Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stanisław miał oczy szeroko otwarte...

Redakcja
W 2000 roku Stanisław Elmer odebrał nagrodę Srebrnej Nike
W 2000 roku Stanisław Elmer odebrał nagrodę Srebrnej Nike fot. Archiwum Rodzinne
Pierwsze dziesięciolecie "Gazety Gorlickiej", wyjąwszy krótki okres, kiedy właścicielem pisma był miejscowy biznesmen, upłynęło pod skrzydłami Spółdzielni "Jedność".

Jej ówczesny prezes Leszek Bajorek mówi: - O Staszku można powiedzieć jedno: bez niego tej gazety by nie było. To był początek lat dziewięćdziesiątych, problemy ze składem, z drukiem. Kombinował, jak mógł, drukował najpierw w Rzeszowie, potem w Krakowie, z ciągłymi kłopotami, ale nie zdarzyło się, aby miesięcznik nie ukazał się na czas. Miał grono współpracowników, przeważnie golickich nauczycieli, jak: Renata Kochan, Władek Boczoń, Roman Dziubina, Marian Janiga czy Leszek Książko. Ja na zmianę z nim pisałem wstępniaki. Radzie programowej przewodniczył ks. Józef Micek, sumienie Gorlic. Ale większość roboty Staszek odwalał sam.

"Gazeta Gorlicka" nigdy nie zamieniła się w spółdzielczy biutetyn. Od początku miała ambicje gazety miejskiej. - Ktoś mógłby powiedzieć, że to była zabawa miejscowych inteligentów, ale to, że w moich kioskach sprzedawało się trzy tysiące egzemplarzy, mówi samo za siebie - wspomina z satysfakcją Bajorek. - Wtedy takie miasta, jak Gorlice, nie miały swoich gazet. Starsi mieszkańcy wysyłali egzemplarze do rodziny mieszkającej w innych miejscowościach, do znajomych, byli dumni, że mają swoje pismo.

- "Gazeta" stała się w Gorlicach prawdziwą siłą - mówi Zdzisław Tohl. - Nie wszyscy byli z tego zadowoleni, bo Staszek nigdy nie pisał oględnie, zawsze emocjonalnie. To był ryzykant. W takim małym miasteczku, gdzie wszyscy znają się przez płot, łatwo komuś nadepnąć na odcisk. Cokolwiek napisał, naraził się jak nie temu, to tamtemu. Z drugiej strony, "Gazeta" wielu ludziom pomogła. Staszek ciągle się angażował w jakieś akcje, to na jakieś dziecko, to na kogoś, komu się dom spalił. Z biegiem czasu zebrało się spore grono tych, którym pomógł. Fama szła w świat, że jak jest jakaś sprawa do załatwienia, trzeba do gazety. To uderzało w interesy miejscowej władzy i biznesu. Jeszcze dziś, prawie cztery lata po śmierci, osoba Staszka wyzwala różne emocje - dodaje.

Staszek Elmer, choć nigdy nie pchał się do pierwszego szeregu, został w Gorlicach osobą publiczną. Przez trzy samorządowe kadencje był radnym.

- Zawsze siadał skromnie w kącie, a mimo to go fetowali - przypomina sobie Tohl. - Kiedy szedł ulicą 3 Maja do redakcji, zajmowało mu to półtorej godziny, bo co chwila ktoś go zaczepiał. Oczywiście, miał też w mieście ludzi, których nie lubił i pisał o nich, co myślał. To mu korzyści nie przysparzało, ale nie dbał o to. - Niektórzy nie mogą mu tego wybaczyć do dzisiaj - mówi Danuta Elmer. - Przemek jest trzy lata bez pracy, bo pamiętają, że jest synem Elmera.

Tak, jakby Staszek przewidział przyszłość w jednym ze swych młodzieńczych wierszy:

Oczy miałem zdziwione
oczy miałem szeroko otwarte
kręciliście kółka na czole
gdy pytałem naiwnie
dlaczego wyrządzacie krzywdy
pchaliście mnie zawsze brutalnie
bo oczy miałem szeroko otwarte
bo nie umiałem patrzeć inaczej…

Gorlicki fenomen

- Niełatwo było być jego synem - przyznaje Przemysław Elmer. - Bez przerwy gdzieś biegał, a kiedy był w domu, siedział i pisał.

- W latach dziewięćdziesiątych budowaliśmy dom - wspomina Danuta Elmerowa. - Murarze krzywo komin postawili, ściany pionu nie trzymały, ale Staszek nie miał czasu na takie sprawy. Musiałam sama wszystkim się zająć. Parę lat później wymienialiśmy okna. Tylko zszedł z góry, przywitał się z robotnikami i tyle go było. Gazeta zawsze była ważniejsza. Wypoczywał od niej tyle, co w szpitalu. Jedyną przyjemność sobie zrobił, kiedy pod koniec lat dziewięćdziesiątych kupił w Ropicy Górnej kawał ugoru. Postawił tam chatkę i nasadził mnóstwo drzew, bo zawsze marzył, żeby zbierać grzyby we własnym lesie. Ale grzyby też nie mogły wygrać z gazetą. Wychodził na grzybobranie o świcie, a o dziewiątej już był w redakcji.

W roku 2001 "Gazetę Gorlicką" kupił wydawca "Gazety Krakowskiej" i od tej pory obie wychodzą razem. Ryszard Niemiec, wówczas redaktor naczelny "GK", mówi: - Kiedy spisywaliśmy umowę, pan Bajorek postawił jeden warunek, że Staszek Elmer w gazecie pozostanie. Niepotrzebnie. Sam dobrze wiedziałem, że nikogo równie dobrego nie znajdę.

W ciągu kilku następnych lat "Gazeta Gorlicka" stała się fenomenem w skali całego kraju. Czyta ją regularnie trzy czwarte mieszkańców miasta. Niemal tak samo popularna jest w powiecie.

- Schodziliśmy ze Staszkiem za grzybami wszystkie górki do samej granicy. Dobrze rozumiał Łemków, znał wszystkie cerkiewki - zapewnia Stanisław Dudek. - Jego pogrzeb to była demonstracja. Żegnali go trzej księża - wyznania rzymokatolickiego, grekokatolickiego i prawosławnego.

- Nie dbał o siebie - wzdycha Danuta Elmerowa. - Kiedyś zmusiłam go, żeby poszedł do szpitala na obserwację. Obraził się i parę dni się do mnie nie odzywał, bo go oderwałam od jego ukochanej gazety.

Dwa dni przed śmiercią napisał w szpitalu swój ostatni komentarz z cyklu "Rozmawiamy". Zadzwonił wtedy do krakowskiej redakcji. Wciąż wierzył, że pokona chorobę. Mówił: "Ciężko jest, ale może się udać". Nie udało się. Tekst ukazał się 12 marca 2007, tuż obok informacji o zgonie Staszka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto