Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorlice. Połóż kwiaty w moim imieniu na grobie Helenki - prosi Toni Stransky

Halina Gajda
fot. agnieszka nigbor-chmura
Gdy kilka tygodni temu pisaliśmy o wojennej przyjaźni gorliczanki Heleny Stabach z Żydówką Tonką, nikt z nas nie spodziewał się, że z tą ostatnią uda nam się nawiązać kontakt. Do Gorlic przyszedł list

Mieczysław Samsonowicz nie kryje wzruszenia, ale też zaskoczenia, gdy pokazuje adresowany do niego list. Nadawcą jest Toni Stransky, przyjaciółka z czasów wojny Heleny Stabach, jego zmarłej mamy. O historii wielkiej przyjaźni pochodzącej z Gorlic Żydówki i pani Heleny pisaliśmy kilka tygodni temu. - Niedługo po publikacji, wysłałem na znaleziony adres jej syna Marka, artykuł oraz kopie listów, które pisały do siebie Toni i moja mama - opowiada pan Mieczysław.

Tuż po świętach nadeszła odpowiedź.

Po ćwierćwieczu milczenia przyszedł list

List jest krótki. Napisany na kartce w linie. Gołym okiem widać, że z wysiłkiem. Na kopercie stempel pocztowy z datą 8 grudnia tego roku. - Piszę, ale wiem, że moja polszczyzna bardzo się popsuła, tak jak i pismo - czytamy w pierwszych słowach.

Nie ma się co dziwić, Toni ma dzisiaj ponad 90 lat. Za sobą pobyt w gettcie, potem w obozie w Auschwitz - codzienny strach o życie. Z Heleną poznały się, gdy mieszkały w Gorlicach. Miały wspólnych przyjaciół, radości, młodzieńcze troski. Wszystko skończyło się z chwilą powstania getta.

Pani Helena, wówczas 17-latka nie zapomniała o koleżance, pomagała jej, jak tylko potrafiła - donosiła żywność, potrzebne leki czy odzież. Kontakt między dziewczynami urwał się, gdy Toni razem ze swoją mamą trafiła do Auschwitz. Wydawało się, że to już koniec, że nigdy się nie zobaczą. Przecież stamtąd niewielu udało się wyjść.

- Jakimś cudem obie przeżyły gehennę. Mama opowiadał potem, że matka Tonki mieszkała u nas przez krótki czas, ale trudno było się oprzeć wrażeniu, że to zupełnie inny, niż przed obozem człowiek - wspomina pan Mieczysław.
Niedługo po wojnie, Żydówki wyjechały do Stanów Zjednoczonych, gdzie był ich mąż i ojciec.

Tonka, do Polski przyjechała w latach siedemdziesiątych, już jako mężatka. Odwiedziła Gorlice i przyjaciółkę z czasów wojny. Podczas wizyty w domu pani Heleny, gdy zobaczyła wiszący na ścianie krzyż, zdjęła go i przycisnęła mocno do piersi. Potem ucałowała, mówiąc: dzięki tobie żyję. Potem przyjechała do Polski jeszcze dwu, może trzykrotnie, między innymi z mężem Otto na targi poznańskie. Kontakt z Tonką urwał się w 1992 roku. Okazało się, że na kolejne 25 lat.

Skomplikowane wieści zza oceanu

Podczas pracy nad materiałem o pani Helenie, w waszyngtońskim muzeum holokaustu udało nam się trafić na wspomnienia Toni z czasów wojny i pobytu w obozie koncentracyjnym. Zostały nagrane w 2013 roku. Zatliła się w nas iskierka nadziei, że być może Toni żyje i warto byłoby poinformować ją o śmierci pani Heleny.

- Rodzinnie uznaliśmy, że warto spróbować zwrócić się z prośbą o ewentualne udostępnienie materiałów, które zebrane zostały w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie - mówi dalej pan Mieczysław. - Napisaliśmy więc email z krótką historią mamy i Toni - dodaje.

Odpowiedź przyszła bardzo szybko - pracująca w muzeum Megan Lewis potwierdziła, że mają w zasobach opowieść Toni, tyle że na razie w formie nagrania, które czeka na digitalizację, dzięki której będzie dostępne przez internet. Zapewniła, że gdy tylko zabieg zostanie przeprowadzony, poinformuje o tym Samsonowiczów.

Kolejnym tropem były adresy synów Toni, również znalezione w sieci. - Wiedziałem, że jeden z nich miał na imię Mark. Z tego, co mówiła mama, pamiętałem, że mieszkali w Nowym Jorku, w dzielnicy Forest Hills - opisuje dalej.
W miarę dokładny adres był dobrym punktem zaczepienia. Rodzina napisała list, wysłała go za ocean. - Dołączyliśmy informację o śmierci mamy i materiał, który ukazał się w Gazecie Gorlickiej - mówi dalej pan Mieczysław.
Równocześnie kontakt z Tonką próbował nawiązać Ira Goetz, prezes Towarzystwa Żydów Biecza w Nowym Jorku. Po kilku dniach oczekiwania, przyszły od niego wieści, że Toni żyje, ale nie chce wracać do trudnych dla niej wspomnień. Miała mu tłumaczyć, że jest już na to zbyt wiekowa.

Goetz zaproponował, że prześle jej pocztą materiały, które dostał z Polski, ale ona miała go poprosić, żeby tego nie robił. Nadzieja na kontakt zgasła.

- Wszędzie, gdzie pisaliśmy, mocno zaznaczaliśmy, że nie oczekujemy niczego od Toni. Chcemy jedynie powiedzieć jej, że mama przed rokiem zmarła, a mimo wieku - często wspominała przyjaciółkę z młodości - podkreśla Mieczysław Samsonowicz.

Uznali, że byłoby to swoistym dopełnieniem ich przyjaźni. Międzyczasie, zupełnym przypadkiem, okazało się, że są jeszcze gorliczanie, którzy pamiętają mamę Toni. Krystyna Gumułka, dzisiaj prawie 90-latka, przypomina sobie, że mieszkały przy ul. 3 Maja, w kamienicy, w której jeszcze niedawno był zakład fryzjerski.

- Prowadziła salon Bella, więc większość mieszkańców tak właśnie o niej mówiła - wspominała pani Krystyna. - Pamiętam, że po wojnie, po wyzwoleniu obozu, mieszkały jeszcze przez krótki czas w Gorlicach - dodaje.

Prośba Toni: połóż kwiaty w moim imieniu

Co skłoniło Toni do zmiany zdania - tego nie wiemy. Tak czy owak, te kilka słów skreślonych na kartce, dla gorliczan jest niezwykle ważne.

- Pisze w nim o poważnym wypadku, któremu uległa - upadła w windzie, łamiąc ręce i nogi, poważnie raniąc się przy tym w głowę. Spędziła w szpitalu kilka miesięcy, kolejny rok na rehabilitacji - opowiada.

Toni ma małe mieszkanie. Na co dzień zajmuje się nią opiekunka. -O Helenie nigdy nie zapomnę - czytamy w liście. - Nasza przyjaźń zostanie na wieki. Nasze listy są w Izraelu i Waszyngtonie. Proszę kupić kwiaty ode mnie i położyć na grobie Helenki - prosi Toni.

Tonka, podczas jednego z pobytów w Polsce, zabrała od pani Heleny listy, które między nimi krążyły, gdy Żydówka była w getcie. Tłumaczyła, że chce zrobić sobie pamiątkowe kopie. Gorliczance udało się przepisać kilka z nich. Leżały przez lata w którejś z domowych szuflad. Samsonowicz przypomniał sobie o nich, gdy w Gorlicach było objazdowe Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. Podszedł do nich, opowiedział o historii mamy, dokumentach. Potem przekazał przepisane przez mamę listy.

Pan Mieczysław, gdy tylko dostał korespondencję, i trochę ochłonął z zaskoczenia, poszedł na cmentarz, przeczytał mamie niezwykłą wiadomość, a na nagrobnej płycie położył wiązankę kwiatów.

Tak dopełniła się rodzinna historia.

Gazeta Gorlicka

WIDEO: Poważny program - odc. 5: kariera w Krakowie

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto