Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Biurokracja decyduje o tym, jak żyją ludzie w Jankowej

Halina Gajda
Zdzisałw Skibiak musiał wstrzymać produkcję cegły, bo nie ma dojazdu do zakładu
Zdzisałw Skibiak musiał wstrzymać produkcję cegły, bo nie ma dojazdu do zakładu Halina Gajda
O kłopotach jankowian pisaliśmy już w grudniu minionego roku. Pojechaliśmy na miejsce. Wtedy wydawało się, że nie może być już gorzej. Obcych straszyła głęboka na kilka metrów wyrwa w brzegu. Z ziemi wystawał około metrowej długości fragment nieczynnego już rurociągu gazowego. Okazało się, że może być jeszcze gorzej. Po ulewach i powodzi w połowie maja tego roku, wystający fragment ma już kilka metrów, ginie gdzieś pod wodą.

Zdzisław Skibiak od ponad 20 lat prowadzi tutaj cegielnię. Teraz, po powodzi sprzed kilkunastu dni, dalsza działalność stoi pod znakiem zapytania. Pokazuje grubą teczkę wypełnioną różnymi pismami i dokumentacją fotograficzną tego, co przez ostatnie lata Biała zrobiła z drogą.

- Teraz nie prowadzę produkcji, a przecież w sezonie zatrudniałem nawet czterdzieści osób. Za nimi stoją rodziny. Ludzie, którzy pracują przy produkcji cegły, są często jedynymi żywicielami rodzin. Po ostatniej powodzi straciłem rynki zbytu i odbiorców. Bo co to innego, jak ani ja nie mogę dowieźć towaru, ani nikt do mnie po niego nie przyjedzie.

Jak Biała wylała, to miałem 90 centymetrów wody w zakładzie i zalany piec, w którym wypalam cegłę. Zadzwoniłem po strażaków, żeby pomogli mi ją wypompować. Nie mogli dojechać, bo droga się oberwała, dla ciężkiego wozu było zbyt niebezpiecznie - mówi Skibiak. - Na dzisiaj straty oceniam na około sto tysięcy złotych, mimo że zabezpieczyliśmy się przed wodą. Pozostałe straty wyjdą w czasie. Zerwane kontrakty, na które pracowałem latami, są nie do wycenienia - dodaje.

Rwący nurt wdarł się także do magazynów z gotowym wyrobem. Cegła - mimo że na paletach, zabezpieczona folią - stała w półmetrowej wodzie. Gdy ta opadła, zostawiła warstwę mułu i błota. Nawet, gdyby znalazł się kupiec, to będzie zmuszony obniżyć cenę, bo cegłę trzeba oczyścić. - Jak mam utrzymać zakład i ludzi, skoro nie da się normalnie funkcjonować. Kilka dni temu, by choć trochę utwardzić przejazd, wysypaliśmy połamane cegły. Niestety, jest tak miękko, że wszystko się zapada. Nie wiem, co będzie dalej - zastanawia się.

O przyszłość boją się pracownicy cegielni. Jan Stachura ma na utrzymaniu pięcioosobową rodzinę, jest jedynym jej żywicielem. Jak mówi, takiej wody jeszcze w Jankowej nie widział. Mieszkańcy, z którymi rozmawialiśmy na miejscu, mówią wprost co myślą o ekologii. Emocje biorą górę, czemu trudno się dziwić.

- Jak Biała wylała, to rybki, o których spokój tak walczą urzędnicy, pluskały się na rozlewisku obok kaplicy w Jankowej. Czemu wtedy nie przyjechali ci wszyscy ekolodzy, żeby je pozbierać i wpuścić z powrotem do rzeki - pyta retorycznie Stanisław Bulanda, sołtys wsi. Przez ostatnie 10-12 lat Biała zabrała kilkadziesiąt metrów brzegu. Gmina Bobowa wielokrotnie apelowała do RZGW, by ten zajął się sprawą, na miejsce ściągano urzędników. W końcu powstało pięć koncepcji umocnienia brzegu.

I gdy wydawało się, że problem wreszcie się skończy, regionalny dyrektor ochrony środowiska wniósł sprzeciw do inwestycji, uzasadniając, iż tereny, na których miałyby być prowadzone prace budowlane, znajdują się na obszarze Natury 2000 i mogą one mieć znaczący wpływ na środowisko. Sprawa trafiła do punktu wyjścia, kłopoty pozostały te same, tyle, że realnie zaczęły zagrażać bezpieczeństwu. Jerzy Grela, dyrektor RZGW w Krakowie, pytany jeszcze w grudniu minionego roku o możliwość doraźnego zabezpieczenia brzegu, potwierdził, że bez tego dokumentu nie ma szans nawet na to. W podobnym tonie wyrażał się Wiktor Franczak z inspektoratu RZGW w Nowy Sączu.

- Nie możemy nic zrobić, bo nie mamy na to pieniędzy. Zresztą dopóki nie będzie raportu oddziaływania na środowisko, wymaganego przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Krakowie, nie można ingerować w rzekę. Jakakolwiek samowola grozi konsekwencjami służbowymi. Jeśli będą gotowe potrzebne dokumenty i do tego pieniądze, to wystarczą trzy, cztery tygodnie, maksimum miesiąc, by wykonać potrzebne prace - zapewnia.

Co więcej, podczas ewentualnych prac nie będzie można wykorzystać choćby kamieni czy żwiru z rzeki, tylko przywieźć je ze żwirowni. Wygląda to jak noszenie drewna do lasu, ale, jak zapewnia, takie są przepisy środowiskowe.

Tymczasem Jerzy Wertz, szef RDOŚ, któremu opowiedzieliśmy o kłopotach mieszkańców Jankowej, twierdzi, że owszem, raport jest potrzebny, ale w takich przypadkach, jak w Jankowej, ochrona przeciwpowodziowa jest sprawą nadrzędną. Prace zabezpieczające można wykonać, a raport powstaje w międzyczasie. To samo dotyczy usunięcia wyspy żwirowej z koryta rzeki. Można to potraktować jako prace regulacyjne rzeki. RZGW musi wystąpić jednak ze stosownym wnioskiem. - Takiego dotychczas nie otrzymaliśmy - zapewnia.

Jak mówi dyrektor Wertz, o sytuacji w Jankowej dowiedział się od nas. Dodaje również, że warto by przemyśleć przełożenie drogi bliżej wzgórza, bo Biała jest dynamiczną rzeką i obrywanie brzegu może postępować mimo wykonania zabezpieczeń. Z kolei Tomasz Sądag, zastępca dyrektora RZGW w Krakowie, informuje, że przełożenie drogi jest możliwe, pod warunkiem że zgodzą się na to właściciele działek. Wytyczenie nowej i wykup gruntów leży w gestii burmistrza gminy.

Zapowiada również, że raport środowiskowy powinien być gotowy za miesiąc. Dopiero wówczas będzie można podjąć decyzję o sposobie przeprowadzenia prac. Jedno jest pewne, bez wejścia w koryto rzeki, odtworzenie brzegu jest niemożliwe. Raport jednak to nie wszystko. Potrzebne są oczywiście jeszcze pieniądze...

Irena i Henryk Ulańczykowie przyjechali do Jankowej przed laty, aby zainwestować, by ich dzieci coś miały. Wzięli kredyt, kupili dom z myślą o stworzeniu gospodarstwa agroturystycznego. Teraz sami nie wiedzą, co mają robić. Dopóki nie będzie bezpiecznej drogi dojazdowej, dopóty nie ma na to szans, choć okolica sprzyja wypoczynkowi.

Wacław Ligęza, burmistrz Bobowej, nie ukrywa zdenerwowania. Jak mówi, ma wrażenie, że stanął przed jakimś murem, którego nie da się przebić. Zresztą to nie jedyny jego problem z Białą. Kilka lat temu powstała koncepcja budowy wałów w Bobowej. Niestety, projektant wymyślił, że będą one tylko na lewobrzeżnej części Bobowej. Władze gminy odrzuciły pomysł, bo gdyby doszło do jego realizacji, w razie powodzi prawobrzeżna część zostałaby kompletnie zalana.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto