykcji.
- Chciałbym bardzo, życzyłbym wszystkim, żeby się na listopadzie to zakończyło, bo to będzie oznaczało, że możemy pod koniec listopada zmienić warunki funkcjonowania i - przy utrzymaniu rygorów sanitarnych - dopuścić działalność wielu tych przedsiębiorców - mówił premier podczas konferencji prasowej 27 października.
Z tego wynika, że bary, restauracje, kawiarnie, ale też siłownie, baseny i parki rozrywki pozostaną zamknięte do końca listopada. Premier zapowiedział jednak, że jeśli w listopadzie nie nastąpi poprawa sytuacji epidemicznej w kraju, to zamknięcie zostanie wydłużone.

- W tej chwili mój największy problem to zrobić zakupy i zapewnić wynagrodzenie pracownikom – mówi Joanna Markowicz-Pyzik, właścicielka restauracji Zajazd na Wzgórzu w Moszczenicy. - O czymś takim, jak zysk, nawet nie myślę. Najtrudniejsze są sytuacji, gdy mimo obostrzeń, do restauracji przyjeżdżają goście i chcą wejść, a my nie możemy ich wpuścić. Mimo zachęt nie zamawianą na wynos, bo chcieli zjeść w restauracji, a nie ze styropianowego pudełka – dodaje.

Ma cichą nadzieję, że grono stałych klientów, którzy zamawiają potrawy do domu, zostanie z nimi i dzięki temu uda się wspólnie przetrwać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto