Choć w Czarnem przysłowiowy diabeł mówi dobranoc, to kraina, którą Józef Klimowski, baca z Nowego Targu wybrał sobie ponad 20 lat temu za miejsce pracy, urzeka. Wokół tylko dzikie połemkowskie sady, ślady po chyżach, jakaś waląca się ziemianka i przydrożne krzyże, świadkowie historii Łemkowszczyzny. Wypasa się tutaj trudniej niż na Podhalu, bo co rusz trzeba chronić stado przed wilkami, które na łakomy kąsek rzucają się nawet w dzień. Poza tym bacówka stojąca nad potokiem na pół roku staje się domem, a juhasi i stado 1200 owiec – rodziną.
Józef Klimowski staje tuż przed obrazem Chrystusa Dobrego Pasterza. Wiosną 37. raz w życiu na pół roku wyjechał z domu z owcami. Wcześniej jeszcze z tatą Janem pasał owce w Bieszczadach, potem zadomowił się w Czarnem i tak jest do dzisiaj, od 23 już lat. Po obu stronach świątka baca wiosną wiesza dwie laski pasterskie i góralski kapelusz:
- Pon Bócek tyz z nasymi łowieckami. Cuwo nad nami, a kule (laski) i kapelus to na redyk, dyć droga daleko, a łowce casym niepokorne są - Klimowski tłumaczy tę scenerię.
Do jesiennego redyku i powrotu do domu jeszcze bardzo daleko, bo zanim baca i Juhasi spędzą stado przez Radocynę, Konieczną, granicą państwa do Regietowa, a potem Wysową, Ropki, Czertyżne, Banicę, Mochnaczkę, Halę Łabowską, Makowicę do Rytra, i dalej przez Przehybę do Krościenka i do Nowego Targu, przez pół roku będą pracowali na halach w Czarnem.
W pracy juhasa przy owcach to ciężki kawałek chleba. Pobudka około 3.30, poranna toaleta na strumieniu albo nad miską z wodą i dojenie - trzy godziny i tak trzy razy dziennie. Potem śniadanie i koło godz. 7 czterech z nich wyrusza na hale z 1200 owcami. Nie wszystkie są Klimowskiego. Część to stada oddane na wypas przez innych gazdów z Podhala. Reszta ekipy zostaje pracować przy serach, sprzątać, rąbać drewno do wędzenia, gotować - proste, jednogarnkowe dania, głównie zupy lub jajecznicę na spyrce. Około 14 znów dojenie, potem wypas i praca przy serach aż do 20 i znów dojenie.
- Jak dzień duksy to nawet do dziewionty sie pasom, a pzed północom końcy sie doić - tłumaczy jeden z juhasów.
Przed bacówką przez całe lato podjeżdżać będzie samochód dostawczy po odbiór mleka. Dwa razy w tygodniu trafiać będzie ono do spółdzielni mleczarskiej z Nowego Sącza.
- Z resty zrobimy serek z Cornego, bo choć taki som jak na Podhalu, to nazywać się tak ni moze - tłumaczy.
Każdy, kto trafi do tej bacówki, z zachwytem będzie się przyglądał pracy przy serach, a ich smak sprawi, ze chętnie będzie wracać, by znów ich pokosztować.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?