Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorlice. Ignacy Łukasiewicz i trudny do odczytania zapis w starej księdze Głównego Spisu z połowy XIX wieku. Kto sobie z nim poradzi?

Halina Gajda
Halina Gajda
Główny Indeks - księga ocalała z pożaru miasta. Dwukrotnie pojawia się w niej pozycja "Ignacy Łukasiewicz"
Główny Indeks - księga ocalała z pożaru miasta. Dwukrotnie pojawia się w niej pozycja "Ignacy Łukasiewicz"
Pamiątek po Łukasiewiczu nie ma w naszych zasobach zbyt wiele, ale pośród tego, czym na pewno możemy się pochwalić, jest pewna księga. Okładka lekko zniszczona, ale strony w niej – nietknięte zębem czasu, niezbyt pożółknięte i zapisane niezwykle starannym pismem. Chwilami wręcz ozdobnym. Księga wielka nie jest, ale nazwisko Łukasiewicza pojawia się w nim dwukrotnie.

Pewne jest jedno – wspomniana księga na pewno nie jest meldunkowa. Po pobieżnej analizie można byłoby ją bardziej porównać do współczesnej „panormamy firm”. Być może jest to indeks własności nieruchomości z połowy XIX wieku. Skąd takie wnioski? Po pierwsze – pojawiają się tam nazwiska ludzi, o których wiemy z innych źródeł, że w połowie dziewiętnastego wieku prowadzili w naszym mieście różne działalności. Dla przykładu znajdziemy tam Ludwikę Bartko od której wynalazca kupił aptekę. Poza tym, kwestie meldunkowe są opisywane zwięźle: imię, nazwisko, adres. Tymczasem notki przy nazwiskach w naszej księdze wyglądają inaczej. Jedne ograniczają się do kilku słów, podczas gdy inne to całkiem spore wywody. O czym? To właśnie wciąż pozostaje pod znakiem zapytania.

- Księga, którą mamy, obejmuje lata 1858-1860. Na okładce, ale też paginach poszczególnych stron wyraźny napis Haupt Index, czyli Główny Indeks – objaśnia Katarzyna Liana z muzeum PTTK w Gorlicach.

Ramy czasowe wskazują, że pochodzi z czasów zaboru austriackiego, a język to najpewniej niemiecki. Osoba, która ją prowadziła, na pewno była wykształcona i bardzo swobodnie posługiwała się piórem i inkaustem – nie mylić z atramentem, który częstokroć prowadził do kleksów, co więcej, miał tendencję do blaknięcia. Tutaj pismo jest staranne, a ręka wprawiona w pisanie. Tyle tylko, że słowa trudne do odczytania.

Zważywszy na daty na okładce, księga przetrwała pożar miasta.

- Nie ma na niej żadnych śladów nadpalenia ani osmolenia. Ani na okładce ani na na kartkach – zwraca uwagę.

Z historii wiemy, że pożar był ogromny. Spłonęły między innymi siedziby starostwa, sądu, urzędu podatkowego, poczty, wydziału powiatowego, domu straży podatkowej, magistratu, szkoły, kościoła parafialnego, dwóch bożnic. Kilka osób umarło w płomieniach, wiele było poparzonych.

- Jak to się stało, że akurat ta księga ocalała – nie wiemy. Być może był to przypadek, ale nie możemy wykluczyć, że rejestr był szczególnie cenny i ratowany był jako pierwszy – dodaje.

Pozycja opisana jako „Ignacy Łukasiewicz” pojawia się w niej dwukrotnie. Pierwszy raz w 1858 roku i drugi 1859. Drugi wpis mógłby dowodzić, że w tym czasie Łukasiewicz wciąż przebywał w Gorlicach, a nie jak się powszechnie uważa – z naszego miasta wyjechał rok wcześniej. Z drugiej strony – mógł przecież pozostawać w Gorlicach tylko przez część 1859 roku. Nie wiemy, czy spis był uzupełniany na bieżąco, czy tworzony był niejako „z góry” na każdy rok. Faktem jest natomiast, że w spisie obejmującym 1860 roku, nazwiska Łukasiewicza w nim już nie znajdziemy.

Chętnych do zabaw z historią, zapraszamy: zajrzyjcie na wystawę i spróbujcie rozwikłać zagadkę.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto