Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Beskidzcy pszczelarze nie mają dobrych wieści - miodów nie będzie. Pogoda zrobiła swoje: najpierw chłody i deszcze, a teraz skwar

Halina Gajda
Halina Gajda
Wideo
od 16 lat
Pszczelarze z Beskidu Niskiego nie mają dobrych wieści – zimna i długa wiosna, deszczowy czerwiec, a teraz upał, zbiorów miodu nie wróżą. Pytani, czy cokolwiek pozyskali, odpowiadają krótko – cokolwiek zero. Owszem, tu i ówdzie, jeden czy drugi, te kilka litrów odwirował, ale na miodne żniwa nie ma już szans. Co więc będzie z cenami?

Kazimierz Madzula, właściciel pasieki "Pod Brzozą" w Gładyszowie, w drodze do uli, kręci głową z dezaprobatą.

- Od czterdziestu lat nie było tak, żebym o tej porze nie miał nic do zaoferowania. Ani słoika. A ludzie chcą miodu. I pytają z niedowierzaniem: taka pogoda i nie ma? Nie zdają sobie sprawy, że upał nie jest pszczołom przychylny. Tak samo, jak chłód – tłumaczy.

Nadzieja na spadź

Jesteśmy na jednym z kilku pszczelich stanowisk. Ule stoją w lesie, pod jodłami. To dzięki przychylności Nadleśnictwa Gorlice, które dało pszczelarzowi zielone światło na to, by mógł je tam ustawić. Miejsce nie jest wybrane przypadkowo. Gdyby pojawiała się spadź, pszczoły nie będą musiały daleko latać, bo mają ją nad głowami. Nic, tylko zebrać i przynieść. Ale Madzula sam studzi swoje nadzieje: pogoda, pogoda i jeszcze raz pogoda. Długie wiosenne chłody, deszczowy czerwiec, a teraz skwar, który wysusza wszystko na wiór, prowadzą do tego samego – pustek na ramkach. Wracamy więc do uli. Jest ich kilkanaście. Ruchu wokół nie ma dużego.
- Pszczoły nie mają co nosić, to i za specjalnie nie latają – komentuje.

Otwiera jeden pszczelich domków. Wyciąga ramkę, a niej setki owadów. Niestety nic, czego oczekujemy nie widać. Tyle, co na brzegach. Szanujący się pszczelarz nie zabierze tego swoim podopiecznym.
- Żelazny zapas miodu w ulu, żeby pszczoły mogły się prawidłowo rozwijać, to pięć-siedem kilogramów – wyjaśnia dalej.
Żeby matki czerwiły i żeby się rozwijały, trzeba je dokarmiać. Bo gdyby spadź się mimo wszystko pojawiła, to do zbioru potrzebna będzie armia pszczół. Koło się zamyka.
Przyrodnicze zawirowania widać… na gorlicki rynku. Dokładnie w centrum miasta. A to wszystko przez lipy, które rosną po obydwu stronach ulicy Mickiewicza. W lepszych czasach, choćby przed rokiem, gdy kwitły, to nie było szans, by usiąść na ławkach pod nimi, bo nektar dosłownie kapał na głowę, a ławka była lepka. Dzisiaj – nie ma nic.

Lekka pszczoła nie wróży zbiorów

Słowa Madzuli tylko potwierdzają inni. Wiesław Siarka, prezes gorlickiego koła pszczelarzy mówi dosadnie, ale obrazowo: pszczoły potrafią dać wołu, ale też go zabrać. Rzecz oczywiście w tym, że gdy sezon jest dobry, to można zyski liczyć. Gdy zaś taki, jak tegoroczny – obowiązkiem pszczelarza jest swoim pszczołom pomóc.

- Zawsze było tak, że u jednych było lepiej, a u innych trochę gorzej, ale w tym roku – wszędzie jest tak samo, czyli miodu nie ma – mówi. - Pszczoły latają lekko, lekko też siadają, co oznacza, ze nie niosą niczego – dodaje.

Wspólnie zajrzeliśmy do jego pasieki. Wnioski te same, co u Kazimierza Madzuli: miodu, tyle, co na lekarstwo.
- Spadzi nie ma żadnej – kwituje.

Jednym z najmłodszych pszczelarzy w gorlickim kole jest Szymon Białoń. Pasję zaszczepił w nim kolega. Razem założyli Pasiekę Hrabia Wielopolski. Nie poddaje się, choć przyroda dosyć szybko rzuciła mu kłody pod nogi. Pociesza się tym, że mimo wszystko co-nieco miodu udało mu się zebrać. Źródła upatruje, jak to nazywa, w małym „upszczeleniu” okolicy.

- Orientowałem się i z mojej wiedzy wynika, że w promieniu mniej więcej trzech kilometrów ode mnie, nie ma zbyt wiele pasiek. Więc moje pszczoły zbierają, co tylko mają w zasięgu – domniema.

Kilka dni temu udało się z ośmiu uli pozyskać dziesięć słoików. Dla porównania przed rokiem, z jednego ula podczas jednego zbioru miał około 20 kilogramów przysmaku. Trudno więc uznać, że ta dziesiątka to jakiś sukces, ale zważywszy, że inni nie mają nawet tego, stara się cieszyć. Wieść o zbiorach szybko się rozeszła – w godzinę miał trzy razy tyle chętnych na kupno.
- I każdy pyta mnie, kiedy będzie spadziowy – przytacza. - A ja nie znam odpowiedzi – dodaje.

Co więc z cenami? Pszczelarze na razie nie opowiadają na to pytanie. Przed rokiem cena słoika wahała się od 50 do 65 złotych. W tym roku nawet gdyby miodu był dostatek, skoczą w górę z racji wzrostu kosztów składowych.
- Poza tym, rynek sobie zawsze poradzi i sprowadzi oczekiwany towar – komentują gorzką starsi pszczelarze. - Zawartością miodu w miodzie, nikt się nie będzie zajmował – dodają.

Plaga w pasiece

Jakby było mało pogodowych anomalii, to w jednej z pasiek w Binarowej pojawił się zgnilec amerykański. Choroba atakuje larwy pszczół, tak zwany czerw.

- Chora rodzina staje się coraz słabsza i ginie. Zainfekowany czerw zwykle umiera, ale przetrwalniki w zasklepionych komórkach mogą przetrwać przez wiele lat – czytamy w komunikacie Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Krakowie.

Wojewoda małopolski wyznaczył obszar zapowietrzony. Objęte nim zostały Sitnica, Bugaj, Rożnowice, Racławice, Binarowa, część miejscowości Strzeszyn na północ od drogi powiatowej nr 1390 K oraz część Biecza na północ od rzeki Ropy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Beskidzcy pszczelarze nie mają dobrych wieści - miodów nie będzie. Pogoda zrobiła swoje: najpierw chłody i deszcze, a teraz skwar - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto