Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorlice: nie pomógł katowanemu, ale wciąż strzeże gorliczan

Magdalena Jadach
Wiesław Ch. w mundurze patroluje ulice miasta. Czy możemy się przy nim czuć bezpiecznie?
Wiesław Ch. w mundurze patroluje ulice miasta. Czy możemy się przy nim czuć bezpiecznie? fot. archiwum
Nie reagował w czasie bijatyki, bo, jak twierdzi, bał się o swoje życie. Potem na policji kłamał, że żadnej bójki nie było - mimo że zginął człowiek. Ostatecznie prokuratura postawiła mu zarzut składania fałszywych zeznań. W środę ruszył jego proces. Mimo to Wiesław Ch., 49-letni strażnik miejski z Gorlic, nadal strzeże bezpieczeństwa mieszkańców.

15 grudnia 2008 r., Gorlice, bar "U Kopka" przy ulicy Kołłątaja. Mija godz. 19. Przy barowych stolikach siedzi kilka osób, piją piwko. Miłą atmosferę zakłóca Lucjan M., pseudonim "Lucek". Kłóci się z kolegą, którego oskarża, że go "wsypał do glin". Robi się coraz głośniej. Do Lucka podchodzi Maciej P. Jest ratownikiem na gorlickim basenie. Nie podoba mu się, że jakiś facet się awanturuje. Uderza Lucjana dłońmi w uszy i mówi: "Uspokój się". Lucjan M. wpada w szał. Bije i kopie oszołomionego Macieja P. Ratownik przeprasza go. To jednak nie studzi zapału ,,Lucka". Wyjmuje telefon i dzwoni do kumpla Grzegorza B. "Dostałem po ryju, puściła mi się farba i trzeba komuś doje..." - mówi.

Po chwili na miejscu pojawia się Grzegorz B., czyli "Bury". Uderza Maciejem P. o ścianę, podłogę. Potem przenoszą ofiarę do innego pomieszczenia. W tym czasie goście w barze - wśród nich Wiesław Ch., strażnik miejski z 18-letnim stażem, najbardziej doświadczony funkcjonariusz gorlickiej straży - piją spokojnie piwo. Nikt nie reaguje.

Akcję przerywają policjanci. Podchodzą do baru, tam Piotr B., barman, informuje ich, że w knajpie nic się nie dzieje. Nie było bijatyki. To samo twierdzi reszta gości. Tymczasem z drugiej sali z trudem wychodzi Maciej P. Zaprzecza, że został pobity. Wraca do domu, jednak źle się czuje. Ma zawroty głowy, wymiotuje. Żona i córka wzywają pogotowie. Po kilku dniach ratownik umiera w szpitalu z powodu obrzęku mózgu.

Policja wzywa na świadków osoby, które były w barze. Wiesław Ch., strażnik miejski, Piotr B., barman., Albert B., znajomy ,,Lucka", utrzymują, że bójki nie było, że nic nie widzieli. Kiedy prawda wychodzi na jaw, prokurator stawia im zarzut składania fałszywych zeznań.

Piotr B. przyznał się do winy - ma społecznie odpracować osiem miesięcy w gorlickim szpitalu. Proces Alberta B. i Wiesława Ch. właśnie się rozpoczął. Strażnik miejski w środę tłumaczył przed sądem swoje zachowanie. - Mam dwie córki, wnuka. Bałem się o swoje i ich życie - mówił. Dodał, że żałuje swojego zachowania i dziś inaczej zachowałby się w takiej sytuacji.

Mimo że ciążą na nim prokuratorskie zarzuty, Wiesław Ch. nadal w mundurze patroluje ulice Gorlic. Jego przełożeni nie widzą w tym nic zdrożnego - zgodnie z prawem, strażnika trzeba będzie zwolnić, jeżeli sąd uzna jego winę. To na razie nie nastąpiło. - Poczekajmy na wyrok - to krótki komentarz Janusza Fugiela, wiceburmustrza Gorlic.

Czy jednak bezpieczeństwa mieszkańców powinien strzec ktoś, kto - jak sam przyznał przed sądem - był zbyt wystraszony, by pomóc katowanej ofierze, a potem jeszcze kłamał na ten temat na policji? Wojciech Pietruszka, komendant gorlickiej straży miejskiej, znajduje usprawiedliwienie dla swojego podwładnego. - Ludzie popełniają błędy - twierdzi. W środę sąd odroczył sprawę Wiesława Ch. do września.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto