Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia rodziny Zielińskich ma szczęśliwe zakończenie. Mają dom!

Halina Gajda
ot. halina gajda, um Gorlice/Teodor Włosek
Jacek Zieliński wreszcie jest spokojny - on i rodzina mają dach nad głową. Miasto przychyliło się do jego wniosku o przyznanie mieszkania socjalnego. Ostatnie miesiące wywróciły rodzinie życie do góry nogami - dowiedział się, że ma raka, choroba sprawiła, że musiał zrezygnować z pracy, a na dodatek kończyła mu się umowa najmu mieszkania, którego właściciel miał swoje plany, co do niego.

Losy mieszkania socjalnego ważyły się przez kilka miesięcy. O takie nie jest łatwo, bo chętnych też nie brakuje. Miasto ztłumaczy, że musi trzymać się zasad, wytycznych, przepisów. O kłopotach rodziny pisaliśmy jeszcze w minionym roku. Dzisiaj możemy się cieszyć razem z nimi - na początku kwietnia odebrali decyzję, że lokal został rodzinie przyznany.

Na nowym będą spokojnie urządzać się na raty

Jacek Zieliński, dokument z informacją o przyznaniu mieszkania pokazuje niemal z pietyzmem. - Na razie trwa tam porządkowanie po porzednim lokatorze - opowiada. - Powoli jednak zaczynamy pakowanie - dodaje z wyraźnym uśmiechem.

Mieszkanie nie jest szczególnie luksusowe - dwa pokoje, kuchnia, łazienka, jakiś przedpokój w starym, ale tyle, co wyremontowanym bloku. Trzeba będzie zrobić tam mały remont. Jakoś się tym nie martwią. Wszystko można zrobić po kolei. Nie trzeba, żeby było od ręki.
- Pewnie na pierwszy rzut pójdą ściany - mówi Zieliński. - Poprzednik miał zamiłowanie do bardzo intensywnych kolorów. Pewnie trudno będzie je zamalować, ale nic to. Damy radę - śmieje się.

Ciałem są jeszcze na starych śmieciach, ale myślami już w nowym mieszkaniu. To nic, że nie ma mebli do kuchni, tysiąca innych mniej czy bardziej potrzebnych rzeczy. Ważne jest, że wreszcie mają pewny kąt. Obejdą się tym, co mają. Brakujące wyposażenie można przecież kupić na serwisach aukcyjnych. Nic nie przeszkadza, że z drugiej ręki. Czasem wystarczy kilka ruchów pędzlem, jakieś dekory, żeby wyglądały jak z firmowego katalogu zamówień. Oboje z żoną mają wprawę w drobnym rękodziele. Najważniejsze, że w kuchni są stół i krzesła.
- I nowa kuchenka z piekarnikiem - zwraca uwagę Zieliński i zaczyna się śmiać. - Żona uwielbia piec i gotować, więc najważniejszy atrybut domu ma - dodaje.

Pomoc w remoncie obiecali bliscy, znajomi, przyjaciele. Żona pana Jacka ostrzy sobie zęby na układanie paneli. Znaleźli już odpowiednie i niedrogie. Teraz się przekomarzają, kto potrafi lepiej to zrobić. - No to będziemy mieli konkurencję: ja jeden pokój, ona drugi - mówi z przekąsem. - Tylko kto to oceni - dowcipkuje.

Choroba też chyba odpuściła. Jest dobrej myśli

Dobrych informacji jest więcej. Pan Jacek zakończył właśnie ostatni cykl chemio i radioterapii. Ma ich na koncie sześć.
- Na początku maja mam mieć jeszcze kontrolną tomografię - przyznaje pan Jacek.

Wierzy, że nie powinno być źle, bo w cząstkowych badań wynika, że złośliwy guz, którego miał na płucach, zmniejszył się znacznie. Teraz musi po prostu o siebie zadbać. O pracy niestety na razie nie ma mowy. Nie tylko ze względu na nowotwór, ale nadkrwistość. Choroba sprowadza się do tego, że jego organizm produkuje za dużo czerwonych krwinek. Trzeba tego bardzo pilnować. Gdy jest już bardzo źle - najskuteczniejszym lekiem są upusty krwi. Na razie nie może też rozstać się z respiratorem i koncentratorem tlenu. - Podłączam się pod niego na noc - mówi. - Wymusza oddychanie - dodaje.

Czuje się wprawdzie lepiej, ale z decyzją lekarzy nie dyskutuje. Kazali korzystać z urządzenia, robi to. Tyle. - Mam bezterminowo przyznaną pierwszą grupę inwalidzką - przyznaje. - Mimo wszystko chciałbym kiedyś wrócić do pracy. Może nie na koparki, jak przed chorobą, ale do jakiejkolwiek innej, żeby się jeszcze poczuć potrzebnym zawodowo - opowiada o marzeniach.

Nie przejmuje się i tym, że mieszkanie, które dostali jest na drugim końcu miasta, konkretnie w Gliniku. Teraz córka, i syn przedszkolei szkołę mają pod nosem. Po przeprowadzce będzie trzeba się przyzwyczaić, że budzik zadzwoni trochę wcześniej. Świat się przez to nie zawali. Ostatecznie, jakby już bardzo „biło żabami” albo trwała zawierucha, można przecież podjechać nawet autobusem.

Byle tylko się wreszcie przeprowadzić.

WIDEO: Barometr Bartusia. Czy coś grozi firmom z Małopolski?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Historia rodziny Zielińskich ma szczęśliwe zakończenie. Mają dom! - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto