Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koronę Gór Gorlickich... zdobyli na biegówkach. Łatwo nie było, ale ani wiatr, ani śnieg, ani mróz ich nie złamały

Marek Podraza
Jacek Żerański z córką Kamilą Żerańską-Szczupał po zdobyciu Magury Wątkowskiej (846 m n.p.m.)
Jacek Żerański z córką Kamilą Żerańską-Szczupał po zdobyciu Magury Wątkowskiej (846 m n.p.m.) archiwum rodzinne
Czy Koronę Gór Gorlickich można zdobyć na nartach biegowych? Okazuje się, że tak, bo pierwszych zdobywców już mamy. Są nimi Jacek Żerański z Sękowej i jego córka Kamila Żerańska-Szczupał. Zaliczenie 15 szczytów na nartach biegowych zajęło im trzy tygodnie, pokonali ponad 100 kilometrów w dużym śniegu, nie zabrakło też mrozu, deszczu i ciekawych przygód. Teraz z powodzeniem mogą starać się o Gorlicką Odznakę Górską.

FLESZ - Będzie propozycja paszportów szczepień

Końcem roku 2020 gorlicki oddział PTTK zainicjował fajną akcję polegającą na zdobywaniu wytypowanych szczytów naszego regionu nazwanych Koroną Gór Gorlickich. Po ich zdobyciu można uzyskać Gorlicką Odznakę Górską.

Pod uwagę wzięto nie tylko wysokość gór , ale też ich walory historyczne i krajoznawcze.

- W związku z tym kolega Zdzisław Musiał, założyciel Gorlickiej Grupy Turystów Narciarskich i Rowerowych, rzucił hasło: „Zdobywamy te góry, ale na nartach biegowych”. Wyzwanie zostało podjęte i już nasza dwuosobowa grupka je zrealizowała, a blisko finiszu są następne dwie osoby: Zdzisław Musiał i Stanisław Barszcz - mówi Jacek Żerański z Sękowej.

Pan Jacek ma wiele pasji: lubi odległe wyprawy rowerowe, lubi też popływać kajakiem (właśnie rozpoczął sezon kajakowy), kocha biegówki, bieganie i turystykę. Przygotowania do realizacji planu były bardzo typowe: ćwiczył razem z córką Kamilą na Śnieżnych Trasach w Krzywej i w Centrum Narciarstwa Biegowego w Ptaszkowej, głównie podbiegi pod górę i zjazdy, co bardzo przydało się w terenie.

- Zdobywanie gór zaczęliśmy od tych najłatwiejszych i niższych, obawiając się, że zabraknie tam śniegu. Były to Góra Cmentarna i Góra Zamkowa w Gorlicach oraz wzgórze Pustki w Łużnej. Ponieważ są łatwo dostępne, kluczyliśmy dodatkowo po okolicy, korzystając z grubej pokrywy śnieżnej, nawet po ulicach Gorlic, wywołując niemałe zdziwienie u przechodniów - opowiada Kamila Żerańska-Szczupał.

Następne szczyty były już trudniejsze.
- Śnieg tej zimy był obfity i spowalniał tempo marszu, a dodatkowo zaklejał oznakowanie szlaków i często gubiliśmy drogę. Góry w zimie są puste i wiele przesiek wygląda jak szerokie drogi leśne, w które łatwo zboczyć. Później okazuje się, że źle poszliśmy i trzeba wracać, ponownie szukać drogi. Ciekawe były powroty, często w ciemnościach, przy latarkach czołówkach, gdyż nie zawsze mogliśmy zaczynać wędrówkę rano, częściej po południu i brakowało czasu, żeby zdążyć przed zmrokiem - mówi Jacek Żerański.

Bardzo trudne były do zdobycia - ze względu na spore stromizny - najwyższe szczyty Lackowa (997 m n.p.m) i (Kozie Żebro 847 m n.p.m.). Jacek z Kamilą musieli je pokonywać, idąc zakosami.

- Najtrudniejsze było zdobycie Jaworzyny Konieczniańskiej. Trudności zaczęły się już na przełęczy Dujawa, gdy ruszaliśmy w stronę Beskidka. Padał obfity śnieg i wiało tak mocno, że zaspy rosły po szyję, wchodziliśmy na nie jak na małe górki, zapadając się powyżej kolan, nawet do pasa - opowiada pan Jacek.

- Do tego była niska temperatura, minus 15 stopni Celsjusza, śnieg zamarzał na nas. Na szczęście po dwóch kilometrach las zgęstniał na tyle, że wiatr zelżał i dało się iść szybciej. A to, że wieje, wiedzieliśmy tylko po jękach i trzaskach buków i niezliczonej ilości złamanych konarów leżących na drodze. Ostatnie podejście na szczyt było bardzo strome i pokonaliśmy je, klucząc zygzakami po lesie. Gdy ukazał się szczyt, wiatr przypomniał znowu o sobie, nie pozwalając na wypicie herbaty, a próby robienia zdjęć skończyły się wychłodzeniem rąk do bólu - dodaje pani Kamila.

- Była już godz. 17 i zapadał mrok. Nie zabawiliśmy tu długo i ruszyliśmy z powrotem, świecąc latarkami i z trudem odnajdując zawiany ślad. Długo kluczyliśmy. W końcu zobaczyliśmy światełka budynku na przełęczy Dujawa, gdzie czekała nas jeszcze jedna niespodzianka. Samochód był cały w zaspie i tylko dzięki temu, że koła stały na twardym gruncie, wyjechaliśmy - kończy opowieść Jacek Żerański.

Na zaliczenie 15 gór potrzebowali trzy tygodnie, mając do dyspozycji tylko weekendy i popołudnia. Innych narciarzy spotkali tylko raz - na szczycie Lackowej; byli to skitourowcy, którzy wdrapali się tam, żeby zjechać.

- O ile w górach zimą ludzi prawie nie ma, to tętnią one życiem. Widoczne są liczne ślady zwierząt. Często szliśmy tropem wilków oraz dzików robiących w śniegu charakterystyczne rowy, ale spotkań oko w oko ze zwierzętami nie mieliśmy - podkreśla pani Kamila.

- Korona została zdobyta na nartach, ale już rzuciłem rowerzystom góralom wyzwanie. Będzie to zdobycie Korony Gór Gorlickich na rowerze. Na jednym ze szczytów rzuciłem rękawicę, którą mam nadzieję ktoś podniesie. Nie zdradzę, na której górze ona leży, trzeba wjechać na wszystkie 15 szczytów - mówi na koniec z uśmiechem Jacek Żerański.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto