Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przed nami 108. rocznica Bitwy pod Gorlicami. Zachowały się szczegółowe relacje z Wielkanocy w oblężonym mieście

Andrzej Ćmiech, mat. archiwalny
Austriacka świąteczna karta pocztowa z 1915 roku
Austriacka świąteczna karta pocztowa z 1915 roku archiwum
Przypadająca w obecnym roku 108. rocznica wybuchu I wojny światowej jest okazją do przedstawienia pierwszych wojennych świąt wielkanocnych, jakie obchodzili nasi rodacy podczas walk i oblężenia miasta w 1915 r.

Relacji zachowało się kilka, szczególnie tych pamiętnikowych pisanych na ,,gorąco" podczas walk. Stanowią one najcenniejsze źródło informacji. Z tego względu mają dużą wartość historyczną i warto je przytoczyć w całości.

Bez rezurekcji, z zawieszeniem broni

Święta wielkanocne mieliśmy nadspodziewanie dobre - wspomina w "Pamiętniku z inwazji rosyjskiej w Gorlicach w latach 1914-1915" Stanisław Feliks Grąglowski - chleba było pod dostatkiem, można go było tanio kupić prawie za bezcen, [z tego powodu] gdyż Żydzi nie kupowali przez czas swoich świąt. Zarząd rosyjski na święta rozdawał jaja nie swoje, ale zrabowane w magazynach żydowskich. Żona upiekła z ładniejszej mąki niby bułkę, ale zrobił się placek z tego, bo grubsze wsadziła do pieca jak wysadziła, mieliśmy trochę kiełbasy i słoniny - przy tym był czaj. Ksiądz Bronisław Świeykowski te dary Boże w sobotę wieczór poświęcił, no i mieliśmy wszystko, co zwyczaj nakazywał, bo nawet chrzan był - tylko, że nie odbyła się ta wspaniała ceremonia rezurekcji, ale o tym szkoda było marzyć. Ruskie wojska zapewniały nas, że przez święta będzie zawieszenie broni, więc każdy się cieszył, że będzie mógł odetchnąć świeżym powietrzem i nasycić oczy światłem dziennym, a może i słonecznym. [...]

Spustoszony cmentarz

Nazajutrz zaraz z rana przebraliśmy się nie w inną odzież i poszliśmy raniutko na Mszę św. do ochronki. Z braku miejsca zgromadzili się ludzie w bardzo małej ilości przed ochronką na polu a po Mszy św. każdy spiesznie podążył do domu. A po śniadaniu, ponieważ dzień był bardzo ładny, słoneczny i ciepły, postanowiliśmy przejść się na cmentarz, skąd było dobrze widać naszą posiadłość oraz dekunki austriackie. Udaliśmy się wszyscy w kierunku cmentarza, ale przed domem Stanisława Kosiby i Barbary Piotrowskiej, a względnie ruinami tych domów, stała warta rosyjska, a ten zapytał nas, czyśmy Polacy i po daniu mu twierdzącej odpowiedzi - pozwolił nam się udać na cmentarz. Po zwiedzeniu cmentarza, którego z powodu spustoszenia poznać nie mogliśmy, rozpatrywaliśmy się na okopy austriackie i rosyjskie, gdzie było widać dobrze naszych żołnierzy, ale trudno się było z nimi porozumieć. W tym posłyszeliśmy kilka strzałów armatnich ku Gorlicom, porzuciliśmy tę miłą przechadzkę i pospiesznie wróciliśmy do swojej nory i cały dzień, prócz przed dom, nie wychodziliśmy nigdzie.[...].

Tego dnia co chwila mieliśmy gości składających się z samych moskiewskich żołnierzy, którzy nie mając nic do roboty w czasie świąt, włóczyli się po mieście i po całych dniach z cywilną ludnością przesiadywali, goszcząc nas jajami malowanymi i innymi rzeczami, przy czym pocieszali nas, że już będzie "skoro mir" wnet ugoda, że nasz Cesarz odstępuje Rosji całą Galicję i płaci kosztów wojennych 50 miliardów, ale Car ich nie chce, tylko prócz tego chce mieć wolny dostęp do Serbii. Na głoszenie takiej ugody mróz nam krew w żyłach ścinał, ale trudno, w milczeniu musieliśmy tę nowinę przyjąć".

Atmosfera pełna wyczekiwania

Podobnie zapamiętał Wielkanoc 1915 r. Władysław Kijowski, który w "Pamiętniku inspektora policji w Gorlicach (1914-1915)" pisze:

,,Święta wielkanocne były dość spokojne. Tradycyjnego święcenia dokonał ks. Świeykowski w Magistracie. W niedzielę odprawił ksiądz proboszcz mszę św. w ochronce, dzień był pogodny. Austriacy i Moskale poustawiali w okopach białe chorągwie i przez cały dzień nie strzelali. Moskale i Austriacy odwiedzali się nawzajem w okopach, widziałem, jak gromadkami jedni do drugich przechodzili. Mamafiej (rosyjski komendant Gorlic - przyp. red.) był także w gościnie u Austriaków, chwalił się, że pił tam dobre wino, że oficerowie austriaccy elegancko wyglądają, są bardzo grzeczni i inteligentni".

Przyjazną atmosferę świąt wielkanocnych w 1915 r. potwierdza też Jan Sikorski, który w pamiętniku "Moje wspomnienia z lat młodzieńczych" pod datą 4 kwietnia 1915 r. pisze: ,,Wielkanoc. Rano bili Moskale raz po raz z broni ręcznej w stronę Sękowej.

Po chwili odezwały się austriackie działa gdzieś dalej. Od godziny 7 nastąpiło zawieszenie broni. Przez cały dzień widać było, jak Austriacy z okopów wychodzili do Moskali. Przed samym południem leciał austriacki samolot, a później drugi mu towarzyszył i tak we dwójkę latali dłuższy czas równocześnie. W oddali było słychać kilkanaście strzałów artylerii austriackiej. Obserwacji później dokonywał znowu samolot austriacki. W nocy cisza.

Dzień był prawdziwie wiosenny

Wojna na mieszkańców Gorlic działała różnie, jedni starali się żyć w miarę normalnie, starając się przestrzegać ustalonego porządku, a nawet znajdowali czas na czytanie książek. Inni zajęci wojną nie dostrzegali nawet świąt. Takie wrażenie można odnieść czytając "Pamiętnik z okresu walk pozycyjnych pod Gorlicami 1914-1915" Jana Budackiego mieszkającego na Zawodziu, który pod datą 4 kwietnia 1915 r. zanotował:

"Dzień bardzo śliczny, przez cały dzień w stronę Magdaleny i Ropicy Polskiej nie padł ani jeden strzał, zaś od Sękowej bili z kanonów. Aeroplan krążył nad okopami rosyjskimi. Noc była też zupełnie spokojna. Ja byłem z Rudolfem u mamy w mieście, nazad nie dostałem przepustki i zamknęli nas w aresztach policyjnych, gdzie siedzieliśmy aż do drugiego dnia do godziny 11 i zostaliśmy wypuszczeni po zabiegach Hani".

Warto przy okazji wyjaśnić, że Zawodzie w okresie walk pozycyjnych w 1915 r. było osobną enklawą Gorlic posiadającą własnego rosyjskiego komendanta, który urzędował w Bursie Polskiej. Aby dostać się do centrum miasta, należało posiadać przepustkę i przejść przejść przez punkt kontroli znajdujący się w okolicach mostu na Ropie.

Warto wspomnieć o postawie ówczesnego burmistrza Gorlic księdza Bronisława Świeykowskiego, który mimo ostrzeliwania i zakazu komendanta, przez zarośla dworskie, po kryjomu, schodził w okresie przedświątecznym do kaplicy Sióstr Felicjanek, aby tam odprawić Triduum Sacrum i spowiadać. Nie odmawiał też pomocy duchowej żołnierzom rosyjskim, którzy byli katolikami. W przeddzień świąt wielkanocy 1915 r. na prośbę katolickich przedstawicieli żołnierzy rosyjskich uzyskał dla nich pozwolenie na spowiedź. Spełniając swoje posłannictwo, przez całą noc wyspowiadał 123 żołnierzy. Dla niejednego z nich była to zapewne ostatnia spowiedź w życiu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto