Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

100 lat skończyła gorliczanka Janina Chochorowska

Marek Podraza
Pani Janina Chochorowska skończyła 100 lat
Pani Janina Chochorowska skończyła 100 lat Marek Podraza
W czwartek 23 stycznia 100 lat skończyła mieszkająca na osiedlu Pod Lodownią, gorliczanka pani Janina Chochorowska, Były kwiaty, życzenia między innymi od premiera, wojewody małopolskiego, władz miasta, najbliższej rodziny, urodzinowy tort, szampan i oczywiście gromkie „200 lat”.

Sama Jubilatka nie kryła wzruszenia i radości w tak wielkim dniu jej życia, które nie było usłane różami. Wręcz przeciwnie, od dzieciństwa towarzyszyła jej bieda, ciężka praca i trudności życiowe. Pomimo tylu lat jest w doskonałej formie, wprawdzie słabiej słyszy, ale ma doskonałą pamięć. Dobrze orientuje się w życiu politycznym, sprawach kościelnych i w bieżących wydarzeniach. W codziennym życiu pomaga jej córka Irena, która się nią opiekuje. Nasza jubilatka urodziła się 23 stycznia 1914, a więc przed wybuchem pierwszej wojny światowej w Biesnej niedaleko Łużnej. Gdy miała prawie pięć lat, pierwsza wojna światowa właśnie się kończyła. - Tuż obok naszego domu przebiegał front. Było wiele okopów, spalili przed atakiem na Pustki w Łużnej wszystkie nasze zabudowania. Mamę ze mną i gromadką najmłodszego rodzeństwa razem było nas dziewięcioro, przygarnęli sąsiedzi. Ojciec i starszy brat był na wojnie. Pamiętam jak w 1918 roku żegnaliśmy pułki honwedów. Podczas I wojny światowej mój tato służył w ułanach i walczył na włoskim froncie w Tyrolu, brat Władysław pod gen. Hallerem bił się z bolszewikami. Od najmłodszych lat pracowałam na roli albo robiłam koronki, a do szkoły chodziłam tylko wtedy jak nie było roboty w polu – opowiada nasza Jubilatka przy pomocy swego najmłodszego syna Jana. W Biesnej poznała też swojego męża Stanisława, który urodził się aż w Detroit w USA. Pobrali się, w 1936 roku kupili kawałek pola 1.89 ha kiepskiej, nieurodzajnej ziemi; a obrabiać trzeba ją było ręcznie.
- Do dzisiaj podziwiamy mamę jak ona to wszystko przetrzymała. Zawsze w życiu towarzyszyły jej wyniesione z dzieciństwa nastroje patriotyczne, ciężka praca, ale też zawierzenie Bogu i nieustanna modlitwa z wyśpiewywanymi godzinkami każdego ranka. Nigdy nie zapomnę jak siostra na głos na polecenie mamy czytała nam „Pana Tadeusza” oraz „Pożary i zgliszcza” Rodziewiczówny, czy jak mama opowiadała nam o rocznicy odsieczy wiedeńskiej na krakowskich Błoniach w 1933 roku i o uczestniczącym w niej marszałku Piłsudskim – wspomina najmłodszy syn Jan. Jubilatka do dziś pamięta to wydarzenie i jeszcze czasem zanuci patriotyczne piosenki; „Na Wawel na Wawel Krakowiaku żwawy”…, czy „Hej strzelcy wraz nad nami Orzeł Biały”….
- Piłsudski stał na trybunie oparty o szablę. Wszędzie było wojsko na koniach, była wielka parada, ułani defilowali przed marszałkiem. Ludzi było tysiące – wspomina pani Janina.
W 1936 roku urodził się najstarszy syn Aleksander. W czasie wojny mąż za udział w partyzantce AK został aresztowany i trafił do obozu koncentracyjnego w Grossrosen i Bautzen, wrócił w 1945 roku wycieńczony, w dodatku chory na gruźlicę.- Ważył zaledwie 35 kilo. Nie mogłam go poznać. Wojna była straszna. W naszym domu ukrywał się dezerter z armii Własowa, a do męża przychodzili i partyzanci i Niemcy – naprawiał im buty. W piecu była broń w każdej chwili mogli nas zastrzelić a dom spalić. Pomagaliśmy też uciekającym Żydom – opowiada Jubilatka.W czasie wojny urodziła się córka Irena a w 1949 roku najmłodszy syn Jan. Niecałe dwa lata później gruźlica zabrała jej męża Stanisława. Najmłodszy syn Jan ojca już nie pamięta.
- Mąż miał tylko 38 lat i od tej pory ponad 60 lat jestem już wdową, w sumie większość mojego życia. Jadło się to co było, mleko, kartofle, kapustę, a mięso od wielkiego święta – dodaje Jubilatka.
Najmłodszy syn Jan ojca już nie pamięta. - Miałem zaledwie dwa lata. Dobrze, że pomagał nam brat taty Franek, który był w Stanach - przysyłał nam paczki. Mama chodziła pieszo do Gorlic na jarmark, aby sprzedać kawę czy inne rzeczy z paczki za parę złotych na inne wydatki. Nie dość, że mama miała nas, to jeszcze ponad 10 lat opiekowała się chorą, niepełnosprawną siostrą. Mama nam zawsze powtarzała żebyśmy się uczyli, bo ona nie miała takiej możliwości – opowiada syn Jan.
I nie ukrywa, że był czas gdy w domu na tzw. przednówku zabrakło zboża na chleb i mama gotowała im tzw. „giermuskę” z zebranych przed żniwami, nie całkiem dojrzałych jeszcze kłosów żyta i mleka.
- Czyli po prostu „paciarę”. Tak to popularnie u nas nazywano. Mama robiła też koronki i sprzedawała je. Dzięki temu były w domu jakieś pieniądze. Jak ksiądz Kępa z siedliskiej parafii chodził po kolędzie, mama zawsze dawała mu jakieś pieniądze, a on z drugiej kieszeni wyciągał większy banknocik i ukradkiem zostawił nam więcej niż sam od nas dostał – dodaje córka Irena. Słowa Jubilatki dotyczące nauki rodzeństwo wzięło sobie mocno do serca. Najstarszy syn Aleksander opuścił dom rok przed śmiercią ojca, gdy rozpoczął naukę w Liceum Pedagogicznym w Gorlicach, gdzie zamieszkał w internacie. Irena i Jan kształcili się dalej w LO w Bobowej również mieszkając w internacie. Mama została na gospodarstwie praktycznie sama. - Żywność zanosiłam im pieszo do internatu bo przecież jechać nie było czym. Wychowałam ich na dobrych ludzi. Mam pięciu wnuków: Janusza, Waldemara – zmarł tragicznie, Józefa, Stanisława – przyjechał dzisiaj do mnie, Błażeja, dalej - czterech prawnuków, Tomka, Przemka, Bartka i Wiktora oraz praprawnuczka Radka. Sami mężczyźni, tak, że nasz ród nie zaginie – wymienia jubilatka z uśmiechem.
W 1973 roku przyszło jej podjąć trudną, ale jedyną możliwą decyzję. Syn Aleksander mieszkał w Lublinie z rodziną, córka wyszła za mąż i mieszkała w Gorlicach. Praktycznie została więc sama, bo najmłodszy syn Jan studiował archeologię na UJ i przyjeżdżał jeszcze tylko w czasie wolnym i na wakacje do domu, ale właśnie skończył studia i uzyskał asystenturę w macierzystej uczelni.- Podjęliśmy razem z mamą decyzję o sprzedaży gospodarstwa i domu w Biesnej. Była to trudna decyzja i dla nas i dla mamy, ale się zgodziła. Przyszła do nas na blok na ulicę Krakowską, ciężko było się jej odnaleźć, ale jakoś się udało. Mama pracowała, opiekowała się małymi dziećmi. Potem kupiliśmy mieszkanie pod Lodownią i mieszka tam już ponad 20 lat – mówi jej córka Irena.
Nie da się wszystkiego opisać z trudnego, ale jakże pięknego życia Jubilatki. Cieszy się, że z okazji urodzin ma tylu gości.- Dziękuje Wam wszystkim za to, że przyszliście do mnie. Jestem taka szczęśliwa – mówi z łzami w oczach.
Jest jeszcze wiele ciekawych historii w jej życiu. Z usług służby zdrowia skorzystała w swoim 100 letnim życiu zaledwie dwa razy.- I to przez zupełny przypadek, bo raz się potknęła, przewróciła i doznała urazu nogi. Nie stosowała żadnych diet i do dzisiaj nie ma problemów ze zdrowiem. Nie ukrywam, że wychować nas było ciężko i czasem się nam dostało. W stajni zawsze stał kij na krowę i czasem na mnie. Bywało bowiem, że na wywiadówkę do szkoły posyłałem starszą siostrę – mówi z uśmiechem jej najmłodszy syn Jan.Dzieci jak tylko mają czas przyjeżdżają do niej. Tak było i z okazji jubileuszu. Przyjechał syn Jan z żoną Elżbietą i wnukiem Stanisławem, była też córka Irena z mężem Kazimierzem, która jest u mamy w każdy dzień.- Szczególnie siostrze jesteśmy wdzięczni za tę opieką i czas jaki poświęca naszej mamie – dodaje Jan.
Nie sposób nie wspomnieć jeszcze jakże o innych faktach z rodzinnej sagi. Najmłodszy syn Jubilatki Jan Chochorowski to prof. dr hab. znany polski archeolog, były wieloletni dyrektor Instytutu Archeologii UJ, członek Senatu UJ. Najgłośniejszym jego osiągnięciem było światowej rangi odkrycie w 1996 grobowca scytyjskiego władcy w tzw. Wielkim Kurhanie Ryżanowskim w Ryżanówce na Ukrainie, za co został uhonorowany w 2000 roku „Złotą Łopatą” – prestiżową nagrodą za „największe odkrycie dokonane przez polskich archeologów na świecie i jego promocję”. Najstarszy syn Aleksander, obecnie emeryt służb mundurowych, był komendantem wojewódzkim milicji w Lublinie, natomiast córka pracowała w spółdzielczości, pod koniec kariery zawodowej była prezesem PZGS w Gorlicach. Wnuk Błażej Chochorowski jest zawodowym muzykiem, gra na gitarze i występuje m.in. ze znaną polską piosenkarką Renatą Przemyk. Na gitarze gra również wnuk Stanisław. Natomiast pani Janina jest wyjątkową jubilatką. Jak nas informuje USC w Gorlicach jako jedyna z wszystkich mieszkańców Gorlic kończy w tym roku 100 lat. Jubilatce życzymy wiele zdrowia i kolejnych, szczęśliwych lat życia powyżej „100-ki” – nadal w tak wspaniałej kondycji !

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto