Zbigniew W. zajmował z żoną Anną W. parter w zadbanym i schludnym domu w gminie Łużna. Piętro zamieszkiwał ich syn oraz córka z mężem i trójką małoletnich dzieci. Teść od dawna nie miał najlepszych relacji z zięciem, dochodziło między nimi do kłótni, przepychanek, wyzwisk.
Zbigniew W. był niezadowolony, że Jacek K. stosuje przemoc wobec żony i dzieci, nie ma stałej pracy, nie zajmuje się właściwie rodziną. Do awantur dochodziło też z błahych powodów. Teść wypominał zięciowi, że nie skończył elewacji domu oraz że... pochodzi z sąsiedniej wsi, z Szalowej. Czasem groził zięciowi nożem i siekierą, na miejscu kilka razy interweniowała policja.
10 lipca ub.r. kolejna taka kłótnia miała tragiczny przebieg. Nietrzeźwy Jacek K. wrócił tego dnia z Warszawy, gdzie dorywczo dorabiał na budowach. Na widok teścia nerwy nie wytrzymały i mężczyźni od razu zaczęli obrzucać się wyzwiskami, Zbigniew W. wziął do ręki nóż. - No chodź, wpakuj mi go tutaj - Jacek K. prowokacyjnie poniósł podkoszulek i pokazał brzuch. Zapędy nietrzeźwych mężczyzn studziła 51-letnia Anna W., ale gdy zostali sami, Zbigniew W. zaatakował zięcia masarskim nożem o długości ostrza 20 cm i zadał mu jeden cios w brzuch, rana okazała się śmiertelna.
- Coś ty zrobił? - krzyknęła do męża zszokowana Anna W., gdy wróciła do domu po skończeniu prac gospodarskich. Pierwsza zobaczyła rannego zięcia leżącego na podłodze. Krzyczała tak głośno, że z pokoju wybiegła jej wnuczka, ale na widok zakrwawionego ojca dziewczynka uciekła z powrotem.
- Chyba go zabiłem... - nie krył Zbigniew W. Żona zaczęła ratować zięcia, obmywała go z krwi, potem wysłała męża do sąsiada, by wezwał karetkę. Gdy została sama, mopem wytarła krew z podłogi, umyła zakrwawiony nóż. Gdy na miejscu zjawili się lekarze, stwierdzili zgon Jacka K.
Gorlicka prokuratura oskarżyła Annę W. o zacieranie śladów zbrodni, a Zbigniewa W. o zabójstwo. Sąd jednak uniewinnił kobietę, bo uznał, że nie utrudniała śledztwa, a tylko odruchowo zmyła krew przed przyjazdem załogi karetki. Świadkowie zeznali, że kobieta miała zamiłowanie do porządku i czystości. Z kolei Zbigniew W. nie przyznawał się do winy i przekonywał, że zięć sam nadział się na nóż, gdy w trakcie awantury popchnął go rękami.
Jednak biegli wykluczyli taki mechanizm powstania obrażeń, bo gdyby tak było, to Jacek K. upadłby na plecy, a przecież ranę miał na brzuchu. Lekarze psychiatrzy stwierdzili ponadto, że oskarżony miał ograniczoną poczytalność w chwili popełniania zbrodni. Dopiero przed sądem oskarżony przyznał się do winy, został skazany na 8 lat więzienia. Sąd Apelacyjny w Krakowie utrzymał teraz ten wyrok w mocy.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?