MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Powrót Nocy Świętojańskiej

Andrzej Piecuch
Wysowa-Zdrój słynie dzięki tajemnicy, jaką Ewance i Nastusi powierzyła rusałka	fot. Archiwum
Wysowa-Zdrój słynie dzięki tajemnicy, jaką Ewance i Nastusi powierzyła rusałka fot. Archiwum
Ostatni raz w powiecie gorlickim Noc Świętojańska organizowana była w 2004 roku w Łosiu, ale niestety, interesujący pomysł nie wpisał się na stałe do kalendarza imprez w gminie Ropa.

Ostatni raz w powiecie gorlickim Noc Świętojańska organizowana była w 2004 roku w Łosiu, ale niestety, interesujący pomysł nie wpisał się na stałe do kalendarza imprez w gminie Ropa. Byłoby to ciekawe i atrakcyjne rozpoczęcie sezonu wakacyjnego w gminie, która posiada spory potencjał dla rozwoju turystyki, głównie ze względu na Klimkówkę. Tradycja odżyła teraz dzięki inicjatywie Ośrodka Kultury w Uściu Gorlickim oraz Gorlickiego Centrum Kultury. Wspieranym przez wielu partnerów, udało się przygotować ciekawą ofertę, nawiązującą zarówno do słowiańskiej tradycji obchodzenia Sobótki,
jak również historii i specyfiki naszego regionu, słynnego z wielu fascynujących legend. Jak choćby tej, może mniej znanej, której autorem jest Andrzej Piecuch...

Noc była ciepła, wokół unosiła się aromatyczna woń świeżo skoszonej i nieco przeschniętej już w słońcu i wietrze trawy. W górze, na pogodnym niebie migotały gwiazdy. Do Wysowej przez Magurę Małastowską i Smerekowiec wracały dwie młode i urodziwe dzieweczki, kruczowłosa Nastusia i złotowłosa, niebieskooka Ewanka.
Szły starym, wytyczonym przez połoniny, rozjechanym przez karawany kupieckie "węgierskim putyskiem" z Sękowej, od miejsca zwanego Pustym Lasem. Tam latem mieszkali ich ojcowie i wujowie, którzy podnajęli się do pracy w kopalniach oleju skalnego. Raz w tygodniu zanosiły im do przebrania świeżo wyprane ubranie, w tym przepasane w pasie sznurem lniane koszule, czasem hołośnie, a w plecionych koszach jadło na cały tydzień - świeżo upieczony chleb, podpłomyki, sery, słoninę, sadło, masło oraz razową mąkę na placki, które lubili piec w popiele z ogniska.
Spieszno im było, bo była sobota, wigilia św. Jana, a w tę najkrótszą w roku noc palono we wsi "Sobótkę". Tęskniły do tańca przy skocznej muzyce, a z tej okazji w Wysowej organizowana była zabawa, połączona z ludowymi zwyczajami i obrzędami. Zgodnie z prastarą tradycją, w Noc Świętojańską schodzili się w dolinie starsi i dzieci, a przede wszystkim urodziwe dziewczęta i krzepcy młodzieńcy, wśród których prym wiedli osmagani wiatrem i deszczem pasterze.
Dziewczęta minęły Regietów, następnie górę Jaworzynę i przyspieszając kroku zeszły w porośniętą kłującymi jałowcami z szumiącym potokiem dolinę, którą obecnie nazywają Doliną Łopacińskiego. Wokół pojawiły się migotające maleńkie światełka. To święcące w tę noc robaczki, zwane w górach świętojańskimi. W oddali migały ognie oczyszczających ognisk, przez które skakali zwinni młodzieńcy, a obok przepędzano bydło. W powietrzu czuć było niesiony przez wiatr zapach ogniskowego dymu i słychać dolatujące wesołe śmiechy.
Nagle, obok ścieżki pojawiło się światło. Początkowo pomyślały sobie, że to pozostawiona na polanie przez pasących tu zwykle woły i owce pasterzy przygasająca, palona w tę noc watra. Jednakże po chwili spostrzegły ze zdumieniem, że jest to bijąca jasność od rosnącej tu na zboczach Kozilca paproci. Tak świecił zakwitający raz na 50 lat jej kwiat. W jego blasku ukazała się młoda, jasnowłosa, ubrana w zwiewną sukienkę, ustrojona w wianek na głowie dziewczyna. Rusałka, obdarzona czarodziejską mocą, pojawiała się na polach zwykle przez tydzień przed Zielonymi Świętami. Ewankę i Nastusię strach obleciał. To przecież, przed spotkaniem z rusałką przestrzegała znana w okolicy stara, odczyniająca czary Juchyma. Niepotrzebnie. Bo właśnie w tę jedyną, najkrótszą w roku noc Kupały, gdy jednocześnie zakwita kwiat paproci, za jej sprawą dzieją się rzeczy tajemnicze, o jakich uczonym i filozofom się nawet nie śniło.
Ostatni raz Rusałka pojawiła się na tych terenach w połowie XIX wieku i podarowała mieszkańcom Siar, Sękowej i Gorlic olej skalny, zwany czarnym złotem oraz tajemnicę uzyskiwania z niego używanej do oświetlenia w lampach nafty. Dzięki temu bogactwu byt mieszkańców w tamtych okolicach znacznie się poprawił, a ludziom głód przestał w oczy zaglądać.
Podobnie jak pół wieku wcześniej, także i tym razem postanowiła zlitować się nad ciężkim losem mieszkańców gór, a przede wszystkim ulżyć doli napotkanym pięknym dziewczętom. Uniosła na bok ręce i powiedziała: "Idźcie tam, gdzie wszyscy świętują, powiedzcie coście widziały i słyszały, a następnie niech wszyscy chętni pójdą do miejsca, gdzie tryskają we wsi słone szczawy lecznicze. Wskażcie ludziom te wody, przy piciu których wypowiedziane, a przekazane wam zaklęcia spowodują spełnienie się w niedługim czasie marzeń i pobożnych życzeń".
Rusałka zdradziła im sekrety wód mineralnych, wśród których znalazła się tajemnica pomagająca w pomnożeniu wielkości sakiewki oraz tajemnica Amorka, pomagającego w najtajniejszych i najskrytszych sprawach sercowych. Dziewczęta, przejęte tym co usłyszały, pobiegły szybko w dół do Wysowej, w miejsce gdzie zgromadzili się wszyscy mieszkańcy oraz goście. Jeszcze zdyszane opowiedziały co ich przed chwilą spotkało. Nie wszyscy im uwierzyli, lecz tym, co urodziwym białogłowom wiarę dali, wnet szczęście dopisało.
I tak: u Harasyma w Blechnarce siły nieczyste wszystko psujące, w tym zabierające krowom mleko i pleśń rzucające na sery - precz poszły. Bartnikowi z Hańczowej o imieniu Dmytro, niedźwiedź przestał miód podbierać, a robione przez Tymkę, rzeźnika w Uściu Wołoskim smakowite kiełbasy i kiszki, znalazły nabywców zarówno tutaj na miejscu, jak też nawet w dalekim Bardejowie. Czarodziejska moc źródła "Amorek" spowodowała, że nawet już nieco podstarzały Kazymyr - Mełankę za żonę dostał. Rozniosła się sława wód najpierw po bliższej okolicy, wnet dotarła na Uhorsko, czyli Górne Węgry, po Kraków i Sanok a nawet Lwów. Niebawem zaczęli zjeżdżać żądni powodzenia w interesach przemysłowcy, słynący ze skąpstwa karczmarze, chciwi i żądni zysków kupcy, pracowici rzemieślnicy, szlachta, ziemianie, a nawet medycy. Nie brak było takich, których jakiś zawód płci przeciwnej spotkał, lub miłość nieodwzajemnioną w cierpieniu i samotności przeżywali. Bywało, że szacowne matki przywoziły tu swe cnotliwe i urokliwe córki, by poznały jakąś atrakcyjną partię. Wnet też pojawili się na koniach ułani w rogatywkach, a nawet pragnący przygód wszelkiej maści - rozpustnicy.
Napływ gości spowodował, że zbudowano nowe kabiny z wannami do kąpieli i okładów, w parku zdrojowym pijalnię, która później spłonęła, a którą na powrót w starym stylu odbudowano, a nad źródłami porobiono kryte daszkami studnie, obok których przyklękali letnicy, by nabrać do bukłaków i konewek wody. Powstało też kilka willi letniskowych o wdzięcznych nazwach "Pod Orłem", "Pod Lwem" i przyjmujący letników Dom Pocztowy.
Zgodnie z przepowiednią rusałki obie dziewczęta Ewanka i Nastusia, ich rodziny oraz sąsiedzi pracę tu na miejscu, a nie w dalekich stronach, znaleźli. Wnet też dwukrotnie podniosła się cena wysowskich wód i za jedną butelkę wody mineralnej można było dostać aż dwa litry mleka lub 10 jajek. Zaczęto więc wody ze zdwojoną siłą do butelek rozlewać, korkować i w świat wysyłać.
Stare, przekazane przez rusałkę wróżby i zaklęcia działają do dzisiaj. Wszyscy ci, którzy z głęboką wiarą je wymawiają, osiągają powodzenie w interesach i sukces w finansach mają zapewniony. Tak jak dawniej, tak i teraz w Noc Świętojańską dziewczęta wianki z polnych kwiatów i wonnych ziół plotą, które zaraz po wypiciu wody na przepływającą rzekę rzucają. Płyną w dół nurtu z wartkim prądem, niosąc ze sobą skryte marzenia.
Od tamtego czasu zmieniły się tylko nieco nazwy tajemniczych źródeł. Niektórym z nich uczeni profesorowie kanonizowane imiona nadali. Źródło Nastusi nazwano później "Aleksandra", a to o nazwie Ewanka, które chłopcy nazywali Jewka, przekręcił niedosłyszący na jedno ucho geolog i zapisał je jako Józefa. Obecnie je Józef zwą. Do "Aleksandry" w poświacie księżyca przemykają w Noc Świętojańską chłopcy, piją wodę i rzucają za siebie przez jedno i przez drugie ramię po grosiku. Wymawiają przy tym imię swej wybranki, którą pragną mieć za żonę. Czasem życzenie się spełnia.
Do mającego czarodziejską moc "Józefa" nim północ wybije podchodzą z wiankami na głowie dziewczęta, które chcą mieć narzeczonego. Nabierają prawą dłonią wody, przykładają ją szybko do ust, piją jednego łyczka, a następnie wymawiają szeptem imię ukochanego oraz zaklęcie - "Niech będzie ci on mój na zawsze".
Kolejne to czyniące cuda, zawierające dużo fluidów i potrzebnego do myślenia magnezu - źródło interesów. Jego nazwa trzymana jest w tajemnicy, ale jak wieść gminna niesie nazywa się ponoć "Henryk". Do niego zmierzają skrycie właściciele firm, sklepów, palestra i drobni ciułacze. Niejeden po tej wizycie doświadczył tego, co potocznie nazywamy fortuną. Z uwagi na dużą liczbę potrzebujących, jest ono tak mocno oblegane, że czasem brakuje w nim wody.
Łagodny smak i niepowtarzalny aromat wysowskich wód, dokładnie takich jak chciała natura sprawia, że ludzie chętnie smakują także pozostałe wody. Są wśród nich nawet takie które dawniej leczyły zołzowatość, blednicę, "bolenie" i złe samopoczucie. Pomagają na te dawne, jak i nowe przypadłości i obecnie leczą wszystko to, o czym sobie pomyślimy z głęboką wiarą. Są to Słone, Bronisław, Anna, i Franciszek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Seria pożarów Premier reaguje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto