Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Podróż gorliczanina wielbłądem po pustyni. Na oklep...

Halina Gajda
fot. Tomasz Pruchnicki
Sahara, plus 35 stopni Celsjusza, dużo piachu - codzienność. Jednak wiele książkowych i przewodnikowych opowieści o życiu tam to mity. Wielbłądy owszem są, ale głównie jako atrakcja dla turystów

Sahara - ponad dziewięć milionów kilometrów kwadratowych piasku rozciągające się od Morza Czerwonego po Atlantyk. Do przeszłości należy wpisać opowieści o karawanach snujących się przez głęboki piach. - Piasek na Saharze jest drobny, miałki - opowiada Tomasz Pruchnicki, gorliczanin. - Przez to jest niemal zbity, więc filmowe sceny, w których uciekający przez jakimś wściekłym zwierzem ludzie zapadają się po kolana, to nic innego jak budowanie napięcia - dodaje z uśmiechem.

Właśnie tyle, co wrócił z najgorętszego miejsca na Ziemi. I obala książkowe, filmowe i przewodnikowe mity.

Dyskusyjna atrakcyjność jazdy za garbem

Wielbłądy na Saharze są. Kiedyś rzeczywiście były podstawowym środkiem lokomocji. Dzisiaj przede wszystkim to atrakcja dla turystów i sposób na zarabianie pieniędzy. Jakiż Europejczyk nie chciałyby dosiąść jednogarbnego i poczuć się przez chwilę, jak rasowy Beduin, za którym truchcikiem biegnie kilkanaście żon? Zanim jednak spróbuje podłechtać własne ego, musi pamiętać o kilku zasadach. - Wielbłąd z pozycji leżącej, najpierw staje na tyle nogi, potem na przednie - opisuje. - Kładzie się dokładnie w odwrotnej kolejności. Trzeba się więc mocno pilnować, żeby nie przelecieć przez wielbłądzi łeb . No i jeszcze jedno - zawsze siada się za garbem, nigdy przed - dodaje.

Między bajki trzeba też włożyć opowieści o tym, jak bardzo dromadery plują, gryzą i w ogóle, jak bardzo są złośliwe. - Nie ma dzikich wielbłądów, które w te i z powrotem biegają po pustyni - mówi. - Każdy należy do kogoś, o czym świadczy wypalona na skórze pieczątka - dodaje.
Jazda, dla nieprzyzwyczajonego na pewno jest przeżyciem. Tak samo, jak związane z tą przyjemnością odczucia dnia następnego. - Powiem wprost: kości miednicy przypominają, że maksymalne rozkraczenie to nie jest stan normalny - śmieje się serdecznie.

Daktyle jak dzikie jabłka w polskim sadzie

Ten owocowy przysmak, idealny do ciasta, ma u nas jeden smak. Tam - w dziesiątkach odmian. - Daktyle leżą wszędzie. Na ziemi, na chodniku, na ulicy - opowiada. - Daktylowych drzew jest tak wiele, że miejscami owoce zalegają niczym u nas jabłka w jesiennym lesie - dodaje.
Tam, gdzie nie wypada, żeby na ziemi walały się gnijące, lepiące się do wszystkiego resztki albo po prostu gatunek daktyla jest jakiś wyjątkowy, kiście z owocami osłania się kawałkiem siatki albo materiału. - Nikt też nie kusi się, żeby sięgnąć po taki leżący owoc. Z prostego powodu - bakterie, które dla Europejczyka czy jakiejkolwiek innej nacji, innej niż tubylcza, mogą być po prostu zabójcze - tłumaczy dalej.
Biały człowiek posila się w restauracjach i to najlepiej hotelowych. - Mitem jest kosztowanie potraw na straganach, bazarach wprost z garnków czy w rodzinnych przydrożnych barach. Chyba że ktoś chce się naprawdę pochorować. I to poważnie - przestrzega.

Troglodyci, ludzie z głębokich jaskini

Mieszkają w zasadzie w... głębi ziemi i wbrew powszechnym stereotypom nie są nieokrzesanymi wielkoludami. Ich domy, wyżłobione są w piaszczystych i skalistych zboczach wzniesień. Sąsiad do sąsiada ma czasem nawet kilometr. Każdy dom ma centralne miejsce - najbardziej obrazowo mówiąc, to jakby dziura w ziemi, tyle że szeroka na kilka metrów. Z takiego „placu” wchodzi się do pokoju, kuchni, spiżarni. - Wewnątrz panuje miły chłód - opowiada Tomasz Pruchnicki. - Są miejsca do spania, całkiem nieźle zorganizowane kuchnie, spiżarnie wypełnione dzbanami z nie wiadomo czym - dodaje.

W jednym z takich podziemnych pokoi widział nawet dziecięcy kącik do nauki z całą masą książek i zeszytów z Kaczorem Donaldem na okładce. Gdy rodzina powiększa się - nic prostszego, jak wydrążyć kolejne pomieszczenia, które oczywiście można połączyć z „domem rodzinnym”. - Tyle tylko, że to mimo wszystko jakaś inscenizacja. Dla turystów - komentuje. - Pokazywanie domów-jaskiń, to praca, bo nikt od dawna już w nich nie mieszka, a na co dzień wracają do swoich normalnych domów, na powierzchni - dodaje.

Dzika Afryka odchodzi powoli do lamusa. Cywilizacja dociera wszędzie. To, co zostało, pielęgnuje się na użytek turystów spragnionych ekstremalnych przygód.

WIDEO: Kierowcy kontra rowerzyści. Kto lepiej dba o bezpieczeństwo?

Autor: TVN24, x-news

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto