Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotr Szczerba, sołtys z Woli Łużańskiej od zadań specjalnych. Jak nie lata, to buduje śnieżne tory. Trudno za nim nadążyć

Halina Gajda
Halina Gajda
Piotr Szczerba, sołtys Woli Łużańskiej budowy śnieżnego toru do jazdy na oponie podjął się już szósty raz. W planach na najbliższe dni ma igloo
Piotr Szczerba, sołtys Woli Łużańskiej budowy śnieżnego toru do jazdy na oponie podjął się już szósty raz. W planach na najbliższe dni ma igloo Piotr Szczerba/Archiwum prywatne
Piotr Szczerba, sołtys Woli Łużańskiej, gdy już złapie wolną chwilę, to lata na motoparalotni. Albo tak, jak teraz – buduje zimowy tor bobslejowy, a właściwie oponowy dla swoich dzieci. I chyba jest jednym z niewielu, który wypatrywał śnieżnych chmur, a później cieszył się z zamieci. Dlaczego? Do budowy toru nie musiał zwozić śniegu z całej okolicy. Wiatr mu go dostarczył. W tym roku postanowił przeliczyć budulec na łopaty. Wyszła mu całkiem spora liczba.

Jeśli ktoś się zastanawia, gdzie w Gorlickiem jest śnieżny tor pontonowy, to spieszymy z podpowiedzią – w Woli Łużańskiej. U Piotra Szczerby. Sołtysa wsi. Nie pierwszy, bo szósty.
- Traaadycja – mówi, przeciągając lekko samogłoskę.

Śnieżne konstrukcje gospodarza Woli Łużańskiej

Słychać dumę i zadowolenie. Cóż, nie ma się czemu dziwić, bo tor został sprawdzony przez surowych krytyków – jego własne dzieci. Testowały go cały dzień, na wszelkie sposoby. Jazdą na szczupaka, ze zmianą pozycji w trakcie pokonywania śnieżnej rynny, nogami do kierunku jazdy albo wręcz odwrotnie. Ostatecznie konstrukcja została przyjęta do użytkowania. Trzeba tutaj oddać sołtysowi jedno – namachał się przy budowie naprawdę zdrowo.

- Dokładnie 4576 łopat śniegu – przyznaje.

Aura była mu usłużna. Najpierw sypnęło obficie, czym dało fundament, a później zaczęło zawiewać. Dla Piotra-Budowniczego było to o tyle ważne, że nie musiał donosić budulca z pól. Jak już zużył, co miał wokół siebie, resztę przywiał mu wiatr. Przynajmniej nachodzić się nie musiał.

Tor ma kilkadziesiąt metrów długości. Jeżdżą nie tylko dzieci, ale też tata. To już szósta taka konstrukcja na jego podwórku. W ubiegłym sezonie rodzinną drużynę „bobslejową” wsparła najmłodsza córka, wówczas czteroletnia Emilka. W tym sezonie dziewczynka startuje już sama. Nawet nie trzeba pytać, jak sobie radzi – zdjęcia mówią wszystko: radość, radość i jeszcze raz radość. I nie widać po niej cienia strachu, gdy pęd obraca oponę raz w prawo, raz w lewo, by na finał podrzucić ją do góry.

- Jaka opona nadaje się najlepiej? Duuuża – śmieje się tata Piotr. - Ja wykorzystałem taką od przyczepy – zdradza.

Jest oczywiście porządnie napompowana, żeby nadać tempa jeździe.

Motoparalotnia mimo zimy nie leży bezczynnie

Dzieci szalały na torze całe popołudnie. On zaś uznał, że warto byłoby spojrzeć na rodzinną wieś z góry. Zapakował motoparalotnię, odpalił auto i pojechał na startowisko. No i tutaj szanowni państwo – czapki z głów przed sołtysem. By wystartować, trzeba z trzydziestokilogramowym pakunkiem przebiec kilkadziesiąt metrów. Po trawie nie ma z tym większego problemu. Jednak po śniegu, to już wyczyn.
- Zmordowałem się, że hej – opowiada.
Myśl o zmęczeniu czmychnęła z głowy, gdy tylko wzbił się w powietrze. Przeleciał się nad Wolą, nad Łużną, zahaczył o Gorlice. Akurat świeciło słońce, więc widok był bajeczny. Tylko trochę zimno, szczególnie w siedzącą część ciała.

- Termometr pokazał minus czternaście stopni Celsjusza – zdradza.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto