Teraz czterech chłopaków z jednej klasy stanie za to przed sądem. Grożą im co najmniej trzy lata więzienia. Sprawa wyszła na jaw pod koniec lutego br., gdy 17-latka została zaczepiona przez swoich kolegów po lekcji historii. 18-letni Sebastian S. miał ją przytrzymać za ubranie, próbował rozbierać, dotykał w miejsca intymne, przewrócił i swoim ciałem dociskał do podłogi. Po chwili przyłączył się do niego 19-letni Patryk M., który przytrzymywał dziewczynę za nogi. Zajście obserwowali 19-letni Grzegorz K. i 19-letni Rafał L.
- Śmiali się, instruowali kolegów, co dalej mają robić dziewczynie - zeznali świadkowie. W końcu pokrzywdzonej udało się uciec. O sprawie pierwsza dowiedziała się jedna z nauczycielek, potem pedagog szkolny, a wieczorem dyrektorka placówki. - Następnego dnia powiadomiłam policję - informuje Pabis-Mazur. Wezwała rodziców chłopców, którzy po rozmowie zabrali dokumenty dzieci i przenieśli je do innej placówki.
Jednak szkoła nie zamiotła sprawy pod dywan. Klasa, do której chodzili wszyscy uczestnicy zajścia, miała zajęcia z pedagogiem. - Pani wytłumaczyła im, co się stało. W spotkaniu uczestniczyliśmy także ja i wychowawca. Raz jeszcze podkreśliliśmy, że poczucie bezpieczeństwa uczniów jest najważniejsze - opowiada dyrektorka.
Młodzież dostała też do wypełnienia ankietę. "Czy uważasz, że decyzja szkoły o usunięciu chłopców była słuszna?" - na takie pytanie odpowiadali uczniowie. Prawie jednogłośnie padło: "tak". - W mojej szkole nie było dla nich miejsca. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której wszyscy siedzą w jednej ławce: sprawcy z ofiarami. Byłoby niepedagogiczne, gdyby nie ponieśli kary. Trzeba im jednak dać szansę, więc dzwoniłam do paru szkół, aby tam trafili. Nie wszyscy chcieli - mówi dyrektorka.
Czterech chłopców drugą szansę dostało w szkole prywatnej. Dyrektorka nowej szkoły mówi: - Decyzja o przyjęciu tych uczniów zapadła po konsultacji z kuratorium. Chciałam pomóc młodym ludziom w zakończeniu nauki. Nie mają jeszcze wyroku, do tego czasu są niewinni.
Ich rodzice co dwa tygodnie mają obowiązek pojawiać się w placówce i utrzymywać stały kontakt z wychowawcami. - Szkoła jest mała, chodzi do niej niewiele ponad 40 osób. Dzięki temu obserwujemy na co dzień uczniów. Wiem, co robią na przerwach i jak się zachowują. Mam większą kontrolę, bo znam każdego z imienia i nazwiska - wyjaśnia dyrektorka.
Romualda Szymczyk, zastępca prokuratora rejonowego w Gorlicach, potwierdza, że akt oskarżenia w ich sprawie trafił już do sądu. - W celu ochrony pokrzywdzonych jeden główny podejrzany miał zakaz zbliżania się do nich, pozostali trafili pod dozory policyjne - dodaje. Pokrzywdzonych, bo w trakcie postępowania ustalono jeszcze jedną dziewczynę, która została skrzywdzona przez kolegów - mieli ją kilka dni wcześniej molestować w toalecie. Obie dziewczyny zeznały, że do podobnych incydentów dochodziło już wcześniej.
Sebastian S. przyznał się do winy. - Chciałem się popisać przed kolegami, żałuję tego, co się stało - powiedział. Podobnie mówi Patryk M. - Ja się tylko w szatni śmiałem z tej sytuacji - wyznają z kolei zgodnie Grzegorz K. i Rafał L.
Grażyna Pabis-Mazur przyznaje zresztą, że jedna z uczennic przyszła do niej i stanęła w obronie chłopców, twierdząc, że w incydent w szatni sprowokowała sama pokrzywdzona. - Cieszę się, że i taki głos padł. Rozmawiałam z tą dziewczyną i wyjaśniłam, że każdy ma godność, nie można kogoś zmuszać do zachowań, które ją naruszają - opowiada dyrektorka. - To wyjaśnienie uczennica przyjęła ze zrozumieniem.
Dziewczyny, które padły ofiarą oskarżonych, nie zgodziły się na rozmowę. - Zwyczajnie się boję. Wszyscy jesteśmy z tego samego regionu. Mam dość, chcę mieć to za sobą - mówi jedna z nich.
- Ciągle mamy przesłuchania, wyjaśnienia. Nie mam już sił - dopowiada druga.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?