Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

OSP Staszkówka najlepsza w strażackim slalomie gigancie

Halina Gajda
fot. archiwum prywatne
Są najlepszymi narciarzami i snowboardzistami pośród druhów ochotników. I mają na to konkretny glejt: wyniki ostatnich VII Ogólnopolskich Mistrzostw Strażaków OSP w Narciarstwie Alpejskim i Snowboardzie, które odbyły się na stoku stacji narciarskiej Polana Sosny w Niedzicy. W kaszę tak łatwo nie nadmucha im więc nikt. O kim mowa? O OSP Staszkówka!

Stanisław Pyzik, druh, lat 51. 7 lutego miał urodziny, co sam przyznał, bez specjalnego wypytywania. Postura - chłop, prawie jak dąb. Na nartach od 14. roku życia. Trochę się więc tego doświadczenia uzbierało.

- Za dziecka, żeby pojeździć, trzeba się było urwać z domu wieczorem, gdy rodzicielska czujność była nieco osłabiona - śmieje się. - Narty nie miały kosmicznej technologii na wiązaniach. Dechy trzeba było zwyczajnie przysznurować do butów, a o stroju narciarskim nikt nawet nie słyszał. Po kilku godzinach jazdy wracało się do domu na poły zamarzniętym - dodaje.

Slalom-prawie gigant z wężem pod pachą...

Stanisław Pyzik na mistrzostwa do Niedzicy pojechał kolejny raz. Siódmy znaczy.
- Bo my od początku na tych zawodach jesteśmy - chwali się.

Z różnym skutkiem, za to za każdym razem z ogromnym nakładem pracy podczas przygotowań. Nie można odpuścić, bo do Niedzicy zjeżdżają ekipy nie tylko z Podhala, ale w zasadzie z całego kraju. W tym roku nawet z Mazur. Każda chce wygrać, szuka słabych punktów u konkurencji, doskonali narciarskie triki: żeby być szybszym, a nie zmachać się przy tym do siódmych potów albo co gorsza nabawić kontuzji.

Zawody rozgrywane są w konkurencji indywidualnej i drużynowej, zarówno jeśli chodzi o narty, jak i snowboard. Zespołowo wszystko polega na tym, że staje sobie czterech druhów na linii startu. Muszą szybko i sprawnie zjechać jakieś 20-30 metrów po strażackiego węża i wrócić z nim na linię startu. Pod górkę, co jest niemałym utrudnieniem. Narciarze są bez kijków, którymi można by się zaprzeć o śnieg. Muszą przebierać nogami na tyle szybko, by narta nie zdążyła się ześlizgnąć. Tak sobie „idą”.

Snowboardziści zaś skaczą niczym zające, bo nie mogą odpiąć deski. Tylko od ich sprytu zależy, jak szybko i sprawnie to zrobią. Gdy już dotrą na start, każdy z czwórki bierze węża pod pachę i dalej, w dół slalomem między słupkami. Do pokonania mają około ośmiuset metrów.

- Jeśli któryś się przewróci albo wąż wypadnie mu z ręki, reszta musi czekać, aż się pechowiec pozbiera - opowiada. - Cenne sekundy uciekają, perspektywa wygranej się oddala - dodaje.

Z każdym metrem nabierają szybkości, a trzeba być skupionym nie tylko na tym, co pod nogami, ale też na plecach kolegi, żeby na niego przypadkiem nie wpaść. I oczywiście nikt nie chce być tym, który narciarski pociąg wykoleił.

- Oj tam, wypadki się zdarzają - niby obrusza się Dariusz Majcher, jeden z czwórki od węża.

Miał pecha, bo podczas zjazdu narta mu się wypięła, reszta musiała poczekać, aż stanie znów na deskach. Na swoje usprawiedliwienie ma to, że był po długiej podróży. Nasi informatorzy donieśli nam bowiem, że Dariusz na zawody przyjechał wprost z... Norwegii.

- Przed rokiem nie startowałem, bo nie mogłem, ale obiecałem kolegom, że w kolejnych zawodach ich wesprę - opowiada. - Nie mogłem ich zawieźć - podkreśla.

Wiadomo, praca rzecz ważna, więc gdy przyszło do przyjazdu do Polski, okazało się, że ceny lotów poszybowały na równi wysoko, jak samoloty. Darek - już wiemy, że słów na wiatr nie rzuca - wsiadł w auto, nadepnął na gaz i w 24 godziny był w Staszkówce.

Wiemy również, że z żoną i rodziną przywitał się w progu domu, łyknął kawy, złapał parę kęsów obiadu, wypakował z auta, co zbędne i popędził do Niedzicy na zawody.- Mam jeszcze parę dni urlo pu, więc zrekompensuję rodzinie czas poświęcony na zawody - mówi ze śmiechem.

Górale mu nie podskoczyli: na desce i w... Dunajcu

Narciarstwo strażackie tym różni się od innego, że zawodnicy startują w strojach bojowych. Żaden projektant nie wymyśla kroju stroju, żeby był jak najbardziej opływowy. Żadna technologia nie dobiera materiałów, żeby były lekkie i nie krępowały ruchów. Mundur, jaki jest, każdy widzi: gruby, kanciasty, na pewno nielekki. Na głowie obowiązuje strażacki kask. Ten też za wygodny nie jest, bo nie taka jego funkcja. Mimo tych drobnych mankamentów i przeciwności, nasi reprezentanci się zawzięli. - Chyba od czterech lat było tak, że we wszystkich konkurencjach narciarskich, nagrody zgarniała ekipa z OSP Ząb. Wydawało się, że nie mają sobie równych - mówi dalej Stanisław Pyzik.

Druhowie ze Staszkówki zebrali się w sobie, zawzięli i powiedzieli: basta, czas na nas. Nie było walenia pięścią w stół, ale trening. Dziesiątki kilometrów na rowerze, setki, jeśli nie tysiące wykonanych przysiadów, a gdy tylko spadł śnieg - stok w Jastrzębii. Nogi musiały być jak stal.

- Opłaciło się - duma rozpiera druha Pyzika.

Jakub Niziołek startował w konkurencji snowboardowej. Tu akurat od czterech lat nie ma sobie równych. W zasadzie był pewniakiem w przeciwieństwie do swoich kolegów z dwoma dechami.

W konkurencji indywidualnej trasę slalomu pokonał w 35 sekund i 42 setne. Nawet rodowici górale nie byli w stanie sięgnąć pięt. Nie ma się co dziwić, deskę założył, gdy miał siedem lat i w zasadzie się z nią nie rozstaje. Trasę slalomu pokonał z granitową pewnością każdego ruchu. - Myślę, że na liczniku miałem jakieś 30-40 kilometrów na godzinę - ocenia.

Drużyna to zespół. Jak jeden się martwi, to reszta z nim. Jak wygrywa - to radość też wspólna. Nasi panowie, sukces Kuby uczcili razem z nim, w dosyć oryginalny sposób. - Wykąpałem się w Dunajcu - mówi spokojnie Kuba. - Trzy minutki tylko, ale jaka frajda - rozmarza się.

Znamienne, było cztery stopnie poniżej zera, woda bardziej, niż lodowata. Od razu wyjaśniamy tutaj: nikt nie był pod wpływem niczego. Kuba od pewnego czasu morsuje. Dla jeszcze lepszej krzepy i odporności. Ostatecznie wyszło tak: Kuba trzeci raz obronił tytuł Mistrza Polski, a ekipa ze Staszkówki zdobyła tytuł Drużynowych Mistrzów Polski w snowboardzie.

Nasi mistrzowie snowboardziści: Jakub Niziołek, Karol Niziołek, Wojciech Śliwa, Piotr Stanuch. Na nartach jeździli: Stanisław Pyzik, Marek Marszał, Dariusz Majcher i Jan Niziołek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: OSP Staszkówka najlepsza w strażackim slalomie gigancie - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto