Potrzeba siedmiu milionów złotych, by kilkaset osób mogło spać nieco spokojniej bez nerwowego patrzenia w niebo i myślenia: przyjdzie ulewa czy nie przyjdzie, zaleje mnie czy nie zaleje. Te siedem milionów na budowę zbiornika retencyjnego w Moszczenicy w porównaniu ze stratami powodziowymi, które co raz wyrządza Moszczanka, to tak naprawdę pestka w porównaniu z nakładami potrzebnymi na naprawę.
Żeby nie być gołosłownym wystarczyła doba opadów (16-17 maja), by Moszczanka dała do wiwatu w czterech miejscach.
- Nawet nie sprawdzamy wcześniej, co się dzieje, tylko od razu jedziemy pewni, że pracy będziemy mieli pełne ręce- mówi Przemysław Wszołek, prezes OSP w Moszczenicy.
Pierwsze ze wspomnianych, to teren między remizą a kościołem. Moszczanka wylewa tam po każdym większym deszczu. Na szczęście, nie ma tam domów, ale są pola uprawne. Nie można więc mówić, że nie ma strat.
- Kolejne miejsce to Kazanówki. Tam z kolei wody potoku wylewają się na drogę, kończy się na tym, że jest nieprzejezdna. Trzecie "ulubione" miejsce Moszczanki to teren tuż przy granicy z Zagórzanami. Ludzie, którzy tam mieszkają, mają w domu na stałe zamontowane pompy - wylicza Wszołek.
Potok pokazuje swoje także w Staszkówce, zalewając jeden z działających tam zakładów.
Straty liczone w setkach tysięcy
- Tylko w 2010 roku wysokość strat w infrastrukturze komunalnej w gminie Moszczenica wyniosła 595 tysięcy złotych. W infrastrukturze drogowej - na same przepusty potrzebnych było ponad 90 tysięcy złotych. W tym roku jedna doba opadów sprawiła, że zalanych było trzydzieści hektarów, pięć odcinków dróg i stadion- wylicza Maria Gubała, koordynator zespołu do spraw bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego.
Oczywiste rozwiązanie
Kilka lat temu Jerzy Wałęga, wójt gminy, znalazł proste i tanie rozwiązanie - utworzenie zbiornika retencyjnego - Zalewu Moszczanka
- W normalnych warunkach na potoku Moszczanka nic złego się nie dzieje, ale czasem wystarczy kilkanaście minut obfitego deszczu i już stwarza on zagrożenie powodziowe - mówi Jerzy Wałęga, wójt gminy.
Koncepcja inwestycji już jest: zbiornik retencyjny miałby mieć powierzchnię dziesięciu hektarów. Taki areał daje możliwość zebrania około dwustu tysięcy metrów sześciennych wody.
- Zbiornik mógłby mieć też inne funkcje - byłby doskonałym ujęciem wody do celów przeciwpożarowych, mógłby także mieć funkcję rekreacyjną, bo dawałby możliwość stworzenia tam na przykład pola biwakowego, plaży z kąpieliskiem - opisuje Wałęga.
Wędkarze są na tak
Co ciekawe, nawet Polski Związek Wędkarski, zazwyczaj przeciwny wielkim inwestycjom na rzekach i potokach, pomysłowi stworzenia małej retencji na Moszczance przyklasnął.
- Taki pomysł na zabezpieczenie gminy przed powodzią to bardzo dobra inicjatywa. W przypadku Moszczanki mamy szerokie pole manewru, bo jest miejsce na poldery zalewowe, jak i na lokalne niewielkie zbiorniki wodne - mówi Łukasz Kosiba, gorlicki wędkarz, prezes koła Miasto-Gorlice.
I dodaje: zaletą małej retencji jest to, że rzeka pozostaje zmeandrowana, posiada zalesione brzegi, a w korycie znajduje się żwir! Kruszywo w korytach rzek stanowi naturalny pancerz zapobiegający erozji wgłębnej i bocznej, czyli prosto mówiąc rzeka nie niszczy okolicznej infrastruktury, poza tym żwir stawia opór pędzącej wodzie zmniejszając jej niszczycielską energię.
Nie tylko Moszczenica
Z Moszczanką i jej działalnością od lat walczą mieszkańcy Zagórzan.
- Zdarzało się, że domy były zalane do wysokości metra. Ludzie wydali sporo pieniędzy na remonty. W miejscach, gdzie osunął się brzeg, woda po prostu nie mieści się w korycie i rozlewa dookoła. Pod wodą był już stadion, zalało również szatnie sportowców. Piszemy ciągle wnioski do Zarządu Melioracji, i o ile za każdym razem przyznają nam rację, to tłumaczą, że nie ma pieniędzy. Więcej, zapewniają, że mają zinwentaryzowane szkody, które owszem zamierzają usuwać systematycznie, jak tylko będą pieniądze - mówi Michał Pyrcioch, sołtys Zagórzan.
Ryszard Guzik, wójt gminy Gorlice dodaje: taki zbiornik na pewno poprawiłby bezpieczeństwo powodziowe w gminie. Ja się pod nim mocno podpisuję!
Wiesław Przyborowski, kierownik nowosądeckiego inspektoratu rejonowego Małopolskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Krakowie temat zalewu w Moszczenicy zna. Podziela pogląd: to wymarzone warunki na taką inwestycję. Zarząd Melioracji podlega pod Urząd Marszałkowski, wszelkie inwestycje prowadzone są z budżetu państwa.
Jak powiedział nam Przyborowski, od 2003 roku skarb państwa nie przeznaczył na te cele pieniędzy.
- W minionym roku Uniwersytet Rolniczy w Krakowie przeprowadził badania i wykazał słuszność regulacji stosunków wodnych poprzez retencję. Mimo iż zbiornik na pograniczu Moszczenicy i Staszkówki został sklasyfikowany na piątym miejscu w województwie pod względem kosztów i potrzeb, to jego budowa dzisiaj jest nierealna - mówi dalej Wałęga.
Polska to naprawdę kraj paradoksów. Nie ma pieniędzy na inwestycje wodne, nie ma na ochronę przeciwpowodziową, za to dziesiątki, setki milionów idą na usuwanie skutków powodzi.
9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?