Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zdarzyło mu się być na wyciągnięcie ręki od tygrysa, który potrzebował leczenia

Halina Gajda
Jerzy Harmata: – Weterynaria jak i medycyna zrobiła milowe kroki. Przychodnie weterynaryjne w dużych miastach przypominają kliniki uniwersyteckie
Jerzy Harmata: – Weterynaria jak i medycyna zrobiła milowe kroki. Przychodnie weterynaryjne w dużych miastach przypominają kliniki uniwersyteckie FOT. HALINA GAJDA
Lekarz weterynarii Jerzy Harmata mówi nam o zawodzie „doktora od zwierząt”, wyzwaniach, egzotycznych pacjentach, nietypowych, czasem spektakularnych operacjach.

Zwierzęta mówią do Pana, gdy przychodzą?

Na swój sposób mówią. Swoim zachowaniem. Jeśli oczywiście chcą cokolwiek powiedzieć. Okazanie słabości nie leży w ich naturze, bo choćby były najbardziej oswojone i domowe, to jednak pozostają dzikie.

W naturalnym środowisku pokazanie „ jestem chory” oznacza spadek w hierarchii, pokazanie: jestem łatwym celem. Musi im naprawdę doskwierać, żeby pokazały to po sobie. Z drugiej strony nawet wśród zwierząt nie brakuje symulantów. Czasem dochodzę do wniosku, że to nie ludzie wybierają sobie zwierzaka, a on ich. Coś na zasadzie: krzykliwa pani ma krzykliwego psa.

A koty. Kogo one wybierają?

(śmiech)

Koty są poza wszelką kategorią. Ich nie da się zaszufladkować. Mowa ciała kota jest sugestywna i nieporównywalna z żadną inną.

Jerzy Pilch napisał kiedyś, że Panu Bogu poza kotami nic się do końca nie udało. I jeszcze, że koty są stworzeniami skończonymi, a reszta świata jest wadliwa.

Pewnie coś w tym jest. Koty mają nawet grupę chorób przypisaną tylko im, chorób które nie spotyka się u innych zwierząt. Co więcej, człowiek „stworzył” wiele gatunków, które w naturze – po pierwsze – nie pojawiłyby się, po wtóre – zwyczajnie by nie przeżyły. Jak na przykład miałby sobie poradzić kot bez futra?

Prowadzi Pan praktykę od ponad 30 lat. Zdarzali się nietypowi pacjenci?

Pewnie, że tak! I to coraz więcej. Leczyłem na przykład pytony. I to dwa.

Jak poszło?

Jeden przeżył, drugi nie. Bynajmniej nie przez moje leczenie. Po prostu pokiereszował go szczur, które trafił do niego jako posiłek i bronił się przed niechybną śmiercią. Po prostu okazało się, że posiłek jest za duży w stosunku do wielkości pytona. W naturze taki gad liczy zamiary podług sił.Nawet bardzo jadowite węże bez potrzeby nie używają drogocennego jadu. Ale, z przyjemniejszych przypadków – leczyłem kanarki, gekona, robiłem cesarskie cięcie u chomiczki.

???

To było wyzwanie! Zważywszy, ze chomiczka ważyła jakieś 30 dekagramów. Miałem potem dylemat jak wycenić swoją pracę. Zwierzak malutki, ale przecież wymaga takiej samej wiedzy, narzędzi, leków i takiej samej pracy jak na przykład klacz. Tyle, że w tym ostatnim przypadku, jest to bardziej spektakularne. Z nietypowych pacjentów – zdarzyło mi się kiedyś leczyć... tygrysa.

Ktoś ma w Gorlicach takiego „kociaka”?!

Nie, przynajmniej na o tym nie wiem. Po prostu wiele lat temu, w mieście był cyrk i tygrys zaniemógł. Przyszli do mnie jego opiekunowie. Co miałem zrobić, poszedłem. Pierwszy i jak na razie ostatni raz w życiu byłem na odległość ręki od tygrysa. Jak umiałem, tak mu pomogłem. Po jakimś czasie, ten sam cyrk wrócił do Gorlic. Zwierzak miał się świetnie i opiekunowie przyszli do mnie z podziękowaniem i męskim załącznikiem. Tygrysa jeszcze chyba nikt nie ma, ale egzotyczne gatunki zdarzają się coraz częściej. To konsekwencja mody i dostępności. Jak już przyjdą, staram się pomóc im doraźnie. Umawiam kolejną wizytę na następny dzień, a przez ten czas przeszukuję podręczniki, jak leczyć takich pacjentów. Ale są na przykład miłośnicy pająków albo patyczaków. Swoją drogą, zastanawia mnie więź ze zwierzęciem z którym nie można nawiązać kontaktu.

Pająki też Pan leczy?!

Nie. Bo nie za bardzo wiem co z takim zrobić. Weterynaria chyba też. Zresztą w tej dziedzinie też wiele się zmieniło. Kiedyś sporadycznie operowało się konie, . Teraz nie ma z tym problemu.

Panu też to robił?

I to wiele razy! Pierwszą krowę zoperowałem ponad 30 lat temu, konia w podobnym czasie. Z krową wiąże się pewna anegdota. Otóż, poczciwe krasule mają zwyczaj zjadania nietypowych przedmiotów. Na przykład gwoździ, drutów itp. Jest to niebezpieczne, bo zazwyczaj osadza się w jednym z przedżołądków blisko serca. Leczenie jest tylko operacyjne. Podczas operacji wyjąłem takiej krasuli końcówkę szydła rymarskiego. Nie tyle szydło mnie zaskoczyło, ile reakcja jednego z przypatrujących się zabiegowi, który zakląwszy soczyście powiedział, do innego właściciela obserwatora: mówiłem ci „….”, żem ci go nie ukradł!

Krowa ukradła.

W sumie można tak powiedzieć. Okazało się, że gospodarz niesprawiedliwie oskarżył sąsiada.

Zwierzakowi nie zawsze da się jednak pomóc...

Chorują jak ludzie choćby na nowotwory. Tak jak ludziom,tak i im nie zawsze da się pomóc. Lepiej i humanitarniej skrócić im cierpienie. Naoglądaliśmy się zagranicznych programów o zwierzętach i próbujemy je przeszczepić na nasz grunt. W gabinetach weterynarzy w Gorlicach potrąconemu przez samochód psiakowi czy kotu też można amputować tylne nogi i zamiast nich zamontować wózeczek. Pytanie tylko po co i czemu to ma służyć?

Miłości do zwierzaka? Miałam kotkę, którą długo leczyliśmy z nadzieją, że się wygrzebie. Wie Pan – kroplówki, lekarstwa. Nie udało się. Łatwo mi nie było.

Tak wygląda życie .Ale czasem się udaje, tylko czy ktoś zastanowił się, nad jakością życia „ratowanego „ za wszelką cenę zwierzęcia? Telewizja pokazuje psiaka, który biega na dwóch łapach, z tylu ma wózeczek.

Nie mówi, że psu trzeba wyciskać pęcherz i robić lewatywy. Eutanazja jest dramatem, ale to czasami jest po prostu lepsze rozwiązanie. Oczywiście trzeba bardzo rozważnie używać tej procedury zawsze pamiętając że to zwierze jest podmiotem i właśnie ono cierpi.

Zakręciła się Panu kiedyś łza w oku, gdy przyszło uśpić zwierzę?

Nie raz. Ale za każdym razem tłumaczę sobie, ze to skrócenie cierpienia. Zawsze analizuję swoje poczynania, przeszukuję literaturę aby przy kolejnym przypadku więcej wiedzieć. Czasem ten psiak czy kociak patrzy litościwe: dajcie mi spokój, nie męczcie mnie już. Weterynaria jak i medycyna zrobiła milowe kroki. Przychodnie weterynaryjne w dużych miastach przypominają kliniki uniwersyteckie.

Teraz zwierzakami robi się całą serię badań, choć czasami zapomina się o sprawdzonych przez pokolenia poprzedników metodach. W czasach gdy lekarz nie miał dostępu do wyszukanych metod diagnostycznych opierał się na dokładnym badaniu przedmiotowym pacjenta.

Mnie na studiach nauczono dokładnie wypytać i wysłuchać opiekuna, omacać, osłuchać i dokładnie zbadać zwierzę aby na tej podstawie postawić diagnozę i leczyć. Teraz czasami bazuje się tylko na badaniach dodatkowych Zrobiłem kiedyś eksperyment. Z kolegą z Austrii diagnozowaliśmy psa.

On z pomocą nowoczesnych technologii weterynaryjnych, ja z pomocą rąk, uszu, oczu i doświadczenia. Wyszło, że obaj postawiliśmy te samą diagnozę. Doświadczenie w pracy lekarza jest bardzo ważne.

Gdyby miał Pan raz jeszcze wybrać studia, byłaby to weterynaria?

Tak. Zdecydowanie tak. Nie chciałbym robić czegoś innego.

Rozmawiała: HALINA GAJDA

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto