Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Smaczki z szymbarskiego skansenu, czyli jak to niegdyś w kuchni palono...

Halina Gajda
Leszek Brzozowski, kierownik skansenu: - Wielu z nas tak naprawdę nie wie, czym naprawdę jest kurna chata. By się o tym przekonać, wystarczy przyjść do nas i zobaczyć samemu.
Leszek Brzozowski, kierownik skansenu: - Wielu z nas tak naprawdę nie wie, czym naprawdę jest kurna chata. By się o tym przekonać, wystarczy przyjść do nas i zobaczyć samemu. Halina Gajda
W tym roku Skansen Wsi Pogórzańskiej w Szymbarku obchodzi trzydzieste urodziny. Chałupy, które w nim stoją, mają i po czterykroć więcej, niejedna z tych strzech kryje w sobie tajemnicę.

Leszek Brzozowski, kierownik szymbarskiego skansenu, oddziału Muzeum Dwory Karwacjanów i Gładyszów, zarzeka się na wszystkie świętości, że żadne duchy po chałupach nie hasają, ale na własnej skórze udowadniać tego nie zamierza. Na pytanie, czy choć raz zdarzyło mu się spędzić noc w którejś z izb, wzdryga się.

- Wszystko przede mną - wzrusza ramionami.

W tym roku skansen obchodzi 30. urodziny. Kilka dni temu pod strzechy trafiła nagroda im. Oskara Kolberga przyznana tym którzy, wzorem znamienitego etnografa, gromadzą i przekazują wiedzę o kulturze ludowej, wskazują na jej bogactwo i różnorodność, dokumentują, opracowują naukowo, chronią i zachowują dla przyszłych pokoleń.

- Wbrew pozorom, chałupa chałupie nie równa - podkreśla. - A te nasze mają kilka niezłych smaczków - mówi tajemniczo.

Co to tak naprawdę jest ta kurna chata?

Smaczek pierwszy jest taki, że najstarszy z domów, przywędrował w zasadzie zza między. A konkretnie z Siar. Żaden opuszczony, żaden zapomniany - do ostatnich niemal dni mieszkał w niej Stanisław Cięciwa, z zawodu tkacz. Samotny mężczyzna walczył na frontach I wojny światowej. Wrócił wprawdzie szczęśliwie do domu, ale okazało się, że na gospodarstwie przyszło mu pracować samemu - rodzeństwo wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych i nigdy nie wróciło do kraju ojców.

- Jeśli ktoś nie wie, czym tak naprawdę jest kurna chata, niech przyjedzie do skansenu - zachęca Brzozowski. - W niejednym są chaty pod strzechą z klepiskiem i zydelkiem pod ścianą, ale ta w Szymbarku ma... swój zapach.

- Bynajmniej nie mysi - kierownik ucina ewentualne domysły. - Chodzi o zapach paleniska, nie glinianego pieca, ale prawdziwego paleniska. Z otwartym ogniem, o czym świadczą choćby osmolone ściany i belki na powale. - Ogień rozpalało się bezpośrednio na nalepie czyli części pieca, a dym roznosił się po całej piekarni, mówiąc współcześnie kuchni - dodaje. Zamiast komina była bowiem… woźnica.- Czyli coś jakby otwór w powale, przez którą uciekał dym - tłumaczy dalej kierownik.

Wyposażenie chaty jest niemal stuprocentowym odzwierciedleniem tej sprzed dekad. Na dobrą sprawę, można by wskrzesić palenisko, spróbować ugotować obiad. Naczynia, wszelkie garnki i miski, są pod ręką. - Trzeba by tylko uważać, na czujniki dymu - stwierdza z przekąsem.

Olejarnia, jakiej świat nigdzie nie widział

Temat rozpalania drążę dalej - skoro nie izba starego tkacza, to może olejarnia dałaby się uruchomić? W końcu to drugi ze skansenowych smaczków - przywieziona z Gródka od niegdysiejszego obszarnika. Wieść niesie, że miał 17 hektarów ziemi, a w olej z jego olejarni zaopatrywały się bobowskie i gorlickie apteki, a nawet okoliczne klasztory. - Nic z tego nie będzie. O rozpalaniu mówię - zapowiada z przekonaniem kierownik. - Glina w kominie zawilgła, nic nie chce się palić - stwierdza ze znawstwem.

Dodaje, że do chałup najchętniej wstępują seniorzy i to tacy, co na pierwszy rzut oka mogą pamiętać czasy klepiska i dyli dla krów. - Ich dzieci cmokają, zachwycają się, że chętnie by zostały, zamieszkały - opowiada. - Wtedy tak sobie myślę: dzisiaj to atrakcja na co najwyżej jedną noc, a kiedyś ludzie mieszkali w takich prymitywnych warunkach - zamyśla się. Trzydzieste urodziny skansenu, takie z tortem i atrakcjami dla gości planowane są na wrzesień.

Co więcej, potomkowie niegdysiejszego olejarza przyjechali kiedyś do Szymbarku, by w chacie przodka zrobić sobie ślubną sesję fotograficzną.

-Taka krótka podróż do korzeni - wspomina.

Zdzisław Tohl, dyrektor Muzeum Dwory Karwacjanów i Gładyszów zdradza, że naprawdę będzie się działo…

- Mamy wielu zaprzyjaźnionych twórców związanych ze skansenem, wychowanków profesora Romana Reinfussa, którzy zawsze chętnie przyjeżdżają do Szymbarku - mówi dyrektor.

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 3

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto

od 7 lat
Wideo

Kalendarz siewu kwiatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto