Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O księdzu Świeykowskim mówili, że to gorlicki Maksymilian Kolbe

Andrzej Ćmiech
Spowiadał setki żołnierzy w godzinie śmierci, a dla żywych walczył o każdy worek mąki. Chcąc ratować Żyda Enhorna, ks. Świeykowski zgłosił się do komendanta jako zakładnik.

„Kiedy w połowie września 1914 roku wszystkie polityczne i autonomiczne władze były zmuszone z powodów wojennych opuścić miasto, postanowiłem objąć zarząd burmistrza i opiekę nad pozostałymi mieszkańcami Gorlic” - pisał w liście do cesarza Austrii ks. Bronisław Świeykowski. „Skłoniło mnie do tego postanowienia moje kapłańskie powołanie, które mi każe chrześcijańską miłość bliźniego nie tylko słowy głosić, ale czynem okazywać, bez względu na to czy moje usiłowania i trudy zasłużą wobec świata na odznaczenia i pochwały. Uczyniłem to wszystko w miarę swoich sił na chwałę Boga i dla dobra moich bliźnich”.

Niełatwe to było zadanie

Ks. Świeykowski objął funkcję burmistrza Gorlic z chwilą opuszczenia władz miasta. Moment ten był bardzo przygnębiający. W swoich wspomnieniach ks. Świeykowski zanotował: ,,Nikt - kto nie przeżył tego - wyobrazić sobie nawet w przybliżeniu nie potrafi tych uczuć bólu, goryczy i żalu, jakie mną, a wierzę i wszystkimi w mieście pozostałymi ogarnęły, gdyśmy ujrzeli się w mieście sami, bez Starostwa, bez Sądu, bez wojska, bez żandarmerii, wtedy dopiero po raz pierwszy poczułem ciężar, jaki przyjąłem na siebie biorąc w ręce Zarząd miasta”.

Podczas walk miasto było codziennie ostrzeliwane z karabinów maszynowych i wielkich dział. Do największych ataków doszło w styczniu 1915 r., kiedy to m.in. zniszczono kościół, plebanię i dwór Karwacjanów.

W tym czasie ks. Bronisław Świeykowski był jedynym opiekunem bezbronnej ludności Gorlic. Pełniąc obowiązki burmistrza, pośredniczył on między władzą nieprzyjacielską a ludnością cywilną, spełniając przy tym wszystkie obowiązki duszpasterskie, odprawiając msze święte, zaopatrując sakramentami żołnierzy chorych na cholerę i tyfus w szpitalach i celebrując pogrzeby zmarłych i poległych.

Głównym celem, jaki postawił sobie ks. Świeykowski pełniąc obowiązki burmistrza Gorlic, była obrona ludności przed wszelką krzywdą ze strony rosyjskich komendantów, a przede wszystkim ze strony mało karnych żołnierzy. Wobec nich stosował perswazję i prośby, a gdy to nie odnosiło skutku, obchodził rozkazy.

Największą klęską, jaka dosięgła mieszkańców Gorlic w czasie trwania działań wojennych, był głód. Nie było dostaw, a zapasy wyczerpały się lub uległy zniszczeniu. Dzięki zabiegom ks. Świeykowskiego uzyskano dostawy żywności z Jasła i Biecza, dokąd osobiście pojechał po mąkę do filii Czerwonego Krzyża. W swoim w biurze, a zarazem sypialni urządził ,,sklep miejski”, sam przenosząc się do zniszczonego domu.

Gorlicki Maksymilian Maria Kolbe

Dużo do zawdzięczenia ks. Świeykowskiemu mieli Żydzi, którym władze rosyjskie zabroniły przekazywać żywność otrzymaną z Czerwonego Krzyża. Ks. Świeykowski wraz z pracownikami magistratu, łamiąc rozporządzenia komendanta miasta, roznosił nocą jedzenie, ratując niejednego od niechybnej śmierci. Szczególnym wyrazem miłości chrześcijańskiej i odpowiedzialności za każdego mieszkańca Gorlic było zdarzenie z 11 grudnia 1914 r. Jeden z Żydów strzelał do wycofujących się wojsk rosyjskich. Aby zapobiec podobnym incydentom, komendant kazał wziąć za zakładnika jednego z dwóch Żydów z zarządu miasta, którego miano rozstrzelać, gdyby sytuacja się powtórzyła. Wzięto Enhorna - ojca wielodzietnej rodziny. Ks. Świeykowski, gdy się o tym dowiedział, poszedł do komendanta Szeremetjewa i ofiarował siebie w zamian za tego zakładnika. Zdumiony taką postawą komendant, zwolnił Enhorna, z uwagą, że jest to podarek dla księdza za jego poświęcenie.

Nie zawsze interwencje księdza Świeykowskiego kończyły się tak dobrze. I tak, mimo jego wstawiennictwu, w marcu 1915 roku wykonano wyrok śmierci na Ludwiku Szwardze, przyłapanym na przeprowadzaniu żołnierza rosyjskiego na stronę austriacką, i Chaninie Buschu, sześćdziesięciosiedmioletnim starcu, aresztowanym na granicy miasta i uznanym za szpiega.

Pełniąc funkcję burmistrza wojennego Gorlic, ksiądz Świeykowski nigdy nie zapominał o posłudze kapłańskiej. Mimo ostrzeliwania i zakazu komendanta, przez zarośla dworskie po kryjomu schodził codziennie do kaplicy sióstr Felicjanek, aby tam odprawić mszę św. Nie odmawiał też pomocy duchowej żołnierzom rosyjskim, którzy byli katolikami. W przeddzień świąt Wielkanocy 1915 r. na prośbę katolickich przedstawicieli żołnierzy rosyjskich uzyskał dla nich pozwolenie na spowiedź. Spełniając swoje posłannictwo, przez całą noc wyspowiadał 123 żołnierzy. Dla wielu była to ostatnia spowiedź w życiu.

Szczęście w nieszczęściu

Nadeszła noc z 1 na 2 maja 1915 roku, najokropniejsza podczas całej „inwazji rosyjskiej”. Gorlice stanęły w ogniu. Na dom, w którym mieszkał ksiądz Świeykowski, padły cztery pociski. Ksiądz, przywalony drzwiami i spadającym sufitem, cudem uniknął śmierci. Wspomina o tym w swym pamiętniku „Z dni grozy w Gorlicach”:

,,Wtem granat uderzył tuż obok bramy dworskiej, materace, którymi były zasłonięte okna w mym domu, wyleciały na ulicę, resztki szyb rozsypały się po pokoju, więc nie czekając zabrałem płaszcz na siebie i wyszedłem do drugiego pokoju... Jeszcze nie zamknąłem drzwi za sobą, i właśnie Koka przerażonego chciałem napędzić do klatki, gdy cztery pociski wpadły w pokój, w którym byłem przed chwilą. Z całego tego pokoju utrzymało się tylko półtora ściany, część podłogi, na której dziwnym trafem ostała się szafa biblioteczna, a ja oszołomiony hukiem i wydobywającymi się gazami z pękniętych granatów upadłem na podłogę przywalony wyrwanymi drzwiami i opadłym sufitem... Jak długo trwało to odurzenie, zdać sobie nie mogłem sprawy, w każdym razie mogło upłynąć z 10 minut, gdy usłyszałem najpierw przeraźliwy wrzask Koka w korytarzu i krzyk mego służącego przy schodach. Ujrzawszy bowiem - po wyjściu z piwnicy - rozburzone w części schody, powywalane wszędzie drzwi, byli pewni, że ja już należę do tych, którzy wieczność osiągnęli”.

Honor i pomówienia

Kiedy ks. Świeykowski otrzymywał zewsząd gratulacje za swoją odwagę i postawę w okresie walk o Gorlice, sąd polowy, na podstawie donosu pracownika magistratu wydalonego za pijaństwo, oskarżył go o zdradę i działanie przeciw Austrii.

Chociaż niewinność księdza została wykazana, to jednak sprawy nie umorzono. W marcu 1916 r. w Krakowie odbyła się rozprawa, w czasie której ks. Świeykowski został jednogłośnie uniewinniony. Ale w jego sercu nagromadziło się tyle goryczy, że przesłany mu przez cesarza austriackiego Karola Krzyż Kawalerski Orderu Franciszka Józefa z dekoracją wojenną odesłał z uzasadnieniem.

Cesarz, przyznając ks. Świeykowskiemu rację, pisał: „Uznaję powody, jakie skłoniły Pana do prośby, by wolno mu było zwrócić Krzyż Kawalerski Orderu Franciszka Józefa z dekoracją wojenną, który mu udzieliłem. We wzorowym wypełnianiu powierzonych obowiązków rządowego komisarza w ciężko doświadczonym mieście Gorlicach, w idealnym wykonywaniu swojego powołania, jako duszpasterz, zdziałałeś Pan rzeczy, które posłużą za przykład i zjednały Ci pełen podziwu szacunek szerokich kół społeczności. Z pełni serca życzę Panu, byś mógł zapomnieć krzywdy doznanej niezasłużenie w marcu 1916 r.”.

Odesłanie orderu Cesarzowi przyniosło ks. Świeykowskiemu rozgłos i sławę, a w prasie potraktowano ten czyn jako demonstrację polityczną przeciw antypolskim działaniom Austrii, czyniąc z ks. Świeykowskiego bohatera sprawy narodowej.

Gazeta Gorlicka

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: O księdzu Świeykowskim mówili, że to gorlicki Maksymilian Kolbe - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto