Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Porzucił pracę w korporacji, pojechał do Włoch odrabiać lekcje z dziećmi. Przez rok szlifował języki obce...

Halina Gajda
fot. archiwum prywatne
Wojtek Dynda, łużnianin, nie bał się porzucić pracy i ruszyć w świat, żeby spełnić marzenia. Pracował jako wolontariusz, pomagał dzieciom. Po rocznej przygodzie życia, wrócił odmieniony

Gdy odchodził z pracy, znajomy powiedział mu: robisz coś, o czym myśli wielu, tylko nie mają odwagi…

Wojtek Dynda z Łużnej ma 29 lat. Wydawałoby się, że to wiek, kiedy spontaniczność odpuszcza, zaczynają się myśli o domu, rodzinie i koncie w banku. Pracował w korporacji jako analityk danych. Niezły w swoim fachu, bo w trzy lata mocno awansował. Porzucił mimo to ciepłą posadkę. Pojechał do Włoch, a konkretnie do Bolzano, by z dzieciakami z różnych stron świata, wspólnie… odrabiać zadania.

Oferta, która trochę wstrząsnęła życiem

Wojtek mówi tak: przychodzi taka chwila, gdy myśli się, a w zasadzie jest się pewnym, że trzeba coś w życiu zmienić, bo inaczej człowiek zwariuje. I u mnie tak właśnie było.

- Niby stabilizacja, niby zarobki i samodzielność, ale jednocześnie pierwsze symptomy wypalenia - opowiada. - W oko wpadła mi oferta wolontariatu we Włoszech i uruchomiła to, co siedziało z tyłu głowy już od jakiegoś czasu - mówi szczerze.

Owa oferta to nic innego jak coś na kształt międzynarodowej wymiany wolontariackiej - za mieszkanie, ubezpieczenie, roczny bilet na lokalną komunikację i 250 euro kieszonkowego - rok pobytu w słonecznej Italii. Wojtek wysłał swoją aplikację i kiedy już stracił nadzieję, na odpowiedź, zadzwonił telefon. - Powiedzieli, że zostałem zakwalifikowany, że mogę jechać, kierują mnie do Bolzano - opowiada. - Cóż, pozostało tylko dograć sprawę w pracy, co oznaczało po prostu napisanie wypowiedzenia - uśmiecha się.

Rodzina, tak naprawdę była nieco tylko zaskoczona - wszak Wojtek już od jakiegoś czasu dawał znaki, że chce coś zmienić - w sumie go wspierała. Coś na zasadzie: jesteś chłopie dorosły, wiesz, co robisz. Spakował walizkę, nawet niezbyt wielką i dawaj, na lotnisko, i do Włoch.

Włoski region jak beczka kultur

Bolzano to specyficzny region Włoch. Obowiązujące języki to włoski i niemiecki. Językową mieszankę dosłownie czuć w powietrzu. I to na każdym kroku, od sklepu, po szpital i restaurację.

- Mimo to, czułem się, jak u siebie - śmieje się.

Na dworcu w Bolzano przejechała po niego wolontariuszka. Zawiozła do przydzielonego mieszkania. Na miejsce trafili więc bez trudu. Wojtek, gdy zobaczył widok z okna - oniemiał z zachwytu - nowoczesna, ale stylowa zabudowa idealnie wtapiała się w okoliczne górskie pasma. Po krajoznawczych zachwytach przyszedł czas na rzeczywistość.

- Miałem dostać swego rodzaju przewodnika, który w założeniu miał mi ułatwić pierwsze kroki w mieście i pracy - opowiada. - No, więc wpadła do mieszkania niepozorna dziewczyna, z niebieskimi włosami i zaczęła do mnie mówić. Po hiszpańsku - śmieje się.

Wojtek z hiszpańskim nie był zbyt zaznajomiony, więc z lekka zdębiał: matko, jak my się mamy dogadać, skoro ona ni w ząb nie zna z kolei angielskiego? Włoskiego oboje nie znali prawie wcale. Chłopak rad, nierad poszedł do księgarni i kupił słownik. Hiszpański oczywiście.

- Jak się chce, to wszystko można - mówi z uśmiechem. - Rozmowa na słowniku, szła nam całkiem nieźle - dodaje.

Kolejnego dnia poszedł do pracy. Taryfy ulgowej dla nowicjusza nie było. Najpierw obserwował dzieciaki, zasady pracy z nimi. Wojtkowe serce znowu zastukało nieco głośniej - większość rozmów prowadzona była po niemiecku, a on, owszem języka się uczył, ale jeszcze w szkole, od której minęło już dziewięć lat. Pamięć go na szczęście nie zawiodła, coś sobie przypomniał, coś odgrzebał. Dogadał się. A zajęcia z dzieciakami?

- Cóż, Bolzano to mieszanka kultury austriackiej z włoską - stwierdza. - Lokalna społeczność to też prawdziwy zlepek tradycji: tubylczej, afrykańskiej, bliskowschodniej, ale też innych krajów. Miałem okazję pracować z dziećmi z rodzin imigranckich. Z racji różnorodności doświadczeń, nie raz dochodziło do sporów i kłótni, czasem bardzo ostrych z wyzwiskami włączenie - wspomina. - Jedyne co można zrobić w takich sytuacjach, to edukacja do poszanowania drugiej osoby taką, jaka jest, bez względu na rasę, pochodzenie, kolor skóry - podkreśla.

Nauka na miejscu, od każdego, coś dobrego

Włoski wolontariat trwał rok. Przez ten czas, Wojtek spełnił swoje największe marzenie - odwiedził Rzym, Neapol, Florencję, Padwę i Sycylię. Swoje przygody zwykł opisywać na blogu. Zabrakło czasu na Wenecję.

Najważniejsza była jednak nauka języków - żeby mówić, trzeba… mówić. Choćby czasem wychodziło to nieporadnie. - Włosi mają to do siebie, że gdy obcokrajowiec wyduka dwa zdania po włosku, to natychmiast spada na niego grad pochwał - opowiada. - To motywuje do nauki - dodaje.

Nie ma wątpliwości - żadne podręczniki, kursy nie dadzą tego, co konieczność porozumiewania się na miejscu. Poza tym zyskuje się doświadczenie, nazwijmy to, świata.

- Od moich współlokatorek z Niemiec nauczyłem się, że nie warto szukać problemów tam, gdzie ich nie ma. Mam tu na myśli rzeczy błahe i nieistotne - wylicza. - Od koleżanki z Armenii tego, że warto szanować swój kraj i swoje tradycje - moje próby „podchodów” do niej skończyły się fiaskiem, tylko dlatego, że nie jestem Ormianinem. Kumpel z Francji utwierdził we mnie przekonanie, że warto postawić na swoim w każdym aspekcie życia, zwłaszcza gdy chodzi o punkt widzenia i przekonania - dodaje jeszcze.

Niedawno wrócił do Polski, znalazł pracę, znowu wszedł w korporacyjny garnitur. I jest pewien - kiedyś znowu spróbuje podobnych doświadczeń.

- Coś mi się tam już w głowie kręci, kiełkuje - uśmiecha się tajemniczo.

Jego motto brzmi teraz: życie już nie będzie takie samo jak wcześniej, bo nigdy takie nie jest, jeśli robi się nowe rzeczy.

WIDEO: Jak walczyć ze świątecznymi kaloriami?

Źródło: Tarnowskie Media sp. z o.o.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto