Alicja Nowak

avatarAlicja Nowak

Gorlice
www.an.gorlice.net.pl

Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie

2013-04-19 19:43:39

„Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie”, powtarzali rodzice swoim niesfornym latoroślom, mając na myśli, że osobie starszej, o wyższej pozycji społecznej, czy statusie wolno więcej. Życie i urzędnicy potwierdzają prawdziwość tej w sumie dyskryminującej pewne grupy społeczne i wiekowe maksymy.

Sprawdzoną przez dziesiątki lat mądrość potwierdził Wojewoda Małopolski Jerzy Miller, który w oparciu o kilkumiesięczne analizy prawne dokonane przez zatrudnionych w Urzędzie Wojewódzkim prawników, dwukrotnie wzywał Radę Miasta Gorlice do wygaszenia mandatu radnej, która naruszyła dyspozycje określone w ustawie zwanej antykorupcyjną, by ostatecznie ją zmienić, stwierdzając, że naruszenie było nieistotne.

Problem polegał na tym, że radna, będąca prezesem spółdzielni mieszkaniowej, zarządzała mieniem komunalnym gminy, o czym niechcący doniosła sama, arogancko naginając przepisy tak, by nie dopuścić do rady nadzorczej, zarządzanej przez nią spółdzielni, reprezentantki lokatorów, też radnej.

Motywację i argumentację przyjętą przez panią prezes należałoby potraktować jak dzwonek ostrzegawczy nie tylko dla spółdzielców, ale i wyborców. Manipulacja prawem przez osobę pełniącą funkcje publiczne nie jest dobrą rekomendacją. Tak naprawdę dyskredytuje osobę z takich praktyk korzystającą. Pani prezes mając świadomość konfliktu prawnego związanego z pełnieniem funkcji publicznej i wykonywanej pracy, w której istotną rolę odgrywało mienie komunalne, bezkarnie w takim stanie prawnym tkwiła i pewnie byłoby tak dalej, gdyby nie desperackie działanie, mające na celu niedopuszczenie do organu kontrolnego niewygodnej dla niej osoby.

„Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada”, i to stare powiedzenie w sprawie znalazło swoje miejsce. Zapisy antykorupcyjne wykorzystane przez prezeskę, uderzyły w nią rykoszetem. Interpretacja prawna przesłana Radzie Miasta Gorlice wraz z wezwaniem do wygaszenia mandatu była jednoznaczna – radna naruszyła ustawę, mandat wygasić – stwierdził Wojewoda w oparciu o dokumenty i ich prawną interpretację. Pierwsze głosowanie zakończyło się pokazaniem Wojewodzie przysłowiowej „figi”. Radni argumenty zignorowali i większościowym murem stanęli za koalicyjną koleżanką. Do kolejnego głosowania doszło dwa miesiące później, bowiem ponowna weryfikacji przypadku nie wpłynęła na zmianę stanowiska Jerzego Millera. W wezwaniu napisano:

„Konsekwencją niewykonania przez Radę Miasta Gorlice ciążącego na niej obowiązku podjęcia uchwały w przedmiotowej sprawie jest wezwanie Rady Miasta Gorlice przez Wojewodę Małopolskiego do podjęcia uchwały w sprawie wygaśnięcia mandatu Radnej Rady Miasta Gorlice – Pani Marioli Migdar. Jednocześnie informuję, iż w razie bezskuteczności niniejszego wezwania i tym samym nie podjęcia przez Radę Miasta Gorlice w terminie 30 dni od dnia otrzymania niniejszego wezwania stosownej uchwały, zostanie wydane – zgodnie z art. 98 a ust. 2 ustawy o samorządzie gminnym, po uprzednim powiadomieniu ministra właściwego do spraw administracji publicznej – zarządzenie zastępcze stwierdzające wygaśnięcie mandatu radnej Rady Miasta Gorlice, Pani Marioli Migdar”

I tym razem kategoryczne wezwanie Jerzego Millera na radnych nie zrobiło wrażenia. Uchwały nie przyjęto, a w dyskusji poprzedzające głosowania padały stwierdzenia, że Wojewoda nie ma władzy absolutnej, że ustawy nie mogą być ważniejsze niż logika i etyka. Natomiast sama zainteresowana zarzuciła urzędnikom, że zorganizowali na nią nagonkę. Idąc tą drogą, zwróciła się do Wojewody, któremu wcześniej kompetencji publicznie odmawiała, o objęcie osobistym nadzorem jej sprawy. No i stało się. Zamiast zapowiedzianego w lutowym wezwaniu zarządzenia wygaszającego mandat, do biura gorlickie radny wpłynął „akt ułaskawienia” – Wojewoda zmienił zdanie. Po osobistym podejściu do sprawy, przedstawianą wcześniej argumentację zinterpretował na korzyść radnej – prawo naruszyła, ale nieznacznie:

„Pomieszczenie to wykorzystywane było (…)na potrzeby związane z administrowaniem zasobami mieszkaniowymi Spółdzielni i służyło jako składzik na narzędzia dla konserwatorów Spółdzielni oraz pomieszczenie socjalne … pomieszczenie to nie było wykorzystywane komercyjnie, a jedynie dla potrzeb bezwynikowej działalności statutowej prowadzonej przez Spółdzielnię związanej z zasobami mieszkaniowymi. (…) fakt, iż nie było on wykorzystywany komercyjnie, uznaję, iż stopień naruszenia przez Panią Migdar prawa nie jest wystarczający, aby przyjąć iż została naruszona dyspozycja określona w art. 24. f ust. 1 ustawy z 8 marca 1990 roku o samorządzie gminnym. Tym samym stwierdzam, iż brak jest podstaw do wygaszenia mandatu Pani Marioli Migdar”

Jedno pomieszczenie, jeden ustawowy zapis, jedna osoba decydująca – dwie różne interpretacje i decyzje! Czyżby radna miała rację, twierdząc, że urzędnicy urządzili na nią nagonkę? Rola wojewody i brak konsekwencji w zachowaniu procedur przypomina nieco władzę cezara podczas toczonych na rzymskich arenach walk gladiatorów. Władca ułaskawiając przegranego poprzez podniesienia kciuka w górę, pozornie tylko decydował, tak naprawdę robili to ci, którzy głośniej krzyczeli.

„Wojewoda nie ma władzy absolutnej” – grzmiała zagrożona utratą mandatu radna tuż przed głosowaniem. „Ustawy nie mogą być ważniejsze niż logika i etyka” argumentowali sprzyjający jej koledzy – broniąc koleżanki i własnej niepodległości, tym samym pokazując organowi nadzoru, co o jego kompetencjach myślą, i udało się! Wojewoda, jak Król, bohater „Małego Księcia” zrozumiał, że „należy wymagać tego, co można otrzymać”, w tym przypadku, na co pozwolili gorliccy radni.
Nie mniej Jerzy Miller zaprzeczył sam sobie i możliwe, że przerywając wszczęte procedury naruszył prawo. Wydał sprzeczne decyzje, dyskredytując tym samym swój autorytet, dyskwalifikując zatrudnianych prawników. Pokazał, że polskie prawo jest jak poezja, można je interpretować w zależności od okoliczności. Jedno co mu się udało, to ujawnienie arogancji i buty Rady Miasta Gorlice, chociaż w ostatecznym rozrachunku, potwierdził, że kierujący się mickiewiczowskim „czuciem i wiarą” radni, nawet jak nie mieli racji, to ją mieli, a starą rzymską zasadę „Dura lex, sed lex” (twarde prawo, ale prawo) można wrzucić do kosza.


Gdyby Wojewoda był konsekwentny i zarządzeniem zastępczym wygasił mandat, w sytuacji radnej nic by nie zmieniło. Nadal zachowywałaby wszelkie uprawnienia, z dietą włącznie. O jej samorządowym losie, zgodnie z procedurami, zadecydowałby Sąd Administracyjny, który jest organem odwoławczym. Radna jednak desperacko sądowej weryfikacji starała się uniknąć i w tym wsparli ją radni, a kwietniową decyzją pomógł Wojewoda.

Sprawa niby drobna na mapie aferalnej Polski, jednak łamanie prawa, w którymś momencie i na jakimś szczeblu się zaczyna. Mała bezkarność jest matką większego przekrętu, a ten jeszcze większej afery. Tym sposobem przekroczeniem prędkości rowerem jest karane, natomiast naruszenie ustawy interpretowane. Takie rozumienie przepisów pozwala na dostosowanie starego powiedzenia „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie” do samorządowej rzeczywistości.

Jesteś na profilu Alicja Nowak - stronie mieszkańca miasta Gorlice. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj