Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Małastów. Gospodynie z Ukrainy zakasały rękawy i gotują pyszne obiady ze swojej narodowej kuchni. Polecają je na niedzielny obiad

Halina Gajda
Halina Gajda
Ukraiński Niedzielny Obiad w Twoim Domu - to inicjatywa Olgi Pyrz i gospodyń, które trafiły w Gorlickie uciekając przed wojną w ich kraju
Ukraiński Niedzielny Obiad w Twoim Domu - to inicjatywa Olgi Pyrz i gospodyń, które trafiły w Gorlickie uciekając przed wojną w ich kraju Archiwum Prywatne/Olga Pyrz
Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że na stacjach paliw można kupić szwarc, mydło i powidło. Świat nie znosi jednak monotonii, a życie podsuwa zaskakujące rozwiązania. Na ten przykład, od dwóch tygodni, na jednym z gorlickich CPN-ów można nabyć ukraiński obiad. Nie byle jaki…

Zaczęło się jak w większości regionów po tym, jak Rosja zaatakowała Ukrainę. Tysiące ludzi ruszyło przed siebie, najwięcej do polskiej granicy, byle jak najdalej od strzałów, rakiet i bomb. Już w pierwszych dniach wojny, w Gorlickie trafiło kilkadziesiąt osób. Z każdym dniem ich liczba wzrastała. Przyjechali, bo mają tutaj znajomych, bliższą i dalszą rodzinę, albo po prostu, z granicy czy choćby krakowskiego Dworca Głównego odebrali ich ludzie deklarujący, że dadzą dach nad głową. Bo po prostu tak było trzeba.

- W sumie udało nam się w podobny sposób sprawdzić około 40 osób – opowiada Olga Pyrz, właścicielka pensjonatu Dosbajka w Małastowie.

Nie wszyscy mieszkają u niej. Są rozlokowani w różnych domach, od Gorlic po Pętną. Olga jest dla nich przewodnikiem.

- Pomagam we wszystkim, od zakupów po urzędowe formalności – przyznaje.

Nie tylko dlatego, że mówi biegle po ukraińsku. Ma w sobie coś, co sprawia, że nawet gdy rozmawia przez telefon, rozmówcę ogarnia spokój. Ginie gdzieś dystans przed nieznajomym, nachodzi myśl, że Olga to osoba, której serdeczność nie schodzi z twarzy. Spotkanie to tylko potwierdza.

- Zaczęliśmy się zastanawiać, co robić z czasem na uchodźstwie. Żeby wojennym uciekinierom, choć na chwilę zaprzątnąć głowę czymś innym, niż tylko myślami, co dzieje się w opuszczonym naprędce domu i pytaniami, czy bliscy żyją, kiedy będzie można wrócić – opowiada.

Pomysł na wielkie gotowanie był zlepkiem z tysięcy słów, które padły.
- W końcu każda z kobiet była tą, wokół której koncentrowało się domowe życie. A gdzie dawało się to najbardziej odczuć? Oczywiście, przy stole – opowiada dalej.

Nieoczywisty przepis na narodowe danie

Postanowienie „będziemy gotować” było tak naprawdę startem do maratonu. Z przeszkodami. Bo jak wiadomo, każda z pań od początku chciała się wykazać kulinarnym kunsztem. Zwłaszcza że głównym punktem menu miał być narodowy ukraiński barszcz. Jeszcze nie było garnków, produktów, ale trwały gorące dyskusje o tym, co poza burakami winno się w nim znaleźć. Jedna chciała, by jego mocą był czosnek, inna domagała się dołożenia kapusty, a jeszcze kolejna fasoli. Na dictum od czwartej, nie musiały długo czekać: jak barszcz ukraiński, to tylko z mięsem! I to w najlepszym gatunku!

- Co ciekawe, dyskusje nie miały w sobie nic z kłótni – opisuje ze śmiechem Olga. - One rozmawiały ze śmiertelną powagą, a mnie zaczynała świtać w głowie myśl, o sześciu kucharkach i tym, co z tego wynikło – dodaje.

Niepokój dotyczył i tego, czy znajdą się chętni na taki zakup. Olga ostatecznie machnęła ręką: nie spróbują, nie dowiedzą się. Niepotrzebnie się martwiła. Kilka godzin po tym, jak na społecznościowym profilu – Ukraiński Niedzielny Obiad w Twoim Domu - pojawiła się zapowiedź, że będzie można zamówić tradycyjny ukraiński barszcz, kotleta, pyzy z mięsem, czy pierogi, internetowy komunikator był zapchany zamówieniami. Pojawił się za to inny dylemat. W czym to ugotować?

- Od wszystkich sąsiadów pożyczyłam największe garnki, jakie tylko mieli – zdradza Olga.

Wszystkie wątpliwości ostatecznie minęły, gdy podczas gotowania panie zaczęły śpiewać nad parującymi garnkami. Te, które akurat nie miały zajętych rąk obieraniem setnego buraka, wzięły się za malowanie opakowań. A jakże, w folkowe wzory. Przecież nie godzi się tak w takim zwykłym styropianowym pudełku serwować niedzielnego obiadu!
- Wtedy odetchnęłam. Wiedziałam, że dadzą radę – przywołuje obrazki sprzed dwóch tygodni.

Dyskusje nad zawartością pierogów

Przed premierową „wydawką” trzeba było opracować całą strategię, bo z pobieżnych obliczeń wyszło, że pierogów to potrzeba sześćset co najmniej nalepić, barszczu z pięćdziesiąt litrów na pewno trzeba ugotować, o pyzach nie wspominając.

- Pierogi to był drugi temat na kulinarny spór. Sama go zresztą wywołałam, gdy delikatnie zasugerowałam, że w Polsce, pierogów z samymi ziemniakami to nie raczej nie jada. U nas farsz musi zawierać biały ser – wspomina dalej. - Starałam się je przekonać, żeby choć trochę tego twarogu dołożyły. Na nic były moje argumenty o polskim przywiązaniu do smaków. Panie propozycję zmodyfikowania farszu potraktowały jak naruszenie kulinarnej świętości. I były w tym zadziwiająco zgodne – uśmiecha się.

Stanęło ostatecznie na tym, że część pierogów miała w farszu garstkę sera, choć ukraińskie gospodynie do końca nie ukrywały swojej dezaprobaty.

- Przy pyzach, które jak się okazało, nie były gotowane, tylko opiekane na patelni, uznałam, że już w nic się nie wtrącam: to jest ich dzień, niech będzie, jak chcą – dodaje.

Chętnych więcej niż możliwości produkcyjnych

Gdy w końcu nadszedł dzień konfrontacji, emocje sięgnęły zenitu. W całym Małastowie i Pętnej słychać było pobrzękiwanie i stukanie w garnki.

- W pewnej chwili okazało się, że w którymś domu wleciały bezpieczniki, a dziewczyny żadną miarą nie mogą znaleźć skrzynki, żeby jej włączyć. Dzwoniły więc na alarm do właściciela, który akurat była na nabożeństwie, więc dopiero po nim oddzwonił. Gdy okazało się, że moje auto odmówiło posłuszeństwa, już sama nie wiedziałam, czy to wróżba na sukces, czy kompletną klapę – opowiada.

Gdy dotarły na umówione miejsce, czekała już kolejka. Gotowe porcje rozchodziły się w mig. Ludzie pytali, czy na kolejną niedzielę też mogą zamówić obiad. Ukraińskie gospodynie były wniebowzięte. Od razu zaczęły planowanie kolejnej edycji. Tym razem do meny dołożyły naleśniki ze serem. W ramach deseru. Wielkie gotowanie odbywa się równocześnie w kilku domach, więc tak naprawdę każda porcja czy to barszczu, pierogów, pyz jest trochę inna. Jak regiony Ukrainy, z których pochodzą.

W minioną niedzielę na „wydawce” znowu zrobiło się tłoczno i gwarnie. Dziewczyny, wyraźnie podbudowane, kolejne pudełka i słoiki podawały z nieukrywanym zadowoleniem.
Już planują, dzielą obowiązki, szykują kolejną barszczowo-pierogową strategię. Sękowa, jako gmina w ogóle zaczyna przybyszów angażować w kolejne swoje działania.
- Wiemy, że pośród nich są osoby, które w Ukrainie związane były z teatrem, a nawet sztuką cyrkową – wspomina Małgorzata Małuch, wójt gminy. - Warto byłby podjąć z nimi współpracę – podkreśla.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto