Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sękowianie pokażą Słowakom, jak z sukcesem prowadzić gospodarstwo pasieczne. Na warsztatach będzie trochę teorii i mnóstwo praktyki

Halina Gajda
Halina Gajda
Fot. Mariusz Kapala
Pszczoły w ulach jeszcze w zimowym odpoczynku, nawet nie zdają sobie sprawy, że lada chwila będą przedmiotem poważnych rozważań polsko-słowackich, a właściwie sękowsko-słowackich. Wszystko z racji sąsiedzkiego porozumienia, które jeszcze ciepłe, determinuje wydarzenia wiosny i lata po obu stronach granicy. Najkrócej rzecz ujmując, Słowacy będą się od nas uczyć, jak hodować pszczoły. W skrzydlatych upatrują bowiem szansę na to, że młodzi nie uciekną do wielkich miast, by szukać pracy, zarobku, sposobu na życie. Wybór padł na Sękową nie tylko z racji bliskości, ale i twardych, namacalnych wręcz argumentów.

Wieść niesie, że Sękowa jest jedną z tych gmin, gdzie poziom „upszczelenia” jest jednym z najwyższych w kraju. Wedle rachunków Edwarda Skuby, prezesa koła, które skupia lokalnych pszczelarzy, na sękowskiej ziemi hodowanych jest ponad tysiąc pięćset tak zwanych pni, czyli po prostu pszczelich rodzin. W dobrej rodzinie może być nawet około sześciu tysięcy owadów. Jeśli przemnożymy jedno przez drugie, wychodzi, że na wspomnianym terenie żyje ponad dziewięć milionów dzielnych zapylaczek. Zważywszy na to, że w gminie jest mniej więcej pięć tysięcy mieszkańców, to na statystyczną głowę przypada około dwóch tysięcy pszczół.
Prezes Skuba na takie matematyczne fikołki trochę się obrusza, bo jakże to tak przeliczać pszczele pogłowie, ale ostatecznie przyznaje, że Sękowa na pszczołach stoi.
- Przecież są nie tylko pszczelarze skupieni w naszym kole, ale też wielu innych – przypomina.
Słowakom to imponuje: że pszczół tak dużo, że rodzinne interesy wokół dobrego miodu powstają, ludziom się chce, potrafią zachęcić młodych do zakładania pasiek, współpracować. U nich bywa różnie. Młodzi uciekają z przygranicznych terenów, szukają szczęścia w bardziej uprzemysłowionych częściach kraju. Bardzo chcieliby, żeby było jak u nas, albo jeszcze lepiej. I chcą się uczyć, jak to zrobić.
- Projekt ma przeciwdziałać wyludnianiu się pogranicza – mówi Małgorzata Małuch, wójt gminy. Chodzi przede przede wszystkim o to, by zapobiegać odpływowi młodych oraz zwiększyć wykorzystanie potencjału przyrodniczego i rolniczego przygranicznych terenów Słowacji. Ma także wpływać na podniesienie poziomu wiedzy o zaletach hodowli pszczół a także spowodować wzrost liczby pszczelarzy – dodaje.
W rzeczywistości będzie to wyglądało tak, że obie strony spotkają się najpierw na warsztatach, takich teoretycznych i opowiedzą, jak to jest z tą hodowlą po każdej ze stron, gdzie są źródła kłopotów, kto pomoże, jeśli już takie pszczelarzy dopadną. Zaplanowane są w Niżnej Polance. Potem przyjdzie czas na praktykę, czyli wizyty w pasiekach.
- W Sękowej i Bartnem, ale też po sąsiedzku np. w Stróżach – zapowiada Jan Szczepański z UG Sękowa.
Wszystko jest tak pomyślane, by obie strony miały korzyści. Sękowskie doświadczenie nie oznacza wcale postawy: wiemy wszystko i my tu jesteśmy nauczycielami. Nie. Inaczej – możemy sobie wzajemnie pomóc.
- Na Słowacji obowiązują inne zasady wspierania pszczelarstwa, więc na pewno będzie to jeden z tematów podczas warsztatów – zapowiada Stanisław Kowalczyk, prezes Karpackiego Związku Pszczelarzy w Nowym Sączu. - Wszyscy musimy pamiętać o jednym. Pszczoły to nie tylko miód, pszczoły to życie – podkreśla.

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto