Organy nie są duże i nie należy się spodziewać, że odwiedzając muzeum, zobaczymy instrument na miarę bieckiej kolegiaty czy fary. Jest niewielki, ma cztery oktawy, 109 piszczałek i pożółkłe, wysłużone klawisze. Te ponad sto lat temu takie instrumenty były popularne i można się było na nie natknąć w wielu świątyniach w regionie. Ludzie robili, co i jak potrafili najlepiej, by w swoich małych kościółkach móc jeszcze lepiej i piękniej oddawać chwałę Bogu. Pewnie organista, który przy nich siadał, też nie miał muzycznego wykształcenia, ale grał, jak mu dyktowało serce. Z radością na ślubach, żałośnie na pogrzebach, doniośle w Wielkanoc. A co ciekawe, zazwyczaj grał naprawdę nieźle.
Przekazane przez proboszcza
Jak instrument trafił pod dach bieckiego muzeum?
- W latach osiemdziesiątych XX wieku zostały przekazane przez księdza Krzemienia z Rzepiennika Biskupiego – przypomina Paweł Kocańda, dyrektor muzeum.
Wtedy też organy zostały poddane naprawie, którą zajął się Stanisław Mytczak. Nie grały niestety. Stały się więc typowym muzealnym eksponatem. Aż do jesieni minionego roku. Wyzwanie, by nadać im kolejne życie, być może nawet muzyczne, podjął gorliczanin Janusz Janik. Przedstawił nam siebie krótko; inżynier mechaniki precyzyjnej z zamiłowaniem do majsterkowania. Ale też, nie takiego zwykłego, bo najczęściej i najchętniej sięgał właśnie po różne stare instrumenty.
- Fisharmonie, tych najwięcej miałem na warsztacie – opowiadał nam.
Proste w budowie, nie znaczy łatwe w naprawie
Pan Janusz, przez ponad pół roku, z przerwami pracował więc w baszcie. Najpierw z największą starannością i delikatnością , trzeba było organy w części rozebrać. Wszystko dokładnie ponumerować, wyczyścić, czasem wypełnić braki, innym razem wymienić jakiś element.
- Rekonstrukcja połączona z renowacją – wyjaśniał nam.
Wymieniona została więc większość elementów skórzanych i płótnianych uszczelniających miech organów. Uszczelniona została wiatrownica, a nowe mocowania zyskały klawisze.
Niestety, pomimo wielkiego nakładu pracy, nie udało się przywrócić instrumentu do stanu, w którym można by na nim zagrać. Owszem, klawisze wydają dźwięki po naciśnięciu, ale przynajmniej na razie, nie da się ich „poskładać” w melodię.
Nie zmienia to nic, że i tak są piękne. Nad piszczałkami zamontowana została gablota. Można więc naocznie przekonać się, jak wyglądają, pracują. A gdy zamkniemy oczy i uruchomimy wyobraźnię, zobaczymy kościółek w Rzepienniku, młodą parę przed ołtarzem i organistę, który przygrywa nowożeńcom, gdy ci składają sobie przysięgę dozgonnej miłości.
- Pstrągi do wody marsz! Tak wyglądało dzisiejsze zarybianie Ropy
- Historia lądowania UFO w pewnym domu w Gładyszowie. Jak to się skończyło?
- Remont powiatówki w Kobylance, który wydaje się nie mieć końca
- Kobylanka. Stara remiza, pola uprawne w centrum, przystanek z "ogórkiem", dom kultury
- Kobylanka. Szymon i Grzegorz mają w planach Pasiekę Hrabiego Wielopolskiego
- Spławikowe mistrzostwa na stawach w Kobylance. Na brzegu stanęło 25 zawodników
Sonda - Czy Polacy chcą amerykańskiej elektrowni atomowej w Polsce?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?