Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wizę do Stanów schował do szuflady, gospodaruje w Zagórzanach 27 lat

Agnieszka Nigbor-Chmura
Agnieszka Nigbor-Chmura
Do gospodarstwa Renaty i Marka Gubałów jadę trochę w ciemno, bo nie znam dokładnego adresu. W centrum wsi pytam więc młodego chłopca: - Którędy do Gubałów? I choć to nazwisko w podgorlickiej wsi jest dość powszechne, słyszę: -Do gospodarzy? Przytakuję i od razu dostaję instrukcję, jak dojechać.

Z przysiółka Stara Droga od Moszczenicy, w którym mieszkają Gubałowie, na południe rozciąga się piękny widok. Zaraz za nim po prawej stronie uwagę przyciągają jednak rolnicze maszyny, pasące się na łące kucyki, silosy pewnie teraz po omłotach pełne ziarna, no i duża obora.

Na podwórzu wita mnie piękny owczarek podhalański. Najpierw oszczekuje, potem już przyjaźnie merda dużym, białym ogonem. - To Bacuś - słyszę z daleka, zaraz po tym, jak Marcin 6-letni syn gospodarzy wykrzykuje gromkie dzień dobry, trzymając w ręku miotłę, którą jednocześnie przepędza z trawnika do obejścia stadko młodych kaczek, na czele których majestatycznie maszeruje kacza mama.

Obora o tej porze stoi pusta, bo całe stado krów, ale i tegoroczna młodzież jest na wypasie. Teraz żądzą tu tylko jaskółki, symbol rolniczego trudu, ale też strażniczki domowego ogniska.

W gnieździe Gubałów

W domu Gubałów jest jak w tym jaskółczym gnieździe - gościnnie, przytulnie, bezpiecznie.

- Dzieci wyfruwają, ale mamy już dwie wnuczki - mówi pani Renata.

Razem z mężem gospodaruje w Zagórzanach od blisko 30 lat. Tutaj na świat przyszedł 27-letni Krystian, dzisiaj pracownik służb mundurowych na krakowskich Balicach, 25-letni Tomasz z zawodu budowlaniec z żoną i dwójką dzieci już na swoim. 23 lata temu na świat przyszedł Kamil, choć jeszcze w rodzinnym domu, ale już samodzielny zawodowo.

Za miesiąc na studia do Krakowa wyfrunie Ania, tegoroczna maturzystka. Zostanie tylko 18-letnia już Natalka i choć najmłodszy, to pełną gębą rolnik - 6-latek Marcinek.

- Nasze dzieci nauczone są pracy i do dzisiaj możemy na nie liczyć. Kiedy ich równolatkowie spędzali wakacje na grze w piłkę, nasze pracowały, a to przy sianokosach, a to przy żniwach. Do dzisiaj pomagają, ile mogą - chwali pani Renata.

Trzecie pokolenie rolników

Renata i Marek Gubałowie są trzecim pokoleniem rolników z krwi i kości na tej ziemi - po dziadkach Marka - Julii i Franciszku i rodzicach Zofii i Stanisławie. Można by rzec, że miłość i szacunek do ziemi i zwierząt Marek wyssał z mlekiem matki. I choć czworo z jego rodzeństwa przed ponad 20-laty zdecydowało, że zostawia rodzinną wieś i ziemię i wylatuje za ocean, on swoją wizę schował głęboko w szufladzie.

- Do Stanów najpierw wyjechali dziadkowie, wiele lat była tam moja mama Zofia, potem pojechało rodzeństwo - mówi rolnik.

A Marek został ze starym gospodarstwem, sprzętem, czterema krowami w stajni. Bardziej niż do wielkiego świata, ciągnęło go do koni, traktora, orki, siewu, sianokosów, żniw, wykopków.

Dzisiaj nie ma większego gospodarza w Zagórzanach. Na siedem koni we wsi, cztery są Gubałowe, dwa zimnokrwiste, dwa kucyki, żeby radość miały dzieci, ale też z pasji do tych zwierząt; - Mój tata był prawdziwym koniarzem. To przy nim uczyłem się powozić i jeździć wierzchem. Nie było dożynek, prymicji, żebyśmy nie jechali razem. Gdy dwa lata temu zmarł, w ostatnią drogę na cmentarz powieźliśmy go końmi - mówi z zadumą.

Dzisiaj w nowoczesnej oborze z boksami dla każdej krowy, specjalistyczną dojarką i urządzeniami do przechowywania mleka stoi 35 sztuk zachowawczego biało-czerwonego stada, prawie drugie tyle młodzieży - cieląt i jałówek.

Do obróbki gospodarz ma 28 hektarów własnej ziemi, prawie drugie tyle w dzierżawie - łąk, na których wypasa bydło i z których zbiera paszę na zimę, zasiewów zbóż, kukurydzy, poletek obsadzonych ziemniakami - większość ogrodzone, bo nie byłoby czego zbierać, gdyby weszły dziki.

- Noc wygoni, noc przygoni, jak to się mówi - śmieje się pani Renata, bo ich dzień zaczyna się od obrządku w oborze, dojenia, wypędzania na wypas. Potem prace dyktowane przez kalendarz i porę roku - na wiosnę siewy, potem sianokosy, żniwa, wykopki i znów siewy oziminy. I tak dzień po dniu.

- Dojrzałe zboże nie poczeka, bo rolnik na urlopie. Zresztą co to jest urlop? - pyta ze śmiechem pan Marek.

Rolnik do tańca... i do różańca

Danuta Szpyrka, właścicielka restauracji Stary Dworzec, która w tym roku gościła Gubałów - gospodarzy, i żniwiarzy z dożynkowym wieńcem mówi o nich: -Ludzie z sercem na dłoni, spracowani, zmęczeni, ale umiący czerpać radość z życia i dający tę radość innym. - Na parkiecie do zabawy byli pierwsi, a za nimi w tany ruszyła już cała rodzina - śmieje się restauratorka.

Pomysł na rodzinne dożynki, chyba jedyne takie w całym powiecie zrodził się przed trzema laty, teraz został powtórzony.

- Nie było łatwo, bo żniwa były w pełni mąż w polu, ja w obejściu, ale pomogło moje rodzeństwo, mąż zadbał o piękne zaprzęgi konne, moja siostra Dorota uszyła chłopcom kamizelki, dziewczynkom spódniczki - mówi pani Renata.

To brat gospodyni rodzinnych dożynek ks. Boguś Tokarz, który na co dzień posługuje w Niskowej, zatroszczył się o piękny wieniec. Z Nowego Sącza zaprosił do Zagórzan dziecięcy Zespół Promyczki Dobra, które śpiewały podczas mszy świętej w kościele parafialnym.

Pan Marek powoził zaprzęgiem z kucykami. W bryczce siedział Marcinek, którego mianował gospodarzem święta. Choć to dopiero zerówkowicz, dobrze wie, co w życiu chce robić. Gdy rozmawiamy w kuchni, on przed oknem na trawniku wbija małe drewniane paliki w ziemię, na nich rozciąga żółty sznurek i układa plastikowe figurki koni i krów.

- Niech pani zobaczy - zagroda z pastuchem gotowa. Już nie uciekną - śmieje się rezolutny maluch, któremu w pracach pomagają Wiktoria i Oliwka, córki brata.

Pytam pana Marka o marzenia i nie jestem zaskoczona odpowiedzią: - Za pięć lat zorganizować dożynki na 50 koni - śmieje się spod wąsa gospodarz.

Skąd wziąć 50 koni, skoro w Zagórzanach jest tylko wspomniane siedem? - Jak to skąd ze Strzeszyna. Tam najwięcej koni w powiecie. Jak zaproszę koniarzy, to na pewno przyjadą - tłumaczy.

- Pięć lat? Trochę długo. Najmłodsza wnusia Oliwka zapomni, jak orszak wygląda. Ze spódniczki wyrośnie. A za trzy lata jubileusz pracy na roli macie. Okrągłe 30 lat! Może by wcześniej poświętować? - podpytuję.

- Jak tylko zdrowie będzie dopisywało i sił wystarczy - kończą gospodarze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Wizę do Stanów schował do szuflady, gospodaruje w Zagórzanach 27 lat - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto