Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dr. Ryszard Masłowski: Dom dawał mi wielkie oparcie

Rozmawiała Małgorzata Iskra
Masłowski:­ – „Solidarność” była najważniejszym doświadczeniem z życia społecznego
Masłowski:­ – „Solidarność” była najważniejszym doświadczeniem z życia społecznego FOT. ANNA KACZMARZ
Rozmowa z dr. Ryszardem Masłowskim, pracownikiem naukowym Politechniki Krakowskiej, pierwszym wojewodą Małopolski.

Wiele lat temu wyjechał z Gorlic, wciąż tu wraca, bo jak mówi, nie wyobraża sobie życia bez tego. W 1989 roku czuł, że to czas, by coś zmienić, mocno się w to zaangażował. Dzisiaj polityka już go nie kusi.

Często wraca Pan do Gorlic, w swoje rodzinne strony?

Jako człowiek rodzinny nie wyobrażam sobie życia bez tych powrotów. Przyjeżdżam do Gorlic często, mimo że rodzina się skurczyła – moi rodzice już niestety nie żyją. Na posesji, nieopodal rodzinnego domu, wybudowała swój siostra. Gdy przyjeżdżamy z Krakowa, zatrzymujemy się w tym po rodzicach. Bardzo potrzebuję tych rodzinnych spotkań, wspólnie obchodzonych świąt. Ulica Łokietka, przy której stoi rodzinny dom, jest niezwykłym miejscem: można się tam czuć jak na wsi i obserwować roczny rytm przyrody.

Miał Pan szczęśliwe dzieciństwo?

Dom dawał mi oparcie emocjonalne. Miałem bliską więź z rodzicami, którzy pracując zawodowo – mama w zakładzie krawieckim, a tata w Matizolu – znajdowali czas i chęć, by zajmować się siostrą i mną.

Zostawił Pan w Gorlicach również przyjaciół?

W Gorlicach mieszkałem do matury, którą zdawałem w LO im. Kromera. Do dziś podtrzymuję kontakty z tą szkołą – przyjeżdżam na zjazdy.

Pan też był wojewodą.

Na początku krakowskim, a potem po reformie administracyjnej małopolskim, czyli pierwszym małopolskim.

Jak to się stało, że pracownik naukowy Politechniki Krakowskiej zdecydował się na pracę w administracji rządowej?

Solidarność, która była moim najważniejszym doświadczeniem dotyczącym życia publicznego, stała się tego przyczyną. Gdy się rodziła, byłem na uczelni jej szeregowym członkiem, ale później zostałem delegatem na I zjazd krajowy. Tam wybrano mnie do Komisji Rewizyjnej związku, w której zresztą ciągle działam.

Pamiętam, że w 1989 roku czułem, że jest okazja, by zmieniać kraj, i mocno się w to zaangażowałem. W AWS byłem osobą aktywną, prowadziłem wiele zjazdów. Pełniłem także funkcję wiceprzewodniczącego Zarządu Regionu Małopolska. Przygotowywałem wraz z zespołem program regionalny AWS i być może dlatego moją kandydaturę na wojewodę poparł ówczesny szef małopolskiego regionu „Solidarności” Andrzej Szkaradek. Co ciekawe, wśród wojewodów przeważali wtedy ludzie z wykształceniem technicznym.

Jakoś nie posmakował Pan we władzy, co jest w polskim życiu politycznym rzeczą rzadką.

Będę szczery: jeśli społeczeństwo źle oceniło wtedy rządy AWS i „Solidarności”, to uważałem, że trzeba odejść. Dziś tamten czas oceniany jest lepiej, choćby reformy samorządowe, ale polityka mnie nie kusi. Wróciłem na uczelnię. Nauka i dydaktyka są moimi pasjami. Cieszy mnie, że studenci dobrze oceniają moją pracę. Bardzo się w nią angażuję. Od trzech lat wykładam swój przedmiot również w języku angielskim – dla polskich i zagranicznych studentów. Obserwując ich, nie podzielam opinii, że młodzi ludzie nie interesują się dziś studiami. Jeśli im się pokaże coś w interesujący sposób, wykazują sporą aktywność.

Czym Pan Doktor się zajmuje?

Jestem starszym wykładowcą na Wydziale Inżynierii Lądowej. Zajmuję się mechaniką budowli, a specjalizuję w dynamice. Konkretnie zaś zajmuję się problematyką dotyczącą możliwości redukcji drgań. Moja praca doktorska dotyczyła właśnie tłumików drgań.

Ostatnio zajmowałem się na przykład kominem w Kętach, który drgał nadmiernie pod wpływem wiatru. Z moim udziałem został zaprojektowany dla niego odpowiedni tłumik, który następnie trzeba było dostroić, wykonując odpowiednie pomiary na miejscu.

Ile nauki, a ile praktyki w Pana pracy?

Mam się za inżyniera z naukowym zacięciem. Praca naukowa jest dla mnie ważna, ale satysfakcję daje dopiero fakt, że rozwijana teoria czy pomysł znajdują praktyczne zastosowanie.

A czy studia techniczne to była dla Pana oczywista decyzja?

Już w szkole byłem „ścisły”, choć także z języka polskiego miałem piątkę. Brałem udział w olimpiadach przedmiotowych, a matematyczną okręgową nawet wygrałem. Dla mnie było jasne, że jako mężczyzna muszę wybrać taki zawód, który pozwoli utrzymać rodzinę.

W wyborze kierunku wspierał mnie wujek prof. Stanisław Maniak z Gorlic – wahałem się między elektroniką na AGH a budownictwem na politechnice, w końcu wybrałem budownictwo lądowe.

Chciał się Pan, jak wielu młodych ludzi z małych miast, wyrwać z Gorlic?

Nie planowałem tego, Gorlice mi się podobały i podobają. Jednak trudno się nie zakochać w Krakowie. Gdy więc po ukończeniu studiów dostałem propozycję pracy na uczelni, przyjąłem ją z radością.

Prymus?

Moja małżonka Kazimiera, z którą studiowałem na jednym roku, była lepszą studentką, miała wyższą średnią. Ja byłem szefem koła naukowego, które odnosiło sukcesy.

W nagrodę pojechaliśmy nawet na wycieczkę samolotową do ZSRR, Kraków-Warszawa-Moskwa-Nowosybirsk-Irkuck-Brack. To było nie lada przeżycie.Trasa kolei transyberyjskiej, tyle że w przestworzach. To był koniec lat 70.

Jaki był wtedy Pana stosunek do politycznej rzeczywistości?

Tata był dla mnie autorytetem w sposób naturalny, a o tym, co się działo, miał zdanie zdecydowanie krytyczne. Rodzice, choć bez wielkich słów, negatywnie oceniali komunizm. Takie właśnie myślenie o PRL-u wywiozłem z Gorlic.

Zostałem też tam ukształtowany religijnie – wiara jest dla mnie fundamentem myślenia o życiu, świecie i ludziach. Byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie wspomniał o swoich nauczycielach i wychowawcach z Gorlic. Ich zasługi są nie do przecenienia. Wymienię choćby ks. Emila Stycznia, Emilię Mazelową czy Łucję Kowal.

Czy pobyt w Krakowie coś zmienił w Pana oglądzie świata?

Na pewno dał mi szersze spojrzenie. Wtedy wiele się w Krakowie działo w środowisku akademickim. Śmierć Staszka Pyjasa, powstanie NZS. Nie byłem wprawdzie członkiem NZS, ale solidaryzowałem się z nimi, brałem udział w marszach. Uczestniczyłem też w spotkaniach u dominikanów, a „Beczka” kształtowała nasz patriotyzm.

Jak się dziś powodzi byłemu wojewodzie?

Mieszkam z rodziną w bloku, pewnie dlatego tak chętnie zamieniam miejskie mieszkanie na czas spędzany w gorlickim podmiejskim domku. Niedawno świętowaliśmy z żoną 35. rocznicę naszego ślubu. W domu jest nas czwórka inżynierów. Córka Elżbieta jest absolwentką Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Krakowskiej, a syn Mateusz ukończył telekomunikację na AGH.

Ma Pan czas na pozazawodową aktywność?

Uwielbiam chodzić po górach. Ta pasja zrodziła się jeszcze w czasach szkolnych, zaczynałem od poznawania Beskidu Niskiego. W liceum – w ramach koła PTTK – organizowaliśmy obozy wędrowne, a na studiach każdego roku brałem udział w słynnych Rajdach Politechniki. Były także wakacyjne wyjazdy, na przykład w Bieszczady. Do dziś każdy przyjazd do Gorlic jest sposobnością choćby do małego wypadu w góry.

Książki?

Kiedyś sporo czytałem literatury science fiction, potem fantasy ze wskazaniem na Sapkowskiego. Teraz skupiam się raczej na książkach i publicystyce dotyczącej życia publicznego. Ciągle mnie to interesuje.

A inne pasje?

No cóż, lubię śpiewać i grać. Śpiewam, w gronie przyjaciół, najczęściej piosenki turystyczne i popularne. Gram na gitarze. Takie muzyczne świąteczne i sylwestrowe spotkania gromadzą około 30 osób.

Sylwester, wydawałoby się, winien być roztańczony. Co Pan na to?

Tańczę, tańczę. Zresztą już od podstawówki, gdy to kołu tanecznemu przygrywał do tańca Adzik Sendecki, dziś wybitny muzyk jazzowy. Potem ukończyłem kurs tańca towarzyskiego.

Wydaje się być coś niezwykłego w atmosferze Gorlic, Bobowej i okolic, skoro wydały wielu ludzi nauki czy artystów.

Piękne otoczenie zawsze wpływa na człowieka, o środowisku światłych nauczycieli już wspominałem. W Gorlicach bez wątpienia panował klimat intelektualny, co nie pozostawało bez wpływu na kształtowanie się osobowości wielu licealistów. Lubię słuchać poezji śpiewanej w wykonaniu gorliczanina Czyżykiewicza.

Moim przyjacielem w szkolnych czasach był Janusz Sepioł, późniejszy marszałek Małopolski, a najbliższym sąsiadem sędzia Trybunału Konstytucyjnego Marek Kotlinowski, były poseł. Jestem członkiem Stowarzyszenia Klubu Gorliczan i ciągle czuję się gorliczaninem.

Ryszard Masłowski

Urodzony w Gorlicach, żona Kazimiera, dzieci: Mateusz i Elżbieta Od momentu ukończenia studiów do chwili obecnej w pracuje w Instytucie Mechaniki Budowli, Wydział Inżynierii Lądowej Politechniki Krakowskiej, obecnie na stanowisku adiunkta

Funkcje publiczne

27 stycznia – 31 grudnia 1998 roku wojewoda krakowski,

4 stycznia 1999 – 21 października 2001 roku wojewoda małopolski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto