Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gładyszów. Na tej wystawie w Starej Cegielni można dotknąć każdego eksponatu. A nawet osiodłać nim konia!

Halina Gajda
Halina Gajda
Wideo
od 16 lat
Siodło z serialu „Królowa Bona”, kilka innych prawie rodem z Dzikiego Zachodu, do tego maska przeciwgazowa dla konia – to tylko kilka z ciekawostek, które można znaleźć na wystawie jeździectwa, którą zorganizował u siebie, czyli w Stadninie Stara Cegielnia w Gładyszowie, Włodzimierz Kario. Cała ekspozycja jest podzielona na dwie części, które w skrócie można opisać: cywilna i wojskowa.

Gości, którzy wystawę chcieliby obejrzeć, jako pierwszy, jeszcze przed kustoszem wita wielki rudy kocur. Miauczy przy tym z przejęciem, ale bez większych problemów daje się pogłaskać. Swoją porcję pieszczot musi dostać, bo inaczej progu wystawy nie opuści. Nie ma też innych sposobów na uciszenie go, niż chwila czułości.
- Garfield. Albo Klakier. Albo, jak kto woli go nazwać – śmieje się Włodzimierz Kario.

Zaczęło się od kilku siodeł. Potem było ich już tylko więcej

Wystawa liczy sobie już siedemnaście lat. Ponoć zaczęło się od kilku siodeł. A później już poszło. Niczym kula śniegowa. Laik na wystawie niewiele dojrzy. Zobaczy tylko siodła, uprzęże, trochę konnego wyposażenia. Trzeba siąść z kustoszem, żeby posłuchać historii każdego z przedmiotów. Bo kilka naprawdę niezłych perełek się tu znajdzie. Zaciekawią się nawet ci, którzy z jeździectwem nie mają wiele wspólnego. Choćby siodło od Królowej Bony. Określenie „od królowej” jest jak najbardziej właściwe. Władczyni wszak wprawdzie na nim nie siedziała, ale Aleksandra Śląska, nieżyjąca już aktorka, która grała główną rolę w tym słynnym polskim serialu z lat osiemdziesiątych ubiegłego wielu, mogła z niego, jak najbardziej korzystać.

- Trafiła się okazja, to odkupiłem od producenta filmu – chwali się.

Siodło wisi teraz na kołku, ale nie jest reliktem z opisem: zakaz dotykania. Jest wykorzystywane podczas rozmaitych rekonstrukcji historycznych czy nagrań do filmów. Jak wszystko na wystawie u Karia. Ostatnio z takiego właśnie kołka, ściągał siodła westernowe. Akurat się złożyło, że Gładyszów był plenerem filmowym dla takiej produkcji.

- Żeby nikt nie miał wątpliwości, to od razu wyjaśniam, że nie wbijaliśmy sztucznych kaktusów na łąkach – śmieje się.

W kolekcji ma kilka egzemplarzy co najmniej dziwnych siodeł, ale nie ma serca, by je założyć swoim koniom. Jak choćby to, które podejrzewa o węgierskie pochodzenie.
- Całe wykonane z drewna. Lekko tylko zostało obciągnięte kozią skórą – opowiada. - Robione było na konie, których już dzisiaj właściwie nie ma z tej racji, że musiały mieć strasznie wąskie grzbiety – dodaje.

Ewolucja dotyczy również jeździectwa

Kolekcji przyświeca jedna idea: pokazać, jak przez kolejne wielki zmieniały się siodła, uprzęże, wyposażenie jeźdźców. Ewolucja w tej dziedzinie nie jest niczym niespotykanym, bo przecież wokół wszystko cały czas się zmienia, tylko my nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawy.
- Dlatego sporo z moich zbiorów, wędruje od czasu do czasu, po różnych tematycznych wystawach po Polsce – dodaje z dumą.

Jest w czym wybierać i o czym opowiadać, bo samych siodeł ma ponad osiemdziesiąt. I ponoć w każdym przynajmniej raz siedział. Co więcej, to chyba jedyne takie muzeum w Polsce, gdzie „eksponaty” są cały czas użytkowane. Jak nie podczas plenerowych rekonstrukcji historycznych, to przy produkcjach filmowych, w trakcie pokazów i innych wszelkich patriotycznych uroczystości.
- Nie jest tak, że mam jedną rzecz – siodło, uprząż, ostroga, chomąto, strzemię, z której czy którego jestem szczególnie dumny, bo każda z tych rzeczy to niejako osobny segment w kolekcji – wyjaśnia.

Uwagę zwraca szaro-niebieska skrzynka. W środku – okulary i coś jakby maska przeciwgazowa, tyle tylko, że w rozmiarze daleko wykraczającym poza ludzki. Czyżby…

- Dokładnie tak – potwierdza skojarzenia Kario. - To jest maska przeciwgazowa dla konia. Takie były używane podczas pierwszej i drugiej wojny światowej. Tym różni się od tej dla ludzi, że w środku jest wędzidełko, a reszta działa tak samo, jak w przypadku tych dla żołnierzy – dodaje.

Kolekcjoner ma też w zbiorach siodło juczne armii szwajcarskiej. Wzór z 1904 roku. Ciekawe, bo żołnierze zapinali do niego sakwy, skrzynki z amunicją, ciężkie karabiny maszynowe, transportowali nawet nosze z rannymi.
- Do dzisiaj jest stosowane, bo trzeba wiedzieć, że Szwajcarzy wyhodowali specjalną rasę koni, która jest w stanie taki ładunek ponieść – dodaje.
O czym marzy? O oficerskim siodle kawalerii japońskiej. Z dostępnością nie byłoby większego problemu, ale zaporowa jest cena – kilkanaście tysięcy trzeba byłoby wydać. To tyle, co za konia.
- Nawet pasja ma swoje granice rozsądku. Czekam na swoją złotą okazję – mówi szczerze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Gładyszów. Na tej wystawie w Starej Cegielni można dotknąć każdego eksponatu. A nawet osiodłać nim konia! - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto