Ewy Szpili ani jej córki Małgorzaty, miłośnikom koronki nie trzeba szczególnie przedstawiać. Jednak tym, którym akurat ta sztuka jest nieco bardziej obca, możemy obie postaci zaprezentować w skrócie: obie panie ze zwykłych na pierwszy rzut oka nici, potrafią wyczarować cuda.
Wielkim festiwal w małym portowym miasteczku
Pani Ewa telefon odbiera po drugim sygnale. W głośnie wyczuwalna radość, ale też szczypta zmęczenia. Nic dziwnego, festiwal, na który pojechały, to nie jednodniowy zagraniczny wypad, ale praktycznie dwutygodniowa wyprawa. W hiszpańskim Camariñas – wszystkowiedząca Wikipedia podaje, że to w sumie niewielkie portowe miasto – spotykają się koronkarki z całego świata. I myli się ten, kto myśli, że w koronkarstwie nic nie można już wymyślić nowego.
- Za każdym razem jest inaczej – relacjonuje na gorąco pani Ewa.- Nie można przyjechać z tą samą pracą, co wcześniej, bo bywalcy mają doskonałą pamięć – dodaje.
Musi więc być coś niezwykłego, nietuzinkowego, co wspomniana komentuje krótko: po to się męczę przy pracy, żeby zaskoczyć. Tym bardziej że festiwalowi towarzyszy pokaz mody. Też w pewnym stopniu niezwykły, bo na wybiegu nie ma rasowych modelek z agencji, które mają wszystkie te nieosiągalne dla większości wymiary, ale są zwykłe dziewczyny i zwykli chłopcy.
- Najczęściej są to po prostu hostessy, które pomagają przy obsłudze festiwalu – opowiada na gorąco.
W niczym nikomu to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – jest ogromnym atutem pokazu, bo tę czy inną kreację z wykorzystaniem koronki, można zobaczyć na ludziach, jakich na co dzień spotykamy na ulicy.
- W pokazie jedna z modelek szła w sukni stylizowanej na średniowieczną z moim, oczywiście koronkowym kołnierzem, wykonanym ze złotej i jedwabnej nici – wspomina z dumą.
Z prac córki zaprezentowany został naszyjnik, a tłem była elegancka wieczorowa sukienka w kolorze przypominającym khaki. Niezwykle misterny, delikatny, przez co niesłychanie elegancki.
Warto jeszcze dodać, że już sam udział w festiwalu to nie lada wyróżnienie. To taka impreza, na którą nie można pojechać ot, tak sobie. To organizatorzy decydują, kogo zaproszą. A uczestników szukają daleko i szeroko – na podobnych imprezach w innych krajach, podczas różnych prezentacji, pokazów. Trzeba mieć dorobek, umiejętności, ale chyba najważniejsze, żeby być lubianym i lubić innych.
- Stoisko jest duże, trzeba być na nim niemal cały czas, opowiadać, pokazywać – opisuje dalej pani Ewa. - To kilkanaście godzin pracy każdego dnia – dodaje.
Bobowianki zapewniły, że po powrocie do domu opowiedzą szerzej o festiwalu. Okazji ku temu nie zabraknie, 29 kwietnia bowiem rozpoczynają się konsultacje w sprawie wpisania bobowskiej koronki na niematerialną listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?