Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jacek Żerański tym razem wybrał się na wyprawę rowerem z … Mediolanu do Sękowej. Koszt wyprawy wyniósł tylko 650 złotych

Marek Podraza
Marek Podraza
Podczas dwutygodniowej wyprawy pokonał 1500 km , a średnio dziennie jechał 110 km. Do Sękowej wrócił już ze śniegiem
Podczas dwutygodniowej wyprawy pokonał 1500 km , a średnio dziennie jechał 110 km. Do Sękowej wrócił już ze śniegiem Fot. Archiwum Jacka Żerańskiego
Jacek Żerański z Sękowej ma wiele sportowo-turystycznych pasji. Kocha narciarstwo biegowe i turystyczne, bieganie, pływanie kajakiem po różnych zakątkach globu i zwiedzanie świata na dwóch kółkach i twardym siodełku. Tym razem postanowił późną jesienią przejechać się na rowerze z … Mediolanu do Sękowej, ale drogę wybrał przez Alpy.

Chciał w ten sposób powitać pierwszą swoją emeryturę.

- Pomysł na rowerową wyprawę przez Alpy siedział w mojej głowie od dawna i czekał na realizację. Impulsem było, osiągniecie wieku emerytalnego i przyznanie mi pierwszej emerytury. Szybka decyzja podjęta została dokładnie tydzień przed wyjazdem – zaczyna swoją opowieść.

Kupił bilet lotniczy do Mediolanu, zapakował stary sprawdzony rower i połatany namiot w pokrowiec i ruszył w drogę.

- Bardzo chciałem przejechać rowerem przez Alpy, więc trasę wyznaczyłem sobie przez pięć krajów. Z Włoch do Austrii, potem do Słowenii przez Węgry i Słowację. Uległa ona w czasie wyprawy niewielkiej modyfikacji, gdyż niektóre przełęcze alpejskie były już zamknięte i nieprzejezdne – opowiada o rowerowej przygodzie.

Mimo tego cel wyprawy został osiągnięty w stu procentach. Startując z Mediolanu leżącego na wysokości 122 m. n.p.m wspiął się na rowerze na przełęcz Tonale na wysokość 1883 m. n. p. m.

- Dodatkowo były jeszcze inne przełęcze górskie. Najtrudniejsza z nich Aprica (1182 m.n.p.m ) łagodna w Toblach 1241 m.n.p.m oraz później przełęcz Besnik w Nizkich Tatrach na Słowacji – mówi Jacek Żerański o pokonywanej trasie.

Podczas podróży udało mu się zwiedzić przepiękne krainy. Między innymi bogatą Lombardię z urokliwym jeziorem Como i doliną Addy oraz górski Tyrol z niepowtarzalną architekturą i bardzo uprzejmą ludnością.

- Ku mojemu zaskoczeniu mówiącą na co dzień po niemiecku. Tereny Austrii to również Tyrol i Karyntia z malowniczą doliną rzeki Drau i wspaniałą ścieżką rowerową wzdłuż doliny wśród winnic, pastwisk, poprowadzoną przez stare górskie wioski. W Słowenii kontynuowałem jazdę wzdłuż tej samej rzeki noszącej tu nazwę Drava do Mariboru skąd wyjechałem na równiny w stronę Węgier – opowiada dalej.

Nizinne Węgry też miały wiele uroku i pozwoliły mu odpocząć. Przepiękna była też równina naddunajska na Słowacji.

- Na deser była podróż przez Słowację doliną Hronu z kulminacją na przełęczy Besnik 994 m.n.p.m potem przez Spisz do Muszyny i już byłem … w rodzinnej Sękowej – dodaje Jacek Żerański.

Jego podróż obfitowała w bardzo miłe chwile podczas spotkań z innymi rowerzystami oraz mieszkańcami, którzy byli bardzo zainteresowani jego osobą.  
- Europa jest pięknym kontynentem, czo nie zawsze dostrzegamy, pędząc samochodem. Widać to natomiast zwiedzając każdy zakątek metr po metrze na rowerze. Przygód było mnóstwo. Z nocnych to wielokrotne budzenie przez zwierzęta. Raz był to tętent przebiegającego obok namiotu stada zwierząt, innym razem pochrząkiwania grupki żerujących dzików. Innej nocy zerwałem się, bo tuż za namiotem zaszczekał mi przeraźliwie  koziołek – opowiada z uśmiechem.

Były też momenty stresujące. Na Słowacji lokalna droga, którą jechał, kończyła się wjazdem na autostradę. Nie było alternatywnej drogi obok.

- Było ciemno, pomyślałem sobie, przemknę dyskretnie autostradą do następnego zjazdu, nikt nie zauważy. Niestety zauważyli wszyscy, co drugi samochód trąbił na mnie wkrótce cała okolica wiedziała "Rower na autostradzie". Na szczęście policja nie wykazała się czujnością i te kilkaset euro zostało w mojej kieszeni - podkreśla z uśmiechem.

Innym dramatycznym momentem był przejazd kolejowy w miejscowości Velka Lomnica na Spiszu. Drogę przecinają tu tory kolejowe pod bardzo dużym kątem. Chcąc przejechać szybko, bo za nim był sznur samochodów, przednie koło wpadło mu w szynę.

- Rower został na torach, a ja przez kierownicę wylądowałem parę metrów dalej na asfalcie. Samochody stanęły, kierowcy wyszli pomóc, ale pozbierałem się w trzy minuty i pojechałem dalej.  Niełatwy był też dziesięciokilometrowy zjazd z przełęczy Besnik. Jadąc pod górę w padającym śniegu, namokłem, a potem podczas zjazdu ubranie tak zamarzło, że miałem wrażenie, że się złamie. Nie mogłem się wyprostować. Na dodatek okazało się, że w linkach hamulcowych miałem wodę, która zamarzła i zablokowała cały układ. Udało się uruchomić tylko jeden hamulec i jakoś zjechałem - dodaje nasz podróżnik.

Podczas dwutygodniowej wyprawy pokonał 1500 km. Średnio dziennie pokonywał około 110 km. Niestety krótki listopadowy dzień wymuszał krótsze odcinki, bo po godzinie 16 już robiło się ciemno. Wszystkie noce spędził w namiocie, a raz zalał go deszcz.
- A na koniec zasypał mnie śnieg i mróz tak ścisnął, że w nocy wstawałem i ubierałem na siebie wszystko, co miałem. Nie miałem niestety zimowych opon z kolcami i gdyby drogi nie posypali, to bym ani nie wyjechał do góry, ani nie zjechał. I na koniec trochę ekonomii, gdyby ktoś chciał iść w moje ślady: - Bilet lotniczy Kraków -Mediolan kosztował 360 zł, koszty wyżywienia na trasie wyniosły około 290 zł, a razem cały koszt wyprawy wyniósł 650 zł - mówi na koniec z uśmiechem.
 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jacek Żerański tym razem wybrał się na wyprawę rowerem z … Mediolanu do Sękowej. Koszt wyprawy wyniósł tylko 650 złotych - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto