Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Są małżeństwem od 66 lat. Jaka jest ich recepta na szczęście?

Halina Gajda
Halina Gajda
fot.halina gajda
Sześć dekad i sześć lat razem. Jako małżeństwo, rodzina, dom. On - Roman, siwiuteńki jak gołąbek z dziewięćdziesiątką na karku, ona - Apolonia - nic młodsza. Siedzą obok siebie i wyglądają, jak para nastolatków, którzy właśnie się poznali. Ona niby strofuje męża „tylko głupot nie opowiadaj”. On cały czas się śmieje i rzuca rymowankami. Wierszyki, przygaduszki, proste fraszki to lekarstwo, motto, sposób na radość, ale też na smutek.

Państwo Apolonia i Roman Czyżykiewiczowie jubileusz 66-lecia, jak się to poważnie mówi, pożycia małżeńskiego obchodzili w Boże Ciało. Była msza święta w bieckiej kolegiacie, kazanie o trwałości, miłości, wspólnym byciu. Na koniec wielkie rodzinne spotkanie kilku pokoleń - dzieci, wnuków i prawnuków. Pan Roman bez większego trudu mógłby być wodzirejem albo drużbą. Zagada wszystkich. Od polityki po obyczajówkę. Ma swoje zdanie. Opowiada też rodzinne historie, jakby wydarzyły się wczoraj, na bieżąco układa rymowane powiedzonka.
- Ponad 66 lat temu powiedziałem mojej Apolonii: pamiętaj o mnie, a ja o tobie, a nasza miłość skończy się w grobie - słyszę.
Po pierwszych żartach, gdy teraz przywołuje przeszłość, słyszę w tonie sporo powagi.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi: oni są sobie pisani

Mieli po dwadzieścia parę lat, gdy się pobrali. Nie było jakiegoś specjalnego narzeczeństwa. Chodzenia na spacery pod rękę, westchnień w ciemną noc też nie było. Podeszli do sprawy pragmatycznie. Zresztą, wszyscy mieli jeszcze w pamięci wojenny czas, o długich zalotach nikt nie myślał. Mieszkali obok siebie. Chodzili do jednej szkoły niemal jedną drogą. - Żeby było jasne - śmieje się jubilat. - Żadna to szkolna miłość nie była - podkreśla.
Małżonka potwierdza, że początkowo ich znajomość należała to tych trudniejszych. Mały Romek to był zadziorny chłopak.
- Pamiętam, że mocno padało. Miałam parasolkę, więc ją rozłożyłam - wspomina. - On nie miał. Mókł, więc z tej złości na deszcz, mokry grzbiet i mój parasol, podłożył mi nogę - dodaje.

Jak się tak zastanowić, to idealnie pasuje tutaj stwierdzenie, o tych, którzy się czubią, ale tak naprawdę lubią. Drogi rozeszły im się po szkole. Chłopak miał starszą mamę, chorą siostrę. Życie, a raczej jego proza, zwaliło mu wszystkie domowe i gospodarskie obowiązki na głowę. Młodziutka Apolonia poszła do zaś szkoły w Bystrej. Gdzieś się tam widywali, spotykali, ale iskier wciąż z tego nie było. Do czasu…
- Gdy wspólni znajomi, którzy brali ślub, poprosili nas na drużbów weselnych - wspomina pan Roman. - Miałem już wtedy w kieszeni bilet do wojska - dodaje.

Ojczyzna wzywała na służbę i nikt z tym wtedy nie dyskutował. W jednostce miał się stawić w kolejny piątek. Miał mniej jak tydzień. Co się wtedy stało? Sami nie wiedzą - weselny czar i rozluźnienie, myśl, że lata lecą i dobrze by było mieć do kogo wrócić? Wspomniany życiowy pragmatyzm? Pewnie wszystkiego po trochu ze szczyptą rodzącej się miłości włącznie. Wtedy właśnie padły znamienne słowa Romana do Apolonii: pamiętaj o mnie, a ja o tobie, a nasza miłość skończy się w grobie. Oboje wzięli je sobie głęboko do serca, bo wytrwali w tym, długie 32 miesiące służby wojskowej. Dla ludzi i ich uczuć - próba wręcz ogniowa. Przez te dwa i pół roku widzieli się trzy razy i to tylko przez chwilę.
- Służyłem w Braniewie. Jazda wagonami-bykowcami przez całą Polskę trwała trzy dni, więc dla dziewczyny i rodziny miałem tak naprawdę parę godzin z tygodniowej przepustki - wspomina i spogląda czule na małżonkę.
Nie było listów, telefonów. Nic nie było, poza wewnętrznym przekonaniem, że będą razem.

Przyjaźń, szczerość i zaufanie na porządku dziennym

Dzisiaj, po tych ponad sześciu dekadach patrzą na siebie z taką samą iskrą. Choć pani Apolonia z racji kłopotów ze zdrowiem porusza się na wózku, mąż, można powiedzieć, swoją energią nadrabia za ich dwoje. Dzieci i wnuki już od dawna na swoim, ale widać, że lubią być razem.
- Święta, imieniny! Obowiązkowo wszyscy, którzy tylko mogą, przyjeżdżają do rodzinnego domu - cieszy się pani Apolonia.

Rozgardiasz z tym związany, nikomu nie przeszkadza. Najbardziej lubią słuchać dziadkowych opowieści, bo nigdy nie ma w nich narzekania, zgorzknienia. Całe życie brali, takie, jakie ono było. Mieli jedną zasadę w domu: nie ma przemilczania kłopotów, nie ma zamiatania pod dywan nawet najtrudniejszych spraw. Nawet, gdy rozwiązanie może być trudne do zaakceptowania, później zawsze jest lepiej, łatwiej.
O tym samym pisał do nas Bolesław Pabisz, jeden z mieszkańców bieckiej gminy.
- Mam przyjemność znać ich osobiście i jestem pod wrażeniem, jak można godnie i szczęśliwie przeżywać starość - zwracał uwagę. - To nie są zgorzkniali, użalający się nad swoimi dolegliwościami, ułomnościami wynikającymi z ich wieku, a pełni życzliwości, pogodni ludzie, ze swadą i humorem opowiadający swoje życiowe dzieje. Dziś to piękny przykład wzajemnej miłości, szacunku wobec siebie, wspólnego pokonywania życiowych kłopotów i przeciwności losu - podkreślał.
- Nasz wspólny los był nam przeznaczony - mówi z przekonaniem. - Bo jak inaczej, skoro nawet cyganka wywróżyła mi Apolonię? Jeszcze, gdy byłem w wojsku, zaczepiła mnie. Miała dwie informacje: mam uważać na fałszywych kolegów, a żonę znajdę na północ od siebie - opowiada.
Tylko przez chwilę frapowało go, co też miała na myśli. We wskazanym przez cygankę kierunku, nie było żadnej innej dziewczyny, poza Apolonią. Był tak mocno przekonany, że będzie jego żoną, że nawet widok konkurentów, którzy ubiegali się o jej względy, ani na moment nie zbił go z tropu.
- Pół roku po powrocie z wojska było weselicho. Od środy do soboty trwało - opowiada z dumą.

Zanim stanęli przed ołtarzem, ksiądz zapytał ich, co ich do siebie skłoniło: rodzice, bliskość gospodarstw, czy jeszcze coś innego.
- Odpowiedziałem mu, że miłość - mówi cicho.
Po chwili już z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru recytuje przepis na udane małżeństwo: Przytul, ucałuj, buziaka nie żałuj!

WIDEO: Kraków. Arcybiskup M. Jędraszewski mówi, że parady równości stały się seansami pogardy i nienawiści

Źródło: TVN24/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Są małżeństwem od 66 lat. Jaka jest ich recepta na szczęście? - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto