Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ks. Andrzej Kluz: Czasem człowiek musi nawet pokłócić się z Bogiem, powiedzieć mu o swym żalu

Halina Gajda
fot. halina gajda
O dobrej spowiedzi rozmawiamy z ks. Andrzejem Kluzem, kapelanem szpitalnym

Jedno z przykazań kościelnych mówi, że katolik powinien przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć komunię świętą. Skoro komunia, to i spowiedź. Zdarzyło się księdzu, że wyszedł z konfesjonału z wypiekami na twarzy?
Wypieki zdarzają się, gdy czuję, że ktoś ślizga się po temacie. Niby się spowiada, ale jakoś tak na okrętkę, nie mówi wprost. U niego spowiedź sprowadza się do rozliczenia ze swojego dobrego zachowania. Nie ma w tym żadnej głębi.

Może się boi reakcji duchownego?
A czego ma się bać? Co ja mogę mu zrobić? Ani sam nie pobiję, ani nie skażę na chłostę. W sakramentach nie jest ważna strona ludzka, to Jezus przebacza grzechy, a nie ksiądz. Niezwykle szanuję tych, którzy przychodzą do konfesjonału, czasem po dekadach przerwy, ale są w tym szczerzy. Miałem takiego, całkiem niedawno. Widać było, że strasznie to przeżywa: głos mu drżał, urywał słowa. Powiedziałem mu, że pierwsze zwycięstwo ma już za sobą. Nim jest fakt, że w ogóle się zdecydował na ten krok. Teraz będzie tylko lepiej.

I co?
Coś w nim pękło. Zaczęła się nasza długa spowiedź, a właściwie rozmowa. Uspokoił się, ośmielił. O tym, jak bardzo chciał być w swojej spowiedzi szczery, świadczy, że wyciągnął nawet… kartkę z notatkami, bo nie chciał zostawić żadnych niedomówień. Nazywał rzeczy po imieniu. Poczuł, że potęga miłosierdzia jest ogromna. Wiem, że taka spowiedź jest czasem jak wspinaczka na wielką górę. Wygrywają ją ci, którzy w ogóle w nią wyruszają. Nawet jeśli czasem się potykają, muszą przystanąć, by potem znowu iść przed siebie.

Z doświadczenia konfesjonału - jak się spowiadamy? Formułkami wyuczonymi, jak do komunii, czy raczej sami je budujemy?
Rzeczywiście jest tak, że wielu wiernych wciąż przychodzi do konfesjonału niejako w pozycji dziecka. Słyszę wtedy, że nie odmówił paciorka, nakrzyczał na dziecko, pokłócił się z kolegą albo powiedział brzydkie słowo. Nasuwa mi się takie określenie - infantylizm religijny i czasem rzeczywiście, ciśnienie lekko mi się podnosi. Rachunek sumienia ma być przecież nie tylko pobożny, ale i mądry. Tak samo spowiedź i pokuta. Nie powinniśmy jej traktować tylko jako odmówienia zadanej modlitwy. Chodzi o prawdziwe nawrócenie, które nie sprowadza się tylko do klęczenia w kościele, ale na przykład do wyciągnięcia ręki na zgodę do sąsiada, z którym się pokłóciliśmy.

Może są tacy, którzy uważają, że mają czyste sumienie?
Czyste, bo może nieużywane…

Za jakie grzechy na pewno nie dostaniemy rozgrzeszenia od swojego proboszcza?

Prawo kościelne zmieniło się i zezwala, nazwijmy to, zwykłym księżom na udzielanie rozgrzeszenia w sytuacjach, które do niedawna były zarezerwowane na przykład dla duchownych w sanktuariach, czy wyższych w hierarchii.

Mam rozumieć, że nawet z najcięższymi grzechami można przyjść do „zwykłego” księdza w każdej parafii?
Tak. Warunkiem jest, by była to spowiedź z jednego roku. W takich sytuacjach lepiej nie wybierać masowych, przedświątecznych spowiedzi, gdy do konfesjonału stoją kolejki po kilkadziesiąt osób. I tak naprawdę nie ma czasu na szczerą rozmowę.

Może o to chodzi: w masówce łatwiej, bo może ksiądz nie wszystko usłyszy albo jest już tak zmęczony, że nie zwróci uwagi. Nieraz księża gromili z ambon za prowadzenie rozwiązłego życia, konkubinat, nie mówiąc o eutanazji czy aborcji.
Po pierwsze, od Soboru Watykańskiego II spowiedź nie jest sakramentem pokuty, tylko pojednania. Po drugie, jak już mówiłem, każdemu należy się wysłuchanie i miłosierdzie. Zawsze, w przypadkach takich trudnych spowiedzi staram się zrozumieć, co kierowało człowiekiem. Po rozmowie okazuje się, że tak naprawdę jego działanie nie było skierowane przeciwko Bogu, tylko gdzieś się pogubił. Miałem niedawno doświadczenie z matką, która straciła swoje dziecko. Urodziło się martwe. I co? Gdy ona rozpaczała, może w głowie nawet bluźniła Bogu - miałem ją za to skarcić? W takich chwilach nawet duchowny nie powinien zaczynać teologicznego wykładu, tylko po prostu być - stanąć obok, pozwolić na wykrzyczenie bólu.

Ksiądz tak mówi, bo od dwudziestu lat pracuje jako kapelan w szpitalu. I niejedno już widział czy też przeżył.
Czasem człowiek musi się pokłócić z Bogiem, powiedzieć Mu o swoim żalu. Nie ma strachu, że odejdzie z Kościoła. Zostanie w nim, wbrew pozorom - mocniejszy. Jak się jest spowiednikiem, to trzeba być na bieżąco z prawem kościelnym i znać na przykład adhortację Amoris Laetitia papieża Franciszka, która poświęcona jest sprawom rodziny, prokreacji, relacji małżeńskich. Daje też wiele wskazówek, jak rozstrzygać dylematy z konfesjonału.

W wielu przypadkach pewnie nie byłoby rozmowy, tylko potępienie.
Jeśli kapłan ma takie podejście, to znaczy, że sam powinien sobie zafundować dobre rekolekcje.

Mocne słowa.
Bo wynikają z własnego doświadczenia.

Jakaś prywatna rewolucja?
Może nie aż tak, ale rzeczywiście, na początku mojej drogi kapłańskiej, gdy zacząłem spowiadać, to wydawało mi się, że cały świat, ci wszyscy ludzie są strasznie źli. Te grzechy, które wyznawali, ich masowość... W końcu sam wylałem sobie na głowę wiadro zimnej wody: ja jestem taki sam, jak oni, tyle że lata spędzone w swoistym inkubatorze, jakim jest seminarium, sprawiły, że rzeczywistość trochę mi umknęła. Musiałem w nią wejść na nowo.

Z tego, co ksiądz mówi, wynika, że w zasadzie nie ma przeszkód, by rozgrzeszenie uzyskać.
No, tak liberalnego prawa kościelnego jeszcze nie mamy. Związki niesakramentalne jeszcze długo nie będą miały błogosławieństwa, choć rzeczywiście, papież Franciszek mówi o ewentualnych zmianach.

Tak na zdrowy rozsądek, co złego robi dwójka ludzi, która, choć bez ślubu - to mieszka pod jednym dachem, wzajemnie się wspiera, szanuje, prowadzi dom, a czasem wychowuje dzieci?
W świetle norm obyczajowych - nic, ale zupełnie inaczej to wygląda, gdy zastosujemy prawo kościelne. Wiem, codzienność czasem komplikuje nam losy, również te sakramentalne. Mimo to wielu ludzi stara się trwać w Kościele, modlić się, pięknie wychowywać dzieci i czasem być bliżej Kościoła, niż niejeden chrześcijanin z pierwszej ławki sprzed ołtarza. Gdy przychodzi niedziela, święta stoją gdzieś w kącie Kościoła. Wspólnota powinna się modlić w ich intencji, bo formalnie są wykluczeni z relacji z Bogiem.

I nie ma żadnych odstępstw?
Owszem, jeśli para zadeklaruje, że żyje w białym związku. To znaczy, że oboje zapewnią, że nie współżyją ze sobą. Wtedy można udzielić im rozgrzeszenia. Kapłan zazwyczaj prosi wtedy, by do komunii przystąpili w innym kościele, niż ten, do którego chodzą.

Nie ma tych wyjątków wiele.
Dzieje się też tak czasem, gdy któreś z nich jest w stanie tak zaawansowanej choroby, że istnieje realne zagrożenie życia. Wtedy istnieje możliwość skorzystania z sakramentów, mimo trwania przeszkody.

Na przestrzeni lat, doświadczenia, zauważył ksiądz, by pojawiły się „nowe” grzechy?
Raczej nie. Wciąż spowiadamy się według książeczki do nabożeństwa od komunii. Kradzież jest grzechem, ale przekraczanie prędkości, wrzucanie śmieci do pieca czy wywożenie opon do lasu, czy malowanie wulgaryzmów na elewacji też jest grzechem. Tymczasem o takich sprawach nie słyszy się w konfesjonale. Przestrzeganie norm codziennego życia, dbania o otoczenie, środowisko, cudzą własność jest tak samo istotnie w życiu katolika, jak dekalog czy przykazania kościelne. Dobro, prawda i sumienie to uniwersalne kryteria, którymi każdy człowiek, nie tylko chrześcijanin, powinien się kierować. Wierzącymi jesteśmy nie tylko w kościele podczas mszy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto