Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chlebem z Libuszy podbili Brukselę

Halina Gajda
Od lewej Tomasz Lachowicz, redaktor naczelny wydawnictwa Polskapresse oddział Prasa Krakowska, oraz zwycięzcy naszego plebiscytu Dobry Chleb z Dobrych Rąk: Iwona Rudek i Witold Grab – piekarnia Iwona w Libuszy, grupa Polskie Piekarnie
Od lewej Tomasz Lachowicz, redaktor naczelny wydawnictwa Polskapresse oddział Prasa Krakowska, oraz zwycięzcy naszego plebiscytu Dobry Chleb z Dobrych Rąk: Iwona Rudek i Witold Grab – piekarnia Iwona w Libuszy, grupa Polskie Piekarnie FOT. HALINA GAJDA
Gorlickie. W maju 2006 roku kupili upadającą piekarnię, kilka dni później wyjechał z niej pierwszy bochen. Byli jedyną polską firmą wytypowaną na forum małych i średnich przedsiębiorstw w Brukseli.

Osiem lat temu kupili piekarnię, bo... w tym widzieli swój sukces. Dzisiaj chwali się nimi Ministerstwo Gospodarki.

Wiedzeni zapachem chleba i świeżego domowego ciasta trafiają do nich nie tylko mieszkańcy Libuszy, gdzie mieści się firma, ale wielu innych odbiorców, bowiem piekarnia Iwona z grupy Polskie Piekarnie, która wygrała nasz plebiscyt Dobry Chleb z Dobrych Rąk, ma swoje sklepy w ponad trzydziestu miastach w Polsce.

Tandem ducha i ciała

Było upalne lato 2008 roku, gdy pierwszy raz spotkaliśmy się z Witoldem Grabem i Iwoną Rudek, właścicielami Polskich Piekarni. Zajęli wówczas drugie miejsce w prestiżowym konkursie Sposób na Sukces organizowanym przez Ministerstwo Rolnictwa.

Wtedy piekarnia zajmowała niewielki budyneczek obok domu, który był jednocześnie biurem. Dzisiaj to ogromna firma zatrudniająca ponad dwieście osób w Polsce, z czego około stu dwudziestu z gorlickiego.

– 12 maja 2006 roku podpisaliśmy umowę kupna upadającej wówczas piekarni, a 16 maja wyjechał z niej pierwszy chleb – wspominają właściciele.

Zawiedzie się ten, kto szukając Witolda Graba, wypatruje sztywnego prezesa w garniturze zapiętym na ostatni guzik. Przeciwnie – ubrany na sportowo, z teczką papierów pod pachą i uśmiechem od ucha do ucha od razu przełamuje dystans.

– Musicie wiedzieć, że w tym naszym tandemie jestem tym, który czasem fruwa w obłokach, a Iwona to osoba mocno stąpająca po ziemi, od czasu do czasu łapiąca mnie za nogę, by ściągnąć na ziemię – mówi z uśmiechem.

Rozbrajająco szczerze przyznaje również, że o chlebie, ciastach i ciasteczkach i ich wypieku nie ma zbyt wielkiego pojęcia, na pewno spod jego ręki, nie wyszedłby porządny bochen.

– Za to Iwonka – zawiesza głos. – Ta o chlebie wie absolutnie wszystko – podkreśla z mocą.

Chlebowa kariera

Jak to studentka chciałam dorobić, żeby móc się uczyć. Zatrudniłam się więc w piekarni. Przydzielono mnie do... czyszczenia blach po chlebie. Potem awansowałam, a potem zakochałam się we wszystkim, co związane z chlebem. Dzisiaj w CV mogę wpisać sobie wszystkie stanowiska, a pieczenie chleba to moja pasja – opowiada z uśmiechem Iwona Rudek.

Nawet jako poważna właścicielka dużej przecież firmy potrafi ubrać fartuch i zająć się przygotowywaniem zakwasu.

– Żeby cieszyć się doskonałym chlebem lub ciastami, trzeba w tę pracę włożyć całe serce. Tylko wtedy gdy praca wykonywana jest z pasją, jej efekty przynoszą pełnię satysfakcji i radości – komentuje swoje zaangażowanie. – Nasza załoga też widzi, że to, co robimy, nie jest tylko sposobem na zarabianie pieniędzy i daje się porwać coraz to nowym wyzwaniom, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni – dodaje.

Piekarnicze rewolucje

Nie od razu zajęli się wypiekiem chleba. Najpierw zajmowali się czymś na kształt piekarniczych rewolucji.

– Wielu właścicieli piekarni nie odnalazło się na wolnym rynku, nie potrafiło sprostać konkurencji. Zaczęły bankrutować. Ci, którzy jeszcze utrzymywali się na powierzchni, szukali ratunku.

Tak się złożyło, że spotkaliśmy się z Iwoną. Jej wiedza o chlebie i moje doświadczenie menedżera, fachowca od sprzedaży dawało efekty: wpadaliśmy do takiej piekarni na kilka czasem kilkanaście dni, ustawialiśmy wszystko po nowemu i wracaliśmy do domu – opowiada Witold Grab.

– Szybko okazywało się, że nasze metody są skuteczne, a mamy coraz więcej chętnych do skorzystania z naszych usług. Uznaliśmy, że trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i zaczęliśmy szukać piekarni którą moglibyśmy kupić. Odwiedziliśmy kilkanaście, zanim trafiliśmy do Libuszy. Okazało się, że to było to. Razem z piekarnią przejęliśmy pracowników, którzy w niej pozostali. Tydzień później wyjechał z niej pierwszy chleb, który był w stu procentach nasz – opowiada.

Ziarnko do ziarnka

Początki nie były łatwe, bo klientom trzeba było zaoferować coś, po co chcieliby wrócić.

Chcieliśmy, żeby nasi klienci dostali produkt najwyższej jakości taki jaki sami chcielibyśmy jeść. Zależało nam, aby w naszej ofercie znalazły się produkty, które znaliśmy ze stołów naszych babć i mam – śmieje się.

Natomiast bez żartów podchodzi do zaangażowania w pracę – stara się, by wszystko, co robi było najlepsze, bardzo dużo wymaga od innych, lecz od siebie dwa razy więcej.

– Ukruszona babeczka z kremem nie pojedzie do sklepu. Ciasteczko ma być idealne, takie które sama chciałabym podać swoim gościom – mówi Iwona Rudek.

Libuskie w Brukseli

Niedawno Libusza zagościła w Brukseli. Stało się to za sprawą Ministerstwa Gospodarki, które wybrało Polskie Piekarnie do reprezentowania Polski przed unijnymi parlamentarzystami.

– Tu muszę się pochwalić: byliśmy jedyni z Polski wytypowani na swego rodzaju forum małych i średnich firm z całej Europy. Droga wiodła przed konkurs, w którym brane były różne wskaźniki. Każdy europejski kraj wybrał swojego lidera – w przypadku Polski nas – który pojechał do Brukseli na Europejski Tydzień Małych i Średnich Przedsiębiorstw wyjaśniają.

Firmy miały być przykładem dla młodych ludzi zastanawiających się nad swoją ścieżką kariery, a także dla wielu małych i średnich przedsiębiorstw, jak radzić sobie w dobie światowego kryzysu.

– Serce rosło, gdy od szefa parlamentu europejskiego usłyszeliśmy: jesteście bohaterami – opowiadają.

Z ręki, nie z maszyny

Zajrzeliśmy do ciastkarni: tam kilkanaście osób uwija się wśród blach, blaszek. Nie ma maszyn wytwarzających ciasta lub ciasteczka, jak w cukierni amerykańskiego mistrza znanego z telewizyjnego ekranu. Wszystko robią ludzkie ręce.

– W tej chwili jesteśmy w trakcie kończenia sporej inwestycji. Będzie tam między innymi zakład garmażeryjny. Pierogi będą wychodziły nie spod maszyny, a z rąk. Żadna maszyneria nie stworzy produktu tak, jak zrobi to człowiek – mówi Witold Grab.

Pytani, jak będzie wyglądał nabór do pracy przy owych produktach, odpowiadają wprost:

– Tak jak na wszystkie stanowiska u nas: zostaw podania, listy motywacyjne w domu, przyjdź i pokaż, co potrafisz – mówi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak przygotować się do rozmowy o pracę?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto