Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Julian Krzewicki pod pseudonimem Kruk trząsł gorlickim podziemiem

Andrzej Ćmiech
Gorliczaninem został z wyboru, kiedy to w dniu 5 sierpnia 1939 roku ożenił się z Barbarą Stromke. Radość młodych nie trwała długo, bo już w dwa dni po ślubie Kruk musiał objąć kompanię.

„Tato miał różne talenty. Potrafił rysować, malować, fotografować; świetnie pływał i celnie strzelał; pisał bardzo ładnym i czytelnym pismem, którego w listach nie nadużywał - były krótkie i treściwe” - wspomina po latach swojego ojca syn Jerzy Krzewicki.

Pan Julian znał też dobrze historię i zadziwiał swoich bliskich zapamiętanymi licznymi dziennymi datami historycznymi.

„Oprawiał swoje ulubione książki; wiele ich utracił w czasie wojennej zawieruchy. Czasami na dobranoc opowiadał nam bajki, które sam na poczekaniu wymyślał” - pisze dalej Jerzy.

Natomiast gorliczanie zapamiętali Juliana Krzewickiego przede wszystkim jako nieugiętego żołnierza, wiernego dewizie ,,Bóg, Honor i Ojczyzna”.

Wrześniowy bohater

Julian Krzewicki, absolwent Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej i oficer 20. Pułku Piechoty Ziemi Krakowskiej, gorliczaninem został z wyboru. Stało się to w chwili, gdy 5 sierpnia 1939 r. w Gorlicach ożenił się z Barbarą Stromke.

„Do Krakowa przyjechaliśmy z żoną na drugi dzień po ślubie, gdyż skończył mi się urlop. Musiałem objąć kompanię, która była zakwaterowana w Rząsce” - czytamy w pamiętnikach Krzewickiego.

I tyle było ich miesiąca miodowego. Wybuch wojny w 1939 roku zastał go w okolicach Pszczyny, gdzie dowodził kompanią przeciwpancerną 20. p.p. Tam walki w bitwie granicznej należały do najcięższych, jakie prowadziło Wojsko Polskie w całej kampanii wrześniowej. Świadczą o tym też zapiski we wspomnieniach Juliana: „Nasze armaty 75 mm otworzyły do czołgów ogień. Trzy z siedmiu czołgów zostały trafione. Pozostałe jechały dalej. Z jednej z palących się maszyn wyciągnięto dowódcę z oderwanymi nogami. Po chwili czołg spłonął z resztką załogi, jak drzewo do podpałki. Obsługa mojej armaty strzelała bardzo niecelnie, byli ranni, więc zacząłem strzelać sam z zupełnie otwartego stanowiska. Trafiłem następne cztery czołgi. Gdy zmieniałem stanowisko armaty, pomagał mi młody podchorąży. Nagle został trafiony i padł nieżywy. Ściągnąłem wszystkich rannych do dołu po wybuchu pocisku. Zabezpieczyłem ich przed dalszymi trafieniami i powróciłem do armaty. […] Zdołałem zniszczyć 9 niemieckich czołgów. Jechały na nas dwa ocalałe. Podoficer miał jeszcze trochę nabojów do karabinu przeciwpancernego, udało mu się czołgi uszkodzić i zatrzymać. Nie było już zagrożenia ze strony czołgów i Niemcy nie doszli do naszych pozycji. Jednak artyleria niemiecka rozpoczęła huraganowy ogień. Nie mieliśmy już ani jednego naboju. Byliśmy całkowicie bezbronni”.

Czytaj więcej w najnowszym numerze Gazety Gorlickiej+
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto