Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Julcia i Ania - dla nich każdy grosik jest na wagę zdrowia i sprawności

Halina Gajda
Gdy się urodziły, lekarze nie dawali im większych szans na to, że choćby w części wygrają z chorobą. Ci, którzy nie przekazali swojego jednego procenta, mogą to zrobić na rzecz Julii albo Ani.

Wedle pierwszych diagnoz lekarskich, Julka miała nie chodzić, nie móc samodzielnie funkcjonować. Miała być dzieckiem potrzebującym ciągłej opieki. Tymczasem Julia z roku na rok jest coraz bardziej samodzielna. Jeszcze dwa lata temu potrafiła sama zrobić zaledwie kilka kroków.

Dzisiaj przyszła do nas sama. Wózek, który jeszcze do niedawna był nieodłącznym towarzyszem jej życia, coraz częściej zostaje w domu. Chyba, że Julia postanowi pozwiedzać galerie handlowe. Jak każda kobieta, nawet ta najmłodsza, lubi ładnie się ubrać. Niewiele ponad miesiąc temu przeszła skomplikowaną operację naciągnięcia mięśnia prawej powieki, która opadała jej od urodzenia.

- Gdy tylko wybudziła się z narkozy, od razu rozpoczęła obdzwanianie całej rodziny, by złożyć sprawozdanie z tego jak się czuje - opowiada Anna Mazur-Kokoczka, mama dziewczynki.

To, że Jula jest w tak dobrej kondycji, to przede wszystkim jej zasługa. Nie będzie nad wyrost powiedzieć - że tylko dzięki zawziętości mamy i oporowi na sugestie, by dać sobie spokój ze żmudną rehabilitacją, Julia chodzi do szkoły jak inne dzieci, śmieje się, coraz więcej potrafi zrobić sama. Na dodatek, jest piątkową uczennicą, choć nie ukrywa, że ma kilka szkolnych słabych punktów.

- Bardzo lubię panią od matematyki, ale matematyki już nie za bardzo - mówi ze śmiechem.

Julci często nie ma w szkole - turnusy rehabilitacyjne, wyjazdy do specjalistycznych ośrodków, które zajmują się leczeniem dzieci z miopatią, bo to właśnie to schorzenie jest przyczyną niepełnosprawności dziewczynki, wymaga poświęcenia czasu. I niestety - sporych pieniędzy. Mama zbiera fundusze, gdzie tylko może, przede wszystkim poprzez darowizny z jednego procenta. Stąd dzisiejszy apel: nie oddawajmy pieniędzy państwu, przekażmy je na jakąkolwiek pomoc.

- Kilka dni temu wróciliśmy z Rzeszowa. Byłyśmy na przymiarce specjalnych łusek, które wkrótce Julia będzie zakładała do spania. To kolejny etap rehabilitacji, który ma zapobiec ewentualnym kłopotom z chodzeniem - wyjaśnia.

Julia, za czasem bolesnymi ćwiczeniami nie przepada, ale doskonale wie, że inaczej nie można. Czasem posmutnieje, czasem łezka się jej w oku zakręci, ale ćwiczy. Motywują ją nie tylko najbliżsi, ale i koledzy ze szkoły. Ma trójkę naprawdę wiernych: Marcina, Wiktorię i Amelkę.

- Pomagaja w noszeniu ciężkiego tornistra, przychodzą z zeszytami, gdy nie ma mnie w szkole, dzwonią gdy jestem w szpitalu i zawsze mają dla mnie czas - opowiada z przejęciem dziewczynka.

Wielogodzinne ćwiczenia przynoszą także efekty w przypadku Ani Kwaśnik. Dziewczynka skończy w tym roku sześć lat. Czas, gdy jej życiu zagrażało prawdziwe niebezpieczeństwo na szczęście już minął. Dziewczynka chodzi do przedszkola Caritasu, drobnymi kroczkami osiąga kolejne szczeble w rozwoju. Na tyle, na ile tylko potrafi.

- Po kilku latach karmienia z butelki, zaczyna sama gryźć, może więc prawdziwie smakować. Wcześniej wszystko trzeba było jej miksować. Poza tym wypowiada proste słowa. Potrafi dać nam znać co potrzebuje: że jest głodna, że chce się jej pić, zę najchętniej poszłaby spać - opowiada mama dziewczynki Małgorzata Kwaśnik.
Miesięcznie na rehabilitację potrzebuje około tysiąca złotych. Podobnie jak w przypadku Juli, pieniądze pochodzą głównie z jednego procenta.

- Przedszkole dało jej naprawdę dużo, przede wszystkim kontakt z innymi dziećmi, który ona naprawdę lubi. Poza tym ma tam rehabilitanta i logopedę, świetnych fachowców, którzy potrafią zachęcić ją do pracy - opowiada dalej mama.

Ania jest pod stałą opieką kilku specjalistów. Chodzi przede wszystkim o prawidłowe funkcjonowanie zastawki, która odprowadza płyn mózgowo-rdzeniowy. Na razie wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ania, ze względu na wielość różnych dolegliwości, z którymi się zmaga, miewa lepsze i gorsze dni. Największa zmorą są nawracające infekcje dróg moczowych. To wynik między innymi tego, że Anulka ma tylko jedną nerkę, na dodatek cały czas jest cewnikowana.

- Czasem Bóg zsyła na ziemię anioły. Ania jest takim naszym aniołem - mówi na koniec.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto