Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zagórzany. Młoda architektka Aleksandra Klińska na bazie zamku w Zagórzanach zaprojektowała Centrum Kongresowe Nauki i Sztuki

Halina Gajda
Halina Gajda
Renesans czarnego złota. Zamek Skrzyńskich w Zagórzanach. Centrum Kongresowe Nauki i Sztuki.
Renesans czarnego złota. Zamek Skrzyńskich w Zagórzanach. Centrum Kongresowe Nauki i Sztuki. Aleksandra Klińska/archiwum prywatne
Podczas gdy jedni gdybają, kto powinien kupić dawny majątek Skrzyńskich w Zagórzanach i co powinno się w nim mieścić, Aleksandra Klińska, świeżo upieczona absolwentka architektury wnętrz na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i za temat pracy magisterskiej obrała właśnie ów zabytek. Na desce kreślarskiej wykreowała jego przyszłość. Swoją pracę zatytułowała: Renesans czarnego złota. Zamek Skrzyńskich w Zagórzanach. Centrum Kongresowe Nauki i Sztuki.

Ola, choć mieszka i pracuje w Gdańsku, to pochodzi z Gorlickiego. Nie ma więc zaskoczenia, jeśli chodzi o wybór tematu. Posiadłość Skrzyńskich w Zagórzanach, dzisiaj zupełnie poza dostępem postronnych, działa na wyobraźnię wielu, którzy chcieliby na nowo tchnąć w nią życie. Tak właśnie zrobiła nasza rodaczka.
- Do podjęcia tego tematu zainspirował mnie znaleziony wywiad z ostatnim z inwestorów, a mianowicie profesorem Bogusławem Frańczukiem, w którym opowiadał o swoich działaniach. Rozmowę zakończył ważnymi oraz inspirującymi dla mnie słowami: nie wyobrażam sobie, aby takie miejsce zostało zapomniane – wspomina szczerze.

Słowa, które były inspiracją

O ile historia zamku, jego niegdysiejszych lokatorów na czele z hrabią Skrzyńskim jest powszechnie znana, to przyszłość potężnej nieruchomości, od kilkunastu lat stoi pod wielkim znakiem zapytania. Przywołany prof. Bogusław Frańczuk chciał miejsce przywrócić ludziom, ale długa choroba i śmierć pokrzyżowały te plany. Dzisiaj posiadłość można kupić na wolnym rynku. Wystarczy mieć w kieszeni niecałe siedem milionów złotych i kolejne kilkadziesiąt, by rzeczywiście zaczęła żyć. Chętnych nie ma. Przynajmniej na razie.

- Zmarły profesor Bogusław Frańczuk widział to miejsce, jako centrum kongresowe nauki. Ja dołożyłam do tego jeszcze sztukę i odrobinę użyteczności, ale takiej, która byłaby dostępna dla każdego – opowiada młoda architektka.

W swojej pracy pokazuje miejsce w wielu wymiarach. Nie należy tego jednak przekładać na tak lubiane dzisiaj pojęcie wielofunkcyjności. Widać to na wizualizacjach - autorka mocno nawiązuje do dawnej elegancji i niezwykłego smaku miejsca, ale nie ma w tym tak często spotykanego współcześnie dekoracyjnego przesytu i mnogości różnorodnych dodatków. Otwarcie zresztą o tym mówi. Chciałam pozostawić pewną surowość tego miejsca dając do zrozumienia, że wnętrze tego obiektu dotknęło całkowitej dewastacji.

- Istotne było dla mnie zachowanie tożsamości miejsca. Miałam dostęp do bogatej dokumentacji technicznej i archiwalnych zdjęć, ale też wystarczającą wiedzę, aby zainspirować się dziewiętnastowieczną stylistyką i zaczerpnąć z niej jak najwięcej interesujących elementów, by później móc przenieść je na współczesne wnętrza w formie swoistych cytatów. Postanowiłam też zachować tkankę architektoniczną bez jej naruszania – podkreśla.

Od razu wyjaśnia też, że już na początku uznała, że próba stuprocentowego odtworzenia wnętrz nie wchodzi w grę, bo byłoby to skazane na porażkę, a co gorsza – finał takich działań byłby sztuczny, nieprawdziwy, udawany.
- Nie sztuką jest odtworzenie tego co już powstało, a odczytanie tych przestrzeni na nowo
w sposób nieoczywisty i niedosłowny - opowiada o swojej pracy.

Prostota i elegancja – wątek przewodni

Trzeba wiedzieć, że architektka miała potężną przestrzeń do zagospodarowania. Potężną, bo liczącą mniej więcej dwa i pół tysiąca metrów kwadratowych powierzchni użytkowej. Nie wyobrażała więc sobie, żeby nie być na miejscu, nie zobaczyć na własne oczy pola swojego działania. Uderzyła ją surowość miejsca, ale i ogrom zniszczenia. Z drugiej strony - nowy dach i okna. Te czynniki mocno ją zaintrygowały, ale też utwierdziły w przekonaniu, że podjęła dobrą decyzję jeśli chodzi o wybór tematu magisterskiego.

- Przedstawionym przeze mnie projektem chciałabym dołożyć cegiełkę do odrodzenia się tego niezwykłego i magicznego miejsca – zaznacza z mocą. - Chciałam też wskrzesić renesansową ideę umiłowania życia, piękna, ale też zwrócić uwagę na człowieka i jego stosunek do świata – dodaje.

Wyobraźnia architekta podpowiedziała jej, żeby zachować piękne mury z czerwonej cegły i betonowe sufity. Ociepla je na swój sposób stonowana w kolorze podłoga. Inspirowała się wzorami posadzek, które tam kiedyś istniały.
Część poświęcona sztuce jest oszczędna, bo intencją architektki było „wyprowadzenie” na pierwszy plan właśnie jej, a nie samego wnętrza. W pracy Aleksandry znalazło się także miejsce na część restauracyjną. Już zupełnie inną, bo znacznie cieplejszą, wręcz intymną z mnóstwem zieleni, naturalnego drewna i kamienia. Z kolei w części – nazwijmy ją – kongresowej, sale są uwspółcześnione, rozświetlone nie tylko przez wielkie okna, ale też mnóstwo surowych w stylu lamp i stylizowanych siedzisk. Na jednej ze ścian Aleksandra umieściła potężny portret hrabiego Skrzyńskiego.
Patrząc na projekt, ma się wrażenie, że za moment zejdzie z obrazu i zasiądzie w którymś ze foteli, a w swoim eleganckim jak na dyplomatę przystało garniturze czy wręcz fraku, doskonale się wpisze w zaprojektowane przez młodą architektkę wnętrze. Uznała, że w miejscu przydałby się również hotel, ale też strefa rekreacyjna z fizykoterapią, a dokładniej z parafinoterapią, bo przecież pochodna tytułowego „czarnego złota”. Oprócz wymienionego już centrum kongresowego, miejsca dla artystów, hotelu z restauracją miałaby się pojawić strefa poświęcona właśnie ropie naftowej. I to również miało wyróżniać funkcje tego obiektu na tle innych.
- Mam wielką nadzieję, że moja propozycja wnętrz zainspiruje potencjalnych inwestorów, którzy wierzę, że szybko się pojawią – przyznaje szczerze.

Naftowa inspiracja

Na tym nie koniec. Praca magisterska ma bowiem bonus – Aleksandra zaprojektowała współczesną lampę naftową.
- Mój projekt obejmuje trzy lampy biurkowe o zróżnicowanej formie i wielkości – opowiada. Postanowiłam zaprojektować dwie większe - symetryczną i asymetryczną - oraz jedną mniejszą. Forma okalająca została wykonana z drewna litego, a konkretnie z jesionu, natomiast pozostałe elementy są wykonane z metalu oraz szkła – tłumaczy.
I tutaj znowu daje o sobie znać preferowana przez nią oszczędność. Bryła lamp bowiem, w przeciwieństwie do historycznych wzorów, jest uproszczona, obła i zamknięta w okręgu. - Wyjątkowa jest ich modułowość. Daje to możliwość użytkownikowi na dostosowanie lamp do swoich potrzeb i wymagań estetycznych – dodaje na koniec.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto