Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Emeryt z Wadowic chce kasacji wyroku za podawanie się za Żołnierza Wyklętego. Pieniędzy nie odda [WIDEO] AKTUALIZACJA

Bogumił Storch
Bogumił Storch
Stanisław Matuszyk nie przyznaje sie do winy. Mówi, że sądom nie odpuści
Stanisław Matuszyk nie przyznaje sie do winy. Mówi, że sądom nie odpuści Bogumił Storch
Ukarano go, bo twierdził, że w latach 50-tych ub. wieku był członkiem organizacji niepodległościowej Polska Walcząca i za to siedział w więzieniu a nie za napad na konwojentkę w Stryszowie i nielegalne posiadanie broni. 83 - letni Stanisław Matuszyk z Wadowic, skazany prawomocnym wyrokiem na rok więzienia w zawieszeniu na rok i konieczność naprawienia szkody w kwocie 354 tys zł, do winy nadal się nie przyznaje. Co więcej, powiedział "Gazecie Krakowskiej", że będzie domagał się kasacji wyroku przed Sądem Najwyższym. Tłumaczy się teraz, że dowody na jego niewinność przepadły m.in.... w Jeziorze Mucharskim. Majątku, mimo sądowego wyroku, oddać nie zamierza. - Wszystko już i tak przepisałem na wnuczkę - mówi. AKTUALIZACJA

Była styczniowa sobota 2017 r. Wadowiczanie akurat upamiętniali 70. rocznicę śmierci Mieczysława Wądolnego, ps. Mściciel, żołnierza niezłomnego, który zginął tutaj w 1947 roku, podczas walk z komunistami. Lokalne portale skrupulatnie odnotowały na zdjęciach, że w uroczystościach oprócz m.in siostrzenicy Wądolnego, brał udział Stanisław Matuszyk ps. „Góral", były pracownik kina i huty im. Lenina.

Mężczyzna, w odświętnym stroju, opowiadał zgromadzonym o swoich dokonaniach. Robił to także często i chętnie podczas innych uroczystości patriotycznych w regionie i na spotkaniach kombatantów. Zresztą kilka lat wcześniej napisał i wydał książkę na ten temat.

Pod koniec listopada obecnego roku (2021) Matuszyk został skazany prawomocnym wyrokiem na rok więzienia w zawieszeniu na dwanaście miesięcy i konieczność naprawienia szkody w kwocie 354 tys zł. Nakazano mu też, na jego koszt, opublikowanie w lokalnych gazetach informacji o tym orzeczeniu sądu.
Reprezentująca Skarb Państwa radca Sylwia Morek wnosiła o przepadek korzyści majątkowej z przestępstwa, czyli spółdzielczego własnościowe prawo do lokalu mieszkalnego w Wadowicach. Wskazywała, że emeryt kupił lokal w styczniu 2018 r. za pieniądze z odszkodowań i darował je rok później r. swojej wnuczce. Stało się to zaledwie 23 dni po tym, gdy prokurator postawił mu zarzuty w sprawie oszustw.

Pieniądze nie poszły na mieszkanie, ale na leczenie mojego syna

zarzeka się w rozmowie z nami Matuszyk.

Nie chce oddać ani grosza.

Nie chodzi o majątek, zresztą rzeczywiście wszystko jest przepisane na wnuczkę, ani o sam wyrok, bo w moim wieku ciężko, żebym popełnił jakieś przestępstwo podczas tych dwunastu miesięcy i w efekcie poszedł do więzienia. Tak naprawdę chodzi o mój honor i moją godność a także prawdę historyczną

mówi zdenerwowany.
Teraz czeka na pisemne uzasadnienie wyroku.

Przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie przegrałem, ale wystąpię o kasację mojego wyroku do Sądu Najwyższego. Uważam, że sąd pominął istotne fakty i nie dał mi się wypowiedzieć a z racji wieku nie wszystko jestem w stanie dobrze usłyszeć podczas rozprawy

zapowiada.

Boruta kusił go do złego

Wszystko zaczęło się w 2012 roku., gdy Matuszyk do krakowskiego sądu wysłał list, w którym domagał się unieważnienia wyroku za napad rabunkowy z 1959 r. Opisywał w nim, jak został zwerbowany przez Romana P. do tajnej organizacji podziemnej Polska Walcząca. Z jego relacji wynikało, że w tej antykomunistycznej strukturze był z nimi jeszcze kuzyn Andrzej G., a wszystkim kierował mjr Wacław Szczerbakowski ps. "Boruta".

Obiecano mi przerzucenie za granicę, do Austrii, dlatego w ogóle przystąpiłem do tej organizacji. Moja działalność w początkowej fazie Polski Walczącej polegała na rozrzucaniu ulotek, zrywaniu komunistycznych haseł, malowaniu własnych haseł na murach i kamienicach oraz oblewaniu pomników i urzędów państwowych farbą lub innymi chemikaliami

mówi "Gazecie Krakowskiej".

W składanych przed sądem zeznaniach rozwodził się o antykomunistycznej przeszłości, umniejszał rolę w napadach i winą obarczał dowódcę Szczerbakowskiego. Chodzi o napad na konwojentkę, do którego doszło w grudniu 1958 r. w Stryszowie k. Wadowic. Młoda konwojentka zajmowała się przenoszeniem pieniędzy z wagonu pocztowego. Padła ofiarą napadu. Najstarsi mieszkańcy tej miejscowości do dziś pamiętają, że po nim kobiety bały się wychodzić z domu po zmroku.

Faktycznie do tego zdarzenia doszło, ale błędnie mnie z nim powiązano. Pieniądze z napadu, 145 tysięcy złotych, miały zostać przekazane majorowi Borucie. Ja się na to nie zgadzałem. Nie udało się udaremnić tego napadu, nawet uwięziłem jednego z kolegów, ale ataku dokonał kolejny. Nie chciałem, że do ataków dochodziło w mojej rodzinnej miejscowości, gdzie zresztą ojciec był sołtysem

mówi nam Matuszyk (w rozmowie z Gazetą Krakowską zgodził się na publikację imienia i nazwiska)

Nagród za "kombatanctwo" nie odda. Mieszkanie w Wadowicach zdążył przepisać na wnuczkę

W 2013 roku sąd uznał, że faktycznie działał w strukturze antykomunistycznej organizacji. W efekcie wywalczył unieważnienie wyroku za tamten napad.

To z kolei otworzyło mu drogę do starania się o rekompensaty za rzekome krzywdy sprzed lat. Za pierwszym razem wywalczył 101 tys. zł. Tyle mu wpłacono, ale na tym nie poprzestał i wystąpił o unieważnienie drugiego wyroku za nielegalne posiadanie broni. I tym razem sąd uwierzył, że miał pistolet w ramach działalności w nielegalnej organizacji. Wyrok unieważniono, a na konto Stanisława M. wpłynęło dodatkowo 253 tys. zł.

Od tego czasu jego życie zmieniło się na lepsze. Nie tylko uchodził za lokalnego bohatera, udzielał wywiadów, ale też poprawił się status materialny jego i jego rodziny. Z rozpadającego się domku na wsi pod Stryszowem przeprowadził się do dwupokojowego mieszkania w bloku na osiedlu Kopernika w Wadowicach. Kupiono je najprawdopodobniej właśnie za pieniądze z odszkodowania.

Niespodziewanie ktoś jednak postanowił jeszcze raz pogrzebać w sądowych archiwach. Okazało się, że Matuszyk siedział w więzieniu za czyn natury kryminalnej a podziemna organizacja, w której miał bohatersko działać, nie istniała, podobnie jak jej członkowie. Matuszyk, zdaniem prokuratora Andrzeja Babicza, miał to sobie to wszystko wymyślić.

Gdyby taka 100-osobowa organizacja, jak Polska Walcząca, faktycznie istniała to wiedzę o niej musiała by mieć służba bezpieczeństwa, a tak nie było. Zauważyła, że gdy przed laty doszło do zatrzymania Stanisława M. i przeszukania jego zabudowań to nie znaleziono żadnych ulotek, których kolportażem miał się rzekomo zajmować w tamtym czasie w ramach działalności antykomunistycznej

mówiła sędzia Lucyna Juszczyk zwracała uwagę powołując się na świadka i naukowca z IPN.
Staruszek nadal upiera się przy swoim

Sąd mi nie uwierzył, że ludzie o których mówiłem, istnieli naprawdę. Major Wacław Szczerbakowski "Boruta" to mogła nie być osoba, z którą się spotykałem, tylko tak mi powiedział. To mógł być równi dobrze jakiś jego podwładny, być może pod konspiracyjnym pseudonimem. Różne wersje do mnie docierały o jego losach, w tym o śmierci, wiem tylko, że walczył z UPA

mówi.

Prokuratura oskarżyła go o wyłudzenie 354 tys. w postaci niezależnych odszkodowań i zadośćuczynienia z tytułu uznania za nieważne orzeczeń sądowych. Miał też zarzut składania nieprawdziwych zeznań. Cały czas nie przyznaje się do winy, ale jego tłumaczenia brzmią dziwnie.

Materiały, zapiski, które mogły świadczyć jako dowód, przekazałem mojej kuzynce. Zalano wieś Skawce pod Jezioro Mucharskie gdzie mieszkała, ale te zapiski częściowo udało mi się odzyskać i osobiście dostarczyłem je świętej już pamięci profesorowi Januszowi Kurtyce, który wtedy szefował IPN. Dziś już nie może oczywiście tego on poświadczyć, bo zginał w Smoleńsku. Otrzymałem też anonimowy list od syna byłego esbeka, który potwierdza większość moich zeznań i napisał mi, że że służby bezpieczeństwa w tamtym czasie mnie inwigilowały

tłumaczy się "Gazecie Krakowskiej".

Te wymówki nie zdały się na nic. Sąd mu nie uwierzył.

IPN: to my ujawniliśmy oszustwo!

Tymczasem w Wadowicach do, niedawna jeszcze bohatera wyklętego, nikt już z oficjeli nie chce się przyznawać. Mieszkańcy dziwią się natomiast jakim cudem byłemu kryminaliście udało się oszukać historyków z Instytut Pamięci Narodowej.
IPN wydał nawet w tej sprawie oświadczenie. Pracownicy IPN zapewniają w nim, że żadnego błędu nie popełnili, ani nie zostali oszukani przez Matuszyka.

Wręcz przeciwnie, stanął przed sądem po zawiadomieniu złożonym przez Instytut. Na wniosek Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie przeprowadziło kwerendę oraz zgromadziło dokumenty, które wskazują niezbicie, że w latach wcześniejszych sądy oceniające jego działalność zignorowały lub błędnie zinterpretowały wiele faktów i okoliczności. (...) To nie IPN został oszukany, lecz sądy, które w latach wcześniejszych wydawały wyroki w sprawie rzekomej działalności niepodległościowej Stanisława M., mimo braku jakichkolwiek dowodów w archiwum Instytutu. Pełna dokumentacja tych postępowań przekazana została do zasobu IPN i jest dostępna dla badaczy oraz dziennikarzy

czytamy w oświadczeniu IPN.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Emeryt z Wadowic chce kasacji wyroku za podawanie się za Żołnierza Wyklętego. Pieniędzy nie odda [WIDEO] AKTUALIZACJA - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto