Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jej pączki są najlepsze! Tajemnica smaku tkwi w czułości do ciasta...

Halina Gajda
Halina Gajda
Jeden pączek ma około 250 kalorii. Zważywszy na to, są tacy, którzy potrafią się wstrzymać choćby przed najmniejszym kęsem, ale większość stara się nie analizować dietetycznych wyliczanek i w karnawale daje upust słodkiemu obżarstwu. Apogeum tego następuje w Tłusty Czwartek. Wtedy już nie tylko tradycja obowiązuje, ale też mus, bo według ludowych przesądów, kto nie zje w ten dzień choćby jednego – w dalszym życiu będzie miał pod górkę.

FLESZ - Gotowanie dla relaksu. To nowa pasja Polaków

Na początek trochę prywaty. Co gospodyni, to inna tajemnica na udane pączki. Co do tego, nikt wątpliwości nie ma. Z rodzinnych doświadczeń wysnuwa mi się obraz kuchni, do której nie wolno było wchodzić, bo ruch powietrza był za duży, więc pączki mogło zawiać i zakalec gotowy. W skrajnej sytuacji padało gromkie: no nie przetwieraj (tłum. nie otwieraj) tych drzwi ciągle! Głębszy oddech też nie był zbyt wskazany, bo efekt mógł ten sam. O wpatrywaniu się w stolnicę pokrytą wyrośniętymi kulami – nie wspomnę: nie rusz, nie dotykaj, daj spokój, niech rosną. I tak przez dwie godziny, a czasem i dłużej. Nic to nie zmieniało, że amatorów na ciepły wypiek nie brakowało. I na nic były ostrzeżenia o gorącym cieście, które miało się rzekomo chorobliwie przykleić do żołądka i dawać skutek w postaci, której każdy może się domyślić.
Dziwne, że przez lata nikt takich doświadczeń nie miał, choć ciepłe pączuchy pożerał w trzech kęsach.

Męska ręka, porządna setka i skrytka pod wanną

[/sc]
Bożena Miarecka, choć zastrzega skromnie, że mistrzynią nie jest, to o wypieku opowiada z pasją w oczach. W nich można wyczytać i zobaczyć rosnące w ciepłej kuchni, miskę z marmoladą, koniecznie z dodatkiem róży, garnek z gorącym smalcem i koniecznie cukier puder do posypania. Obowiązkowym składnikiem jest także porządna dawka porządnego alkoholu – ciasto się nie pali, nie pije tłuszczu i ma aromat. Wanilia, skórka cytryny to tylko drobne uzupełnienie. Już zapowiada, że na tłusty czwartek na pewno solidną porcję przygotuje. Ma plan działania.
- Rozczyn koniecznie trzeba zrobić rano – instruuje. - Żeby sobie wyrósł, a później lekko opadł – dodaje.
Między jednym etapem a drugim ma czas na obiad, ogarniecie domu. Gdy wszyscy się posilą i pójdą poleniuchować albo po prostu do swoich zajęć, zacznie się zasadnicza część pracy. Córka pani Bożeny, Karolina komentuje tutaj, że tak naprawdę, to chodzi o to, że pączkowe ciasto musi mieć święty spokój. Nie rusz, nie dotykaj, zostaw – słyszą najczęściej domownicy. Z jednym wyjątkiem.
- Ciastu potrzebna jest silna ręka – przyznaje. - Pewnie, że wyrobię sama, ale krzepy i energii nic nie zastąpi – mówi z przekonaniem.
Do akcji angażowana jest więc męską część rodziny. I w zasadzie na tym się kończy ich pomoc, bo resztę pani Bożena robi sama.
- Ciepło, ciepełko w kuchni. Musi być! Takie 25 stopni Celsjusza to minimum. Czasem, dla lepszego efektu uruchamiam jeszcze piekarnik, żeby ciepła było jeszcze więcej – zdradza.
Dla pączków wybiera smalec. Żadne współczesne wynalazki, najlepsze oleje, o oliwie z oliwek nie ma nawet co wspominać. Porządny wieprzowy tłuszczyk, najlepiej ze sprawdzonego, czyli swojego źródła. Sklepowe miewają dodatki, które pączkowy kuchenny porządek mogą zburzyć – pączki kipieć zaczną albo nie daj Bóg – palić. I co wtedy? Na taki zbytek, nie można sobie pozwolić, zwłaszcza gdy za ścianą kilka osób nerwowo przełyka ślinę i czeka na finał. Na kartach rodzinnej historii zapisana jest opowieść o tym, jak to brat rodzony pani Bożeny, wielbiciel przysmaku, zabezpieczał go na swój sposób. Wobec takiego wyznania trudno przejść obojętnie. Szczegóły są wręcz konieczne!
- Brat, miłośnik wszystkiego, co słodkie pół-żartem pół-serio, przy każdych pączkach, gotowe wykradał ze spiżarni i chował. Gdzie się tylko dało. W bieliźniarce, w rzadko otwieranych szafach, a nawet pod domową wanną - wspomina. - Później, gdy pączkach zostawało tylko wspomnienie i chęć na kolejne, on dumny z siebie wkraczał do kuchni czy pokoju, gdzie akurat zgromadziła się rodzina i planowała kolejne pieczenie, by postawić przed wszystkimi zachomikowany talerz – dodaje.

Weźmij cztery łuty drożdży i dwadzieścia żółtek...

Z pączkami nie od razu było tak gładko i smacznie. Zanim do pączków dodano drożdży, niejeden na tych pączkach zęby stracił. Ale od początku. Pączki były znane w starożytnym Rzymie. Początkowo nie były przygotowywane na słodko - słodki pączek jest zapewne zapożyczeniem z kuchni arabskiej. Również w kuchni polskiej pączki miały postać ciasta nadziewanego słoniną, spożywanego przy zapustach. Pączki przyrządzane na słodko zaczęły się pojawiać w Polsce dopiero w XVI wieku. Kulisty kształt przysmaku pochodzi z XVIII wieku, gdy zaczęto używać do wypieku drożdży, przez co ciasto stało się bardziej puszyste.
- Ciasta także francuskie, torty, pasztety, biszkopty i inne, pączki nawet - wydoskonaliło się to do stopnia jak najwyższego. Staroświeckim pączkiem trafiwszy w oko mógłby go podsinić, dziś pączek jest tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku znowu się rozciąga i pęcznieje do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska – pisał Jerzy Kitowicz, ksiądz, polski historyk, pamiętnikarz i korespondent polityczny.
Do kuchennego kanonu weszły poradniki i książki kucharskie autorstwa Lucyny Ćwierciakiewiczowej. W wydanej w 1866 roku książce "Jedyne praktyczne przepisy wszelkich zapasów spiżarnianych oraz pieczenia ciast", proponuje pączki z 20 żółtek i 15 jaj! Smażone oczywiście na „szmalcu”. Sam opis przygotowania wywołuje ciarki na plecach, a w wielu kobiecych głowach zalega się myśl: dam radę takie zrobić?
- Pół kwartą mleka gorącego zaparzyć pół kwarty mąki i doskonale wyrobić, gdy przestygnie wlać 4 łuty drożdży, rozdrobnionych w kwaterce mleka zimnego. Gdy to wyrośnie wsypać pół funta cukru, 20 żółtek i 15 całych jaj, dla zapachu trochę gorzkich migdałów i sypać tyle mąki, aby ciasto było wolne – wylicza autorka na początek.
Poźniej, nie łatwiej: ciasto należy wyrabiać godzinę…
- Na wyrabianiu ciasta bowiem zależy dobroć pączków – przekonuje autorka.
-Gdy dostatecznie wyrobione dodać pół funta masła młodego rozpuszczonego trochę; gdy zacznie ciasto dobrze rosnąć, wyrzucić lekko na stolnicę mąką posypaną, rozciągnąć ręką, dobrze nakładać konfiturami, których powinno być wiele i to bez syropu – instruuje.
Nadzienie też nie byle jakie - nie inne jak wiśniowe, malinowe lub marmolada gęsta bardzo.
I kolejna instrukcja: zawijać, jak pierogi, szklanką obrzynać, obsypać mąką i układać na sito w ciepłem miejscu; jak dobrze podrosną, wrzucać na gorący szmalec wyrośniętą stroną, w czasie smażenia wstrząsać rondlem. Próbować kawałkiem ciasta czy szmalec gorący, gdyż takowy nigdy się nie zagotuje, choćby się spalił; jeżeli ciasto rzucone rumieni się, to już dobre, jeżeli zaś blade, to jeszcze szmalec nie dość gorący.
- Po wyjęciu natychmiast cukrem obsypać – podkreśla.
Warto tutaj wyjaśnić jednostki miar: 1 łut – ok. 13 gram (łyżeczka), pół funta – 0,2 kg (szklanka)
kwarta – litr.
To tak, gdyby ktoś chciał spróbować przepisu mistrzyni kuchni!

Serdeczne cmoknięcie na dobrze wyrośnięte ciasto

Wracamy do współczesności. Otóż, pączkowe rarytasy pani Bożeny, które wychodzą spod jej ręki, nie mają prawa się nie udać, nie tylko z powodu pieczołowitości, którą otoczone są przygotowania, ale też doświadczenia. Rzecz by można – szkolnego i życiowego.
- Jako młoda dziewczyna poszłam do pracy w cukierni w Bieczu – wspomina. - W karnawale robiło się tam tysiące pączków. Nikt się nade mną specjalnie nie rozczulał, tylko od razu rzucił na głęboką wodę. Ciasto rosło w ogromnych kadziach. Wykładało się je na stół, ważyło i za pomocą specjalnej gilotyny dzieliło na równe części. I w zasadzie tyle było techniki, bo później każdą taką porcję ciasta trzeba było uformować w równą kulkę. Dwie ręce – dwie kulki równocześnie. Oj, trzeba było chwili, żeby się nauczyć sprawie toczyć ciasto lewą ręką – dodaje.
Nauka zrobiła swoje, pączki pani Bożeny, są równe, tej samej wielkości. Żadna wyciekająca marmolada, żadne przypalenia, o zakalcu też nie ma mowy. Mimo tych wszystkich maminych atutów córka ma nieco inne spojrzenie na sprawę.
- Mama, zanim włoży jakiekolwiek ciasto do piekarnika, pączek do garnka z tłuszczem, wysyła całusy – zdradza.
Mama na słowa córki łapie się za głowę: wszystko zauważą, nic zrobić po cichości zrobić nie można!
- Jakoś tak mi się utarło z tymi całusami – przyznaje ze śmiechem. - Taki sposób, żeby wyrosło, ładnie się upiekło i było smaczne – tłumaczy.
Chyba coś w tym jest, bo dzieci, gdy chodziły jeszcze do szkoły, za każdym razem, gdy trzeba było upiec ciasto na klasową imprezę, zgłaszały panią Bożenę, jako pierwsze. I nigdy, ale to nigdy nie zdarzyło się, by komuś nie smakowało!
Współpraca: Magdalena Domańska-Smoleń

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Jej pączki są najlepsze! Tajemnica smaku tkwi w czułości do ciasta... - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto