Ten piec okazał się częścią wystawy, którą mieszkańcom Moszczenicy zaprezentował Stanisław Brach, ich krajan, ale też profesor Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie kieruje pracownią ceramiki na wydziale rzeźby.
Piec oczywiście był w pełni sprawną konstrukcja, a w jego wnętrzu spoczywała rzeźba, która w tej wystawowej przestrzeni była wypalana, gdy piec rozebrano okazało się, że to rzeźba Ecce Homo – Katedra.
- Czuję się bardzo wzruszony, bo wystawiałem w wielu miejscach, ale u siebie na wsi ostatni raz w 1992 roku – mówił artysta. - Myślę, że większego skrępowania nie można mieć, jak właśnie tutaj, bo prorokiem u siebie nie można być, i ja nim nie zamierzam zostać, ale chciałem się z wszystkimi podzielić tym, co robię – dodał.
Artysta z uśmiechem stwierdził, że właśnie w Polsce odbywają się dwie wystawy, z których prezentacja rzeźb Anisha Kapoora w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku już została oceniona jako wystawa roku i oczywiście ta z Moszczenicy, która ma szansę być choćby wystawą tygodnia.
Zaprezentowane w Moszczenicy prace Stanisława Bracha, to jak podkreśla artysta, prawdziwy przekrój jego twórczości. Począwszy od pracy dyplomowej, autoportretu, w nieistniejącym już technikum ceramicznym w Łysej Górze, niewielkiej miejscowości między Brzeskiem, a Tarnowem aż po teraźniejszość, łącznie z tą ostatnią rzeźbą, która została wypalona w piecu ustawionym przed domem młodzieży.
- Jestem na swojej ziemi, wśród swoich, to przestrzeń, którą pamiętam od dziecka, stary kościół, dom młodzieży, gdzie chodziłem na katechezę – mówił wzruszony. - To wszystko uruchamia we mnie takie emocje, że ciężko mi poskładać myśli, którymi chciałbym się tu podzielić - dodał.
Ten związek z ziemią, rodziną, miejscem urodzenia, to wszystko sprawia, że Stanisław od 35 lat zanurza ręce w glinie, lepi z błota, jak mówi jego młodszy brat – pszczelarz, a potem wypala w różnych piecach.
- Od kilkunastu lat palę je na różnych imprezach związanych ze sztuką, jak choćby tych, organizowanych na terenie mojej uczelni - stwierdził.
Stanisław Brach bardzo silnie pokreślił, że by osiągnąć sukces, trzeba twardo stąpać, prostą prowadzącą do celu ścieżką, nie zważać na trudności i przeciwności.
- Muszę przywołać swoich rodziców, dzięki którym przecież jestem – mówił. - Tak samo moje miejsce na ziemi, oczywiście Moszczenica, nie tu w centrum, ale Kociany, cztery kilometry dalej, które dzień w dzień przemierzało się, czy to do szkoły, czy do kościoła i nikt się nie żalił, że jest daleko – dodał.
By zobrazować, jak to kiedyś wyglądało, przywołał czas ze swojego dzieciństwa. Z czasów, zanim jako 14-letni chłopiec opuścił rodzinny dom i poszedł właśnie taką prostą ścieżką do celu, którym była sztuka, tak silnie związana z ziemią, bo ziemię mająca za tworzywo.
- Pamiętam taką zimę, tak w połowie lat 80. - opowiadał. - Był nie tylko wielki śnieg, ale też potężny sięgający 35 stopni mróz i zamknięto szkołę. Nikt do szkoły nie przyszedł poza tymi dzieciakami, takimi jak ja, które miały najdalej. Nie mieliśmy szans, by dowiedzieć się, że zajęć nie będzie, więc poszliśmy w ten tęgi mróz. Teraz wiem, że trzeba podejmować takie drogi, takie trudy i dążyć do swojego wybranego celu – dodał.
- Górskie Orły sprawiły, że już ponad 80 cmentarzy ma swoich opiekunów
- Gorlicka ekipa pewnie pokonała zespół z Niepołomic
- Jest wyrok ws. śmiertelnego wypadku w trakcie egzaminu na prawo jazdy
- Ponad dwukilogramowy borowik znaleziony przez Antoniego Chrząścika to rekord
- Kobylanka. Złoty Kiwon pojechał do Radomia
- Seniorzy z powiatu gorlickiego licznie stawili się w Krakowie
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?