Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Strażnik codzienności

Katarzyna CHILIŃSKA
Kuźnia od początku nas zafascynowała. Wójt, dawni przyjaciele ojca mówili, aby ją ratować. Rodzeństwo było za sprzedażą, a ja się temu zacząłem przyglądać.

Kuźnia od początku nas zafascynowała.
Wójt, dawni przyjaciele ojca mówili, aby ją ratować. Rodzeństwo było za sprzedażą, a ja się temu zacząłem przyglądać. Bardzo szybko podjęliśmy z żoną decyzję - zapewnia Janusz Szkudlarek. - Dziennikarze nas zmobilizowali.

I tak w Żydowie powstało prawdziwe cacko - małe muzuem dawnych przedmiotów użytkowych. Ojciec Janusza Szkudlarka był kowalem. To przeszło stuletnia rodzinna tradycja. Trzy pokolenia ją kontynuowały. On sam nie przepadał za tym fachem. – Robiłem to, co ojciec kazał. Miałem inne zainteresowania – twierdzi. Władysław Szkudlarek w Żydowie (gm. Kołaczkowo) kupił kawałek ziemi i postawił w 1937 r. swoją kuźnię. Był dobry w swoim zawodzie. – Mówiło się, że koń podkuty przez ojca zdzierał podkowę do grubości żyletki i nie gubił jej – uśmiecha się J. Szkudlarek. – Kowal przed wojną był prestiżowym zawodem. Po księdzu i organiście. Tutaj naprawiało się i ostrzyło narzędzia, lutowano garnki. Ojciec pana Janusza pracował tu aż do śmierci - 45 lat.

Zapach przypalanego kopyta

Stojąca nieco na uboczu kuźnia to jedyna taka zachowana w Wielkopolsce. – Historia stanęła tu w miejscu – mówi po przekroczeniu progu pan Janusz. Na kilku metrach kwadratowych pozostał trwały ślad kowalskiego trudu. Skórkowy miech, palenisko, wiertarka stołowa, kowadło, maszyna do obręczy, wiertarka stołowa, kamień do ostrzenia, kozioł do kucia koni… Narzędzia pochodzą z XVIII i XIX w. Pod nogami w przybrudzonym piasku rozrzucone kilkudziesięcioletnie podkowy. Nadpalone ogniem ściany. Tu było sejmikowanie i gadanie. – Kiedyś kowal trzy razy młotkiem w kowadło stuknął, to wszyscy wiedzieli, że ma już otwarty zakład – śmieje się J. Szkudlarek. - Ten miech kupiony był ponoć za dwie krowy. Taki był wtedy przelicznik – pan Janusz opiera się o zabytkowy przedmiot sporych gabarytów. Kubuś, mały pies, który towarzyszy naszej wędrówce wskakuje na komendę pana na palenisko. „Udaje”, że rozgląda się zgodnie z życzeniem Janusza Szkudlarka. – To taka mała atrakcja dla dzieci – tłumaczy.
Pamięta jeszcze zapach przypalanego kopyta. – Konie podkuwało się na gorąco. Podgrzewało się kopyto, żeby łatwiej podkowa przylegała – opowiada. Coś musiało być w zapachu kości rogowej, bo przyciągał on także jego rówieśników.

Od młynka do kawy po trzewiczki

Ale kuźnia to nie jedyny zabytek. W stodole prace jeszcze trwają. Zakurzona folia skrywa zabytkowe wozy. Kareta, bryczka, myśliwskie trofea, kosa, cepy, grabie... Po sąsiedzku za kolejnymi drzwiami mieszczą się większe przedmioty. Olbrzymi magiel, łopaty, nosidła do wody, unikatowy dystrybutor do nafty czy ponad stuletnie beczki do piwa.
Prawdziwe rarytasy kryją się w ostatnim budynku. Kwadratowe pomieszczenie wypchane jest prawie po brzegi drewnianymi i żelaznymi przedmiotami. Na stole równo w szeregu stoją drewniane trzewiki. Obok nich skrzynie, dziecięce wózki, masielnice, kołowrotki... – Tutaj mamy przedmioty użytkowe: młynki do kawy, żelazka po łóżeczka, lampy naftowe – wymienia. Po drugiej stronie wanny, dzbanki, wagi... Przeznaczenia niektórych przedmiotów laik nie jest w stanie się domyśleć. A pan Janusz wciela się w rolę przewodnika po historii każdego z nich. – Wie pani co to jest? – sięga po drewniany zagięty kij. – Niby zwykłe drewno. Znalazłem to na strychu u znajomego i zacząłem zastanawiać się, co to jest. Gięte celowo, jesion bodajże, znalezione w dawnym majątku... – urywa. Na jego twarzy pojawia się uś miech odkrywcy. – Kiedyś siało się groch, ale nie młóciło się go. Korzenie mocno wrastały w ziemię. To narzędzie służyło jako sierp. Podbierało się nim groch.

Dla innych i siebie

Siadamy w cieniu liściastej oazy przy drewnianym – również zabytkowym – stole. - W 2000 r. poważnie zachorowałem. Trzeba było robić coś lekkiego, ale takiego, co by przynosiło satysfakcję – wspomina Jan Szkudlarek. Wówczas to zaczął wraz z żoną szukać zabytkowych przedmiotów codziennego użytku. Na początku jeździł od wioski do wioski. Od chaty do chaty. – Panie, nic nie mam – mówił niejeden. – Ale kiedy weszło się na strych, to nagle coś się znalazło – przyznaje pan Janusz. - Wziąłem się za to o dziesięć lat za późno... – na jego twarzy pojawia się szczery smutek. – Bo dużo rzeczy już nie ma. Od handlarzy na giełdach z drugiej ręki kupuje się. I tak z czasem stare mury zaczęły wypełniać się maglami, wózkami, lampami naftowymi, wagami, kuferkami, narzędziami polowymi… Prawie każdy przedmiot trzeba było odrestaurować. - Złota rączka – podsumowuje wysiłek męża pani Karolina. - W tym zawodzie trzeba być takim, bo by pani zginęła. Kupi pani kołowrotek bez kółka i co pani zrobi? Fachowców już nie ma – przekonuje pan Szkudlarek.

Ocalić od zapomnienia...

Wszystkie zgromadzone przedmioty, a nazbierało się ich już ponad pięćset, pochodzą z Wielkopolski. A wiedzę o każdym z nich zdobywa z różnych źródeł. Książki, rozmowy z fachowcami. W Żydowie spędza kilka miesięcy w roku – najczęściej od maja do listopada. Na co dzień mieszka bowiem w Poznaniu. – Jestem prawdziwym emerytem, który może z pasją robić to, co lubi.
A pracy tutaj nie brakuje – uśmiecha się. Chciałby wyremontować m.in. kuźnię, bo jej mury się już tego domagają. Chciałby też poszerzyć gamę zabytkowych przedmiotów. Nie ukrywa, że miłość do nich jest zbyt silna. Tylko nie zawsze starcza funduszy na nie.
- Dlaczego to robimy? – zastanawia się mój rozmówca. – Dla siebie do pewnego etapu, aby ocalić. Teraz dla innych, aby pokazać historię. Cieszę się, że to uratowałem – taksuje czułym spojrzeniem zabytkowy budynek.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto