Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kobylański obraz jest w sanktuarium od 340 lat. Tu wydarzył się niejeden cud. Nawet niewidomi odzyskiwali wzrok. Są na to dowody

Agnieszka Nigbor-Chmura
Agnieszka Nigbor-Chmura
Ksiądz Roman Gierek, proboszcz parafii w Kobylance, pochyla się nad pożółkłymi kartami Kroniki Parafialnej. W niektórych miejscach atrament wyblakł już zupełnie. Do przeczytania innych pewnie trzeba by zatrudnić grafologa
Ksiądz Roman Gierek, proboszcz parafii w Kobylance, pochyla się nad pożółkłymi kartami Kroniki Parafialnej. W niektórych miejscach atrament wyblakł już zupełnie. Do przeczytania innych pewnie trzeba by zatrudnić grafologa Agnieszka NIgbor-Chmura
Obraz Pana Jezusa Ukrzyżowanego przywiózł do Kobylanki hrabia Jan Wielopolski, poseł na Sejm, właściciel wsi i starosta biecki w 1680 roku. Otrzymał go w Rzymie z rąk papieża Innocentego XI.

FLESZ - Polskie parafie pomagają uchodźcom

od 16 lat

Obraz trafił do kaplicy dworskiej Wielopolskich, a już rok później dochodziło tam do zjawisk, które wskazały na cudowny charakter tego wizerunku. Ponieważ wieść o łaskami słynącym Jezusie Kobylańskim zaczęła się szybko rozchodzić, obraz w 1682 roku przeniesiono do ówczesnego kościoła parafialnego. W tym roku mija 340 lat od tego wydarzenia.

Ksiądz Roman Gierek, proboszcz parafii w Kobylance, pochyla się nad pożółkłymi kartami Kroniki Parafialnej. W niektórych miejscach atrament wyblakł już zupełnie. Do przeczytania innych pewnie trzeba by zatrudnić grafologa.

- Wielebny Księże Dobrodzieju. Mam zaszczyt donieść o łasce otrzymanej w kobylańskim kościółku przed Cudownym Obrazem - pisze Klara Dziedzic z Lipnicy Górnej. - Ma córeczka Rózia, licząca lat 5 i dziewięć miesięcy, ogromny ból cierpiała na oczy i przez siedem tygodni nic nie widziała. Nadmieniam, że nikt jej nie pomógł - czytamy dalej.

List przepisany do Kroniki Parafialnej przez ówczesnego proboszcza, jako świadectwo cudu, pochodzi z 1918 roku. Ks. Gierek opowiada, że do samej wizyty matki z dzieckiem w Kobylance doszło 19 marca 1916 roku. - Wielce strapiona matka Rózi opuściła doktora i umyśliła sobie przyjechać z chorą do naszego sanktuarium - tłumaczy proboszcz.

- Przyjechałam, prosząc gorąco Cudownego Pana Jezusa Kobylańskiego o zdrowie. Zaraz w tym dniu, chorą bóle oczu opuściły, a po przyjeździe do domu przez dwanaście dni przeważnie spała. Myślałam, że już umrze, ale po tych dniach całkowicie ozdrowiała - czytamy dalej fragment listu Klary Dziedzic do proboszcza.

Księga, w której zapisano ten i dziesiątki innych fragmentów korespondencji i opisano świadectwa cudów, które wierni wybłagali u stóp Cudownego Obrazu Pana Jezusa Kobylańskiego, ma 181 la.

- To jedyna księga, która się zachowała - mówi proboszcz. - Na jej kartach pod datą 1907 znajduje się wzmianka, że istniały wcześniejsze, m.in. Księga wotów. Niestety, księgi i same wota - drogocenne kamienie, biżuteria - zostały jednak zrabowane przez zaborców.

Wszystko wskazuje na to, że wywieziono je do Austrii, ale wieloletnie próby poszukiwania choćby śladu po nich nie przyniosły efektu - tłumaczy ks. Gierek.

Ocalone niemowlę

Proboszcz parafii w Kobylance twierdzi, że szczytowy moment kultu cudownego obrazu, który do wsi przywiózł hrabia Jan Wielopolski w 1680 roku, przypada na czas zaborów.

- W tym okresie droga dla wiernych do Częstochowy była zamknięta, więc władze wspierały nasze sanktuarium jako jedno z pierwszych, które powstało w Galicji. W tym czasie nikogo nie dziwiło, że ludzie pielgrzymowali do Kobylanki z Ukrainy, Słowacji, a nawet Węgier - tłumaczy ks. proboszcz.

Jeszcze z okresu przed zaborami, jak dowiadujemy się z wydawnictwa, które opracował poprzedni proboszcz z Kobylanki, ks. Jan Potoplak, znane są historie niezwykłych cudów, głównie związanych z uzdrowieniami, ale również nawróceniami.

- Już w 1729 roku zapisana została informacja o służącej z Dobczyc, z której rąk przez dworskie okno wypadło dziecko. Historia mówi, że nie dawało ono żadnych oznak życia do momentu, w którym kobieta upadła na kolana, wołając: Jezu Kobylański, ratuj i ożyw to dziecię, które ci polecam. W tej chwili dziecko ożyło - opowiada niezwykłą historię ks. Roman Gierek.

Inna dotyczy wyznawcy kalwinizmu, który w Kobylance właśnie nawrócił się i złożył wyznanie wiary. - W tej sprawie zaświadczył ks. Krudner, który widział mężczyznę. Przywieziono go z Węgier, po tym jak uległ wypadkowi i stracił wzrok - opowiada ks. Gierek.

Do Kobylanki przygnało go postanowienie, że jeśli odzyska wzrok, przyjmie wiarę katolicką. Uzdrowienie przyszło w czasie mszy świętej, gdy wykrzyknął: Widzę, już widzę obraz Ukrzyżowanego. - Przy opisach niektórych tylko cudów i łask uzyskanych w naszym sanktuarium jest informacja zapisana w kronice parafialnej przez proboszcza, że przyjął wota dziękczynne. Rzadko natomiast podane jest, jakie to były dary - tłumaczy ks. Gierek.

Serce z oczami

W kościele w Kobylance, po obydwu stronach Cudownego Obrazu wiszą gabloty. W każdej z sześciu na bordowym welurze rozwieszone są wota - sznury drogocennych kamieni i pereł, broszki, zegarki, para obrączek, srebrne kończyny świadczące o uzdrowieniu konkretnej części ciała. Wota to głównie jednak serca z różnych kruszców, większość na pierwszy rzut oka wygląda na srebrne. - To przecież symbol miłości, przywiązania, oddania, więc trudno się dziwić, że większość z darów dziękczynnych to właśnie serca - mówi ks. Gierek.

Uwagę zwraca jedno z nich, z otwartymi oczami. - Być może podarowali je rodzice wspomnianej Rózi Dziedzic, a może 10-letniego Piotrusia Guni, który przed obliczem Cudownego Jezusa odzyskał wzrok.

Historię chłopca ze Święcan z 1918 roku przytacza w Księdze Parafialnej ówczesny proboszcz. „Ten już był prawie pociemniał, na oczy mało patrzył, tak że jeno chwilami co mu dało spojrzeć. A jak przyłożył jakiegoś lekarstwa, to jeszcze gorzej bywało. Ani lekarstwa, ani doktory nie pomogły i tak cierpiał pół roku” - czytamy.

Z relacji ojca - Józefa Guni - wynika, że gdy już nie było żadnego ratunku, rodzice udali się do Pana Jezusa Cudownego w Kobylance i tam chłopiec został uzdrowiony.

Dzisiaj rokrocznie do Kobylanki pielgrzymuje około 30 tysięcy pątników. - W każdą trzecią środę miesiąca po wieczornej mszy świętej, podczas nowenny, do Pana Jezusa Kobylańskiego odczytywane są prośby i dziękczynienia. Dotyczą głównie spraw, które mają dla nas szczególną wartość. Wierni proszą o zdrowie lub uzdrowienie, modlą się o pracę. Jezus Kobylański nie skąpi łask, bo wielu wraca, dziękując za nie - opowiada ks. Gierek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto