Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorlice. Benisz nie pozwalał Żydom umierać z głodu, choć wiedział, że skazuje się na pewną śmierć

Halina Gajda Noga
archiwum rodzinne/jakub kruczek
Jan Benisz, jeden z najbardziej znanych gorliczan, bohater, patriota został pośmiertnie odznaczony tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Będzie to swoiste dopełnienie rodzinnej, niestety tragicznej historii, Jan Benisz został bowiem rozstrzelany w Rozwadowie, ale dzięki niemu, z rąk pewnej śmierci, ocalało wiele osób.

Informacja z Yad Vashem, która kilka dni temu dotarła do Gorlic, jest tak naprawdę zdawkowa. Krótkie pismo opatrzone sygnaturą Instytutu Yad Vashem informuje o przyznaniu tytułu Janowi Beniszowi, kontakcie z ambasadą i to tym, że termin uroczystości zostanie jeszcze ustalony. Niby zwykła kartka papieru, ale z ogromną dawką emocji. W jednej chwili wróciły bowiem wspomnienia, obrazy sprzed lat. Urszula Karasińska, wnuczka Jana Benisza, patrzy na pismo. Bierze głęboki oddech.

- Pamiętam moją mamę, która wspominając okupację i dziadka, często miała łzy w oczach - opowiada. - Siadała czasem przy stole, wpatrywała się gdzieś przed siebie albo w okno i mówiła o swoim tacie z ogromną tęsknotą. Miała przecież tylko piętnaście lat, gdy gestapowcy załomotali do drzwi domu, a potem wyciągnęli z niego dziadka Jana i jego dwóch synów - wspomina dalej.

Wspomnienia o dziadku narysowane przez mamę

Ze wspomnień mamy wie, że Benisz w czasie wojny pracował w magistracie i zajmował się wydawaniem kartek żywnościowych.

- Jako urzędnik, miał co miesiąc podawać Niemcom liczbę mieszkańców miasta. Oni zaś, na tej podstawie wydawali mu kartki na żywność, które z kolei rozprowadzał wśród gorliczan - Polaków, Żydów, przesiedleńców z poznańskiego i partyzantów - opowiada. - Dziadek doskonale zdawał sobie sprawę, w jakich warunkach żyją ludzie w mieście. Celowo zawyżał więc dane i w ten sposób dostawał więcej przydziałów na żywność. Po cichu sam albo poprzez zaufanych ludzi rozdawał je najbiedniejszym mieszkańcom i żydowskim rodzinom - dodaje.

Pani Urszula niedawno trafiła na wspomnienie o dziadku, wsparte słowami profesora Jana Dziopka, który pisał: Benisz był człowiekiem wyjątkowo odważnym, na bohaterską wręcz miarę, myśląc tylko i wyłącznie o sprawie, a nigdy o sobie. I to chyba wszystko, co stanowiło siłę osobowości Benisza. Trzeba tylko dodać rzecz paradoksalną: wszystko, co czynił, wydzierając Niemcom żywność, było oparte... na kłamstwie i oszustwie, którym Benisz, wychowany w harcerskim duchu, najbardziej się brzydził. I to łamanie, najgłębiej kiedyś przestrzeganych zasad, było dla Benisza swoistym dramatem.

- Postać ojca, była dla mojej mamy niezwykle ważna. Mówiła o nim z wielką miłością i czułością. Babcia natomiast do czasów wojny i tego, co się wówczas działo, praktycznie nie wracała. Było to dla niej zbyt bolesne - dodaje pani Urszula.

Jan Benisz był działaczem na rzecz polskości Śląska i znajdował się na niemieckiej czarnej liście. Wyrok śmierci był tylko kwestią czasu. W testamencie, który napisał 31 sierpnia 1939 w Katowicach, zaznaczył z mocą: gdybyśmy wszyscy nawet zginęli, to pamiętaj - tu zwraca się do żony - że spełniliśmy obywatelski obowiązek synów tej ziemi, która nas wydała, a którą kochamy nad życie nasze.

Ani mama, ani babcia nigdy nie zdołały go do końca przeczytać. Nie pozwalały im na to emocje. Zrobiła to dopiero pani Urszula. Zresztą rodzinna historia dotknęła jej niejako dosłownie.

Była już na studiach, gdy do akademika, w którym mieszkała, zadzwoniła Irena Aleksandrowicz. Jak się okazało później, córka adwokata z Gorlic. - Powtarzała, że ona i jej ojciec żyją tylko dzięki mojemu dziadkowi - wspomina dalej.

Kartki, które dawały ludziom nadzieję na życie

Sabina Bruk, z domu Honigwaschs - nazwisko klucz w sprawie przyznania Janowi Beniszowi tytułu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. To ona w kwietniu 1961 złożyła obszerne zeznanie w tej sprawie. Sabina urodziła się w Gorlicach w maju 1921 roku. Tutaj chodziła do szkoły. Jej mama wysiedlona do Bełżca nigdy z niego nie wróciła, tata zmarł, gdy miała trzy latka.

Tuż po wybuchu wojny, dostała pracę w ratuszu, ale gdy w mieście powstało getto, straciła zatrudnienie.

- Gdy przestałam pracować w magistracie, sytuacja nasza znacznie się pogorszyła. Wówczas przyszedł mi z pomocą Benisz - wspomina Sabina. - Przynosił mi on do getta kartki żywnościowe, które otrzymywali tylko Polacy. Wychodziłam wówczas z getta, nielegalnie, a będąc po stronie aryjskiej, zdejmowałam opaskę i szłam do polskich sklepów, gdzie otrzymywałam na te kartki żywność. Potem nielegalnie wracałam do getta. Tutaj dzieliłam przyniesione jedzenie - opisuje.

Rodzinna kryjówka w cmentarnej krypcie

Gdy zaczęła się likwidacja getta, Benisz znalazł dla Sabiny i jej bliskich kryjówkę w jednym z grobowców na cmentarzu.

- Dom w którym mieszkaliśmy, graniczył z cmentarzem. Zaraz, niedaleko wejścia znajdował się pusty grób. Miejsce to zdradził mu ksiądz proboszcz - zeznawała.

Asekuracyjnie, Benisz znalazł im również dach nad głową u Chwastowiczów. To na wypadek, gdyby okazało się, że mogiła nie jest tak bezpieczna, jak sądził. Rodzina Sabiny zdecydowała się jednak wrócić do getta. Po jego likwidacji okazało się, że z całej rodziny Honigwaschów została tylko ona. Niemcy zostawili ją do pracy na terenie miasta.

Znowu, z pomocą przyszła rodzina Beniszów, którzy ulokowali dziewczynę w folwarku Wrońskich. Gdy wokół zaczęli węszyć gestapowcy, Bienisz i jego współpracownicy znaleźli jej kolejne kryjówki, aż w końcu dziewczyna trafiła do ochronki w Dominikowicach prowadzonej przez siostry służebniczki.

- Przez pierwsze dni mojego pobytu w klasztorze przebywałam w owym pokoju, do którego mnie wprowadzono, gdy tylko przybyłam - opisuje Sabina. - W klasztorze było dużo służby, były nowicjuszki i dlatego należało odpowiednio grunt przygotować, zanim wprowadzono mnie do tego grona. Siedziałam więc przez szereg dni zamknięta w pokoju. Nie wychodziłam ani na chwilę, tutaj jadłam, tutaj piłam - wspominała.

Sabina po wojnie wyjechała z Polski, zmarła w 1991 roku, w Ramat Gan, w Izraelu.

Yad Vashem - Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu w Izraelu przyznał tytuł Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata również bieczanom, rodzinie Kosibów: Tekli i Władysławowi oraz ich synom Rudolfowi i Tadeuszowi Kosibom, w uznaniu za odwagę w ratowaniu życia Izaaka Goetza i Chany Kurz z domu Sternlicht.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto