Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorliczanin z wyroku historii

Marek Lubaś-Harny
Staszek był nieśmiały - wspomina Franciszek Ziejka, kolega z czasów studenckich
Staszek był nieśmiały - wspomina Franciszek Ziejka, kolega z czasów studenckich fot. archiwum rodzinne
Pierwsze przygody z dziennikarstwem Stanisław Elmer przeżywał podczas studiów. Zaczynał jako student w krakowskim "Tempie". Pisane mu jednak było wrócić do Gorlic.

Z perspektywy metropolii, Warszawy czy Krakowa, tacy, jak Stanisław Elmer, traktowani są często z lekkim pobłażaniem. Brak parcia na wielkomiejską karierę bywa postrzegany jako nieudacznictwo albo przynajmniej niedostatek energii. Jakie to niesprawiedliwe!

To właśnie tacy, jak Elmer, szeregowi pracownicy z terenu, w różnych dziedzinach życia tworzą potęgę i dostatek centrali. Ich starania rzadko są doceniane tak, jak na to zasługują. Bywa, że i oni sami o to nie dbają, napędzani przez swoją pasję. Taki był właśnie Staszek.

Od najmłodszych lat ciągnęło go do dwóch dziedzin - do pisania i do sportu. Pierwszy wiersz napisał jeszcze w podstawówce. Wtedy też zaczął uprawiać lekkoatletykę i koszykówkę. Przyjęcie do gorlickiego Liceum imienia Marcina Kromera było małą nobilitacją.

Ta najstarsza w powiecie szkoła średnia, powołana do istnienia w roku 1906 aktem jego cesarskiej i królewskiej mości Franciszka Józefa I jako Cesarsko- -Królewskie Gimnazjum w Gorlicach z polskim językiem wykładowym, przez cały czas swego istnienia cieszyła się dużym prestiżem i tak pozostało do dzisiaj.

W liceum Staszek przeżył przełom polskiego Października 1956 roku, kiedy w ludziach odżyły nadzieje na lepsze życie i więcej wolności. Znalazły one swój wyraz także w redagowanej przez uczniów gazetce "Prosto z Mostu", której młody Elmer był jednym z filarów. Kiedy po maturze postanowił zdawać na polonistykę, nikogo to nie zdziwiło.

W roku 1958 został studentem Uniwersytetu Jagiellońskiego i mieszkańcem Domu Studenckiego "Żaczek". W roku 1961 tygodnik "Życie Literackie" ogłosił konkurs poetycki "Debiuty Rzeszowskie". Wysłał na ten konkurs zestaw swych młodzieńczych utworów. Na wyniki czekał z nadzieją, ale i obawą, czy się nie ośmieszy. Niepotrzebnie, bo wygrał.

Jury pod przewodnictwem Wisławy Szymborskiej doceniło jego wiersze. Jeden z nich ukazał się w "Życiu Literackim". Od tej chwili pisanie pociągało go jeszcze bardziej. Nie wystarczyła poezja na własny użytek z nadzieją na rzadkie publikacje. Chciał być obecny na łamach gazet często. Ale dostać się na nie było nie tak łatwo. Przepustką okazał się sport. Dziennikarska kindersztuba.

- Poznaliśmy się w akademiku i na parkiecie, podczas zawodów o mistrzostwo Uniwersytetu Jagiellońskiego w koszykówce, w których Elmer reprezentował Wydział Filologii - mówi Ryszard Niemiec, wówczas koszykarz Cracovii, a po latach redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", później "Tempa", w końcu "Gazety Krakowskiej". - Mimo że byłem o głowę wyższy i można powiedzieć, zawodowiec, Staszek nadrabiał ambicją i napsuł mi wiele krwi.

Z tego tytułu miał Elmer trochę znajomości wśród krakowskich dziennikarzy sportowych. Podjął współpracę z "Tempem". Wspólnie z nim karierę w tym sportowym dzienniku zaczynał jego kolega z roku, późniejszy dziennikarz "Nowin Rzeszowskich" - Mieczysław Nyczek.

- Zaczęliśmy od bardzo ważnego zadania, czyli zbierania wyników meczów A klasy w niedzielę - wspomina. - Okazało się to nie takie proste. Dopiero starsi dziennikarze nas objaśnili, że tu trzeba zadzwonić do fryzjera, tam do kierownika baru, ówdzie do komendanta posterunku MO. Wreszcie zebraliśmy te wyniki, niesiemy do redakcji, a redaktor Grzybowski krzyczy na nas: "- To wy nie wiecie, że do nas się przynosi maszynopis?". Niewiele mieliśmy wcześniej do czynienia z maszyną, a tu trzeba było wyklepać tych parę stron na najgorszych redakcyjnych gratach. Jakoś sobie z tym poradziliśmy i w ten sposób zostaliśmy współpracownikami "Tempa" i obiektami zazdrości kolegów z wydziału polonistyki, marzących o karierze dziennikarskiej.

Współpraca trwała do końca studiów. Starsi dziennikarze trochę wysługiwali się młodymi, ale byli im życzliwi. - Załapaliśmy się nawet na okładkę jubileuszowego 750. numeru jako członkowie jubileuszowego teamu "Tempa" - opowiada Nyczek. - Na pierwszej stronie zamieszczono duży fotomontaż, na którym prawdziwi redaktorzy wychylali się z okien samochodu. Myśmy byli tylko luzakami, ale redaktor naczelny "Tempa", Jan Rotter uznał, że trzeba nas jakoś dowartościować i nasze małe główki zostały zamieszczone z tyłu auta jako światełka "stop". Podpis zamieszczono mniej więcej taki: "Dwie małe podobizny - musicie Czytelnicy uwierzyć na słowo - należą do naszych najmłodszych kolegów z województwa rzeszowskiego".

Czas dojrzewania

- O tekstach Elmera byłem jak najlepszego zdania - mówi Ryszard Niemiec. - W tamtych latach dziennikarstwo sportowe rzadko osiągało stylistyczną finezję. Na tym tle Staszek już wtedy wybijał się literacką biegłością.

Oczywiście, studenckie lata Stanisława Elmera nie upływały wyłącznie na śledzeniu wyników piłkarskiej A klasy i niższych lig w innych dyscyplinach.

- Muszę szczerze przyznać, że w koszykarskich rozgrywkach reprezentacja Uniwersytetu Jagiellońskiego wielkich sukcesów nie odnosiła, mimo że oprócz Staszka i mnie występowali w niej m.in. Andrzej Stanowski, dziś znany w Krakowie dziennikarz sportowy, Michał Sprusiński, późniejszy wybitny krytyk literacki i tłumacz, niestety, tragicznie, przedwcześnie zmarły, profesor prawa Andrzej Gaberle, poźniejszy reżyser filmowy Andrzej Kotkowski, a także zmarły w tych dniach doktor Leszek Roupert.

Ambicja Staszka Elmera cierpiała, ale wyżywał się także na innych polach. Pamiętam, że pisał wiersze, choć tego jakby się lekko wstydził, a raczej trochę się obawiał, jak to przyjmą koledzy. Zwłaszcza miejscowi, wychowani w krakowskim środowisku kulturalnym - dodaje redaktor Ryszard Niemiec.

Podobne spostrzeżenia zachował w pamięci profesor Franciszek Ziejka, również ówczesny student polonistyki, który w przyszłości zostać miał rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przed trzema laty, po śmierci dawnego kolegi, wspominał: "Staszek był nieśmiałym człowiekiem, bardzo próbującym wejść, tak jak i my, z prowincji do środowiska krakowskiego. Chodziliśmy do Rotundy na seanse filmowe, zapisaliśmy się do Towarzystwa Przyjaciół Teatru. Pamiętam nocne dyskusje do rana przy butelce na tematy nie polityczne, ale światopoglądowe… ".

Po studiach Staszkowi nie udało się jednak zaczepić w Krakowie. - Redaktor Rotter lubił nas i chyba cenił, ale możliwości etatowych nie miał - wspomina Nyczek. - Na koniec zebraliśmy więc skromne fundusze i zaprosiliśmy redaktorów do popularnej w Krakowie Cyganerii. Zabalowaliśmy i to było pożegnanie z "Tempem". Myślę, że wiele nam ono dało. W nim uczyliśmy się liniowego dziennikarstwa.

Kroki w dorosłość

Staszek Elmer wrócił do Gorlic. Zaczęło się dorosłe życie. Na razie marzenia o dziennikarstwie trzeba było zawiesić. Najpierw uczył języka polskiego w Zasadniczej Szkole Zawodowej i Technikum Mechanicznym. Na ogół dobrze zapisał się w pamięci uczniów, z których wielu do dziś tworzy elitę miasta.

Stanisław Dudek, który w miesiącach solidarnościowego karnawału razem ze Staszkiem Elmerem działał w Komisji Międzyzakładowej przy Fabryce Maszyn Wiertniczych i Górniczych Glinik, mówi: - Uczył mnie w zawodówce. Jak uczył? Miał podejście, umiał znaleźć język z tą młodzieżą, która taka łatwa nie była.

Na nauczaniu języka polskiego upłynęło mu jedenaście lat. Nie było to wprawdzie wymarzone dziennikarstwo, ale wszystko, za co się brał, robił z równą pasją. W ogóle był otwarty na ludzi, więc młodych też lubił. Jerzy Muzyka, dziś dyrektor zarządu Kuźni Glinik, tak go opisywał w pośmiertnym wspomnieniu:

"Był moim wychowawcą w Technikum Mechanicznym. Od nas starszy zaledwie o 12 lat, nigdy nie traktował nikogo z góry, był przyjacielem, potrafił wysłuchać, doradzić. Zawsze mówił do mnie: Spokojnie, przemyśl to. Dla mnie był wspaniałym nauczycielem… "

W tych czasach założył też Staszek rodzinę. - Poznaliśmy się, kiedy był jeszcze na studiach - wspomina Danuta Elmer. - Grupka siedmiu studentów z Gorlic spotykała się na Rynku. Jeden z nich mieszkał w kamienicy, w której mieszkała także moja koleżanka. Pewnego dnia dowiedziałam się od niego, że jeden z jego kolegów zainteresował się mną, że mu się podobam, tylko nie ma śmiałości sam mnie zaczepić. Spytałam, który to. A on, że taki blondyn.

Powiedziałam: No, to umów nas ze sobą. Przychodzę, a tu całkiem inny blondyn niż ten, którego miałam na myśli. Ale pomyślałam, że jak już przyszłam, to co szkodziło poznać chłopaka. Trzy lata później wzięliśmy ślub. Pisał takie piękne listy… Przyszły na świat dzieci. Najpierw córka Iwona, potem syn Przemek. Trzeba było wziąć odpowiedzialność za bliskich. Dziennikarstwo wydawało się coraz bardziej oddalać. A jednak właśnie ono było Staszkowi pisane.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto